Wróciłam z noworodkiem do pustego domu – czy naprawdę jestem sama w tej walce?
Drzwi trzasnęły za mną głośniej, niż zamierzałam. W jednej ręce trzymałam fotelik z moim nowo narodzonym synkiem, w drugiej torbę z rzeczami ze szpitala. W powietrzu unosił się zapach kurzu i nieświeżego powietrza. Przez chwilę stałam w progu, próbując złapać oddech po tej całej szpitalnej odysei.
– Michał? – zawołałam cicho, choć wiedziałam, że go nie ma. Była 17:30, a on pewnie jeszcze w pracy. Albo już w drodze na kolejne spotkanie. Ostatnio był tylko ciałem – duchem już dawno odszedł.
Spojrzałam na synka. Spał spokojnie, zupełnie nieświadomy tego, co go czeka. Przeszłam przez przedpokój do pokoju, który miał być jego królestwem. Zamarłam. Nie było łóżeczka. Ani przewijaka. Ani nawet tych ślicznych ubranek, które wybierałam miesiącami w internecie. Na podłodze leżały jakieś stare gazety i kartony po zamówieniach Michała.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przecież prosiłam go tyle razy: „Michał, zamów łóżeczko, proszę. Michał, przewijak jest w promocji, kliknij tylko ‘kup’.” Zawsze odpowiadał: „Zrobię to jutro”, „Nie przesadzaj, mamy czas”, „Nie panikuj”.
Teraz stałam tu sama z dzieckiem na rękach i nie miałam nawet gdzie go położyć.
Zadzwoniłam do niego. Odebrał po kilku sygnałach.
– Co jest? – usłyszałam jego zmęczony głos.
– Michał… wróciłam ze szpitala. Nie ma łóżeczka. Nie ma niczego! – głos mi się załamał.
– Kochanie, przecież mówiłem ci, że mam teraz urwanie głowy w pracy. Nie mogłem się tym zająć. Poza tym… przecież możesz spać z małym w naszym łóżku, nie?
– Michał! To nie jest takie proste! – krzyknęłam przez łzy. – On potrzebuje swojego miejsca! Ja potrzebuję wsparcia!
– Daj spokój, nie przesadzaj…
Rozłączył się.
Usiadłam na podłodze i pozwoliłam sobie na płacz. Tak bardzo się bałam tej samotności. W szpitalu wszyscy mówili: „Jak wrócisz do domu, będzie lepiej”. Ale nikt nie mówił o tym, jak to jest wrócić do pustki.
Przez kolejne godziny próbowałam ogarnąć rzeczywistość. Przewijałam synka na ręczniku rozłożonym na stole w kuchni. Karmiłam go na kanapie, bo nie miałam nawet poduszki do karmienia. Ubranka? Znalazłam tylko jedną paczkę bodziaków w reklamówce pod łóżkiem.
Wieczorem Michał wrócił do domu. Wszedł cicho, jakby bał się mnie obudzić.
– Cześć – powiedział bez entuzjazmu.
– Cześć – odpowiedziałam chłodno.
– Jak mały?
– Śpi…
Przez chwilę staliśmy naprzeciwko siebie w milczeniu.
– Przepraszam, że nie ogarnąłem tych rzeczy… Naprawdę miałem ciężki tydzień – powiedział w końcu.
– Michał… Ja też miałam ciężki tydzień. Urodziłam nasze dziecko. Byłam sama przez większość czasu. Teraz też jestem sama – powiedziałam cicho.
Wzruszył ramionami i poszedł do sypialni.
Tej nocy nie spałam prawie wcale. Synek budził się co godzinę, a ja płakałam razem z nim. Czułam się niewidzialna dla własnego męża. Zastanawiałam się, czy to wszystko ma sens.
Następnego dnia zadzwoniła mama.
– Jak się czujesz? – zapytała troskliwie.
Nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem.
– Mamo… ja sobie nie radzę… Michał mnie nie wspiera… Nie mam nawet łóżeczka dla małego…
Mama przyjechała tego samego dnia z torbą pełną ubranek po mojej młodszej siostrze i starym wiklinowym koszem na pranie, który przerobiłyśmy na prowizoryczne łóżeczko.
– Kochanie, dasz radę – powiedziała, głaszcząc mnie po głowie. – Ale musisz porozmawiać z Michałem. On chyba nie rozumie, co przeżywasz.
Wieczorem spróbowałam jeszcze raz.
– Michał… czy ty mnie jeszcze kochasz? Czy my jesteśmy rodziną?
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Oczywiście, że cię kocham! Po prostu… wszystko mnie przerasta ostatnio. Praca, kredyt… Teraz jeszcze dziecko…
– Ale ja też się boję! Ja też jestem zmęczona! Potrzebuję cię!
Milczał długo.
– Nie wiem, czy potrafię być ojcem – wyszeptał w końcu.
To był pierwszy raz, kiedy usłyszałam od niego coś prawdziwego od miesięcy.
Przez kolejne dni próbowałam go zaangażować: poprosiłam o pomoc przy kąpieli synka, przy przewijaniu. Było niezręcznie, ale powoli zaczynał się przełamywać. Czasem patrzył na małego z takim zdziwieniem i lękiem jednocześnie…
Ale samotność nadal była moją codziennością. Michał coraz częściej wychodził z domu pod pretekstem pracy lub spotkań ze znajomymi. Ja zostawałam sama z dzieckiem i swoimi myślami.
Pewnego dnia przyszła do mnie sąsiadka, pani Halina.
– Słyszałam płacz dziecka… Wszystko w porządku?
Nie wiem dlaczego, ale opowiedziałam jej wszystko. O pustym domu, o braku wsparcia, o strachu przed przyszłością.
Pani Halina przytuliła mnie mocno.
– Nie jesteś sama, kochanie. Ja też kiedyś tak miałam. Mój mąż pił i znikał na całe dnie… Ale przetrwałam dzięki innym kobietom. Jeśli będziesz potrzebować pomocy – przyjdź do mnie.
Te słowa dały mi siłę. Zaczęłam wychodzić na spacery z synkiem i spotykać się z innymi mamami na placu zabaw. Powoli budowałam swoją sieć wsparcia poza domem.
Michał? Nadal był daleko – czasem bliżej, czasem dalej. Nasze rozmowy były coraz rzadsze i coraz bardziej powierzchowne.
Któregoś wieczoru usiadłam przy oknie z kubkiem zimnej herbaty i spojrzałam na śpiącego synka.
Czy naprawdę jestem sama w tej walce? Czy każda matka musi przechodzić przez taki samotny labirynt? Może to właśnie teraz powinnam zawalczyć o siebie – dla siebie i dla niego?