Ostatni Dzień Słońca: Historia Małego Wojtka i Jego Niezwykłej Przyjaciółki
— Mamo, czy dzisiaj znowu muszę zostać w domu? — zapytałem cicho, patrząc przez okno na plac zabaw pod blokiem. Dzieci biegały, śmiały się, a ja czułem się jakby świat toczył się beze mnie. Moje serce biło zbyt szybko, a potem nagle za wolno. Lekarze mówili, że to rzadka wada. Tata zawsze powtarzał, że jestem dzielny, ale ja czułem się po prostu zmęczony.
Ostatnie tygodnie były najgorsze. Musiałem opuścić szkołę, bo nawet wejście po schodach kończyło się dusznością i bólem w klatce piersiowej. Mama siedziała przy mnie całymi dniami, próbując ukryć łzy. Tata wracał późno z pracy i głaskał mnie po głowie, jakbym był porcelanową figurką, którą łatwo stłuc.
Pewnego dnia usłyszałem dzwonek do drzwi. Mama otworzyła i zobaczyłem Sofię — dziewczynkę z mojej klasy. Miała rude warkocze i zawsze śmiała się najgłośniej na przerwach. Trzymała w ręku kolorową torbę.
— Cześć, Wojtek! — powiedziała z uśmiechem. — Przyszłam cię odwiedzić. Mam coś dla ciebie.
Mama spojrzała na mnie pytająco, a ja skinąłem głową. Sofia weszła do mojego pokoju i wyciągnęła planszówkę oraz dwa lizaki.
— Pomyślałam, że skoro nie możesz przyjść do szkoły, to szkoła przyjdzie do ciebie! — powiedziała z dumą.
Zagraliśmy razem w grę. Przez chwilę zapomniałem o bólu i strachu. Śmialiśmy się, kiedy Sofia oszukiwała przy rzucaniu kostką. Po godzinie mama zaprosiła nas na herbatę z malinami. Sofia opowiadała o szkole, o tym jak pani Basia pytała o mnie i jak klasa przygotowała dla mnie laurkę.
— Ale to nie wszystko — powiedziała nagle Sofia. — Chciałam cię zaprosić na specjalną randkę! Wiem, że nie możesz wychodzić daleko, ale możemy zrobić coś wyjątkowego tutaj, u ciebie.
Spojrzałem na nią zdziwiony. Nigdy nie byłem na randce. Sofia wyciągnęła z torby papierowe korony i plastikowe miecze.
— Będziemy królem i królową zamku! — oznajmiła z powagą.
Mama popatrzyła na nas przez łzy i wyszła z pokoju. Tata przyniósł nam sok i ciastka. Przez cały wieczór bawiliśmy się w rycerzy, budowaliśmy z koców fortecę i wymyślaliśmy własne królestwo. Sofia była odważna i śmiała się nawet wtedy, gdy ja już ledwo łapałem oddech.
Po tej randce Sofia przychodziła codziennie. Przynosiła mi książki, rysunki od klasy, czasem po prostu siedziała obok i opowiadała historie o smokach i czarodziejach. Rodzice patrzyli na nas z wdzięcznością, ale ja widziałem w ich oczach strach — bali się, że pewnego dnia przestanę się śmiać.
Pewnego wieczoru usłyszałem ich rozmowę za drzwiami:
— On jest taki szczęśliwy przy niej… — szeptała mama.
— Ale ile jeszcze mu zostało? Lekarz mówił…
— Nie mów tego przy nim! On wszystko słyszy…
Udawałem, że śpię, ale łzy spływały mi po policzkach. Bałem się śmierci. Bałem się zostawić mamę i tatę samych. Ale najbardziej bałem się tego, że już nigdy nie zobaczę Sofii.
Następnego dnia Sofia przyszła wcześniej niż zwykle.
— Mam dla ciebie niespodziankę! — krzyknęła od progu.
Wyciągnęła z plecaka dwa bilety do kina domowego — tata ustawił projektor w salonie.
— Będziemy oglądać „Królestwo Smoków” i jeść popcorn! — powiedziała z dumą.
Podczas filmu złapała mnie za rękę. Poczułem ciepło i spokój. Przez chwilę uwierzyłem, że jestem zwykłym chłopcem, który ma przed sobą całe życie.
Wieczorem leżałem w łóżku i patrzyłem na sufit.
„Dlaczego ja?” — pytałem w myślach. „Dlaczego muszę odejść tak wcześnie?”
Ale potem przypomniałem sobie uśmiech Sofii i jej słowa:
— Wojtek, nawet jeśli kiedyś odejdziesz, zawsze będziesz moim królem.
Rodzice przyszli mnie pocałować na dobranoc. Mama płakała cicho.
— Kochamy cię bardzo — szepnęła.
Zasnąłem ze świadomością, że choć moje serce jest słabe, to dzięki Sofii bije mocniej niż kiedykolwiek wcześniej.
Czasem zastanawiam się: czy to sprawiedliwe? Czy życie może być piękne nawet wtedy, gdy jest tak krótkie? Może właśnie dlatego każda chwila jest tak cenna… Co wy o tym myślicie?