Rozczarowanie babci: „To dziecko to tylko ciężar” – historia młodej matki w polskiej rzeczywistości
– Znowu płacze? – głos mojej mamy przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam przy zlewie, zmywając kubek po kawie, a mój czteroletni synek, Staś, szlochał w swoim pokoju. – Może byś w końcu nauczyła go być samodzielnym? – dodała z wyrzutem, nie patrząc na mnie, tylko na swoje dłonie, które nerwowo skubały brzeg obrusu.
Przez chwilę miałam ochotę odpowiedzieć ostro, ale połknęłam słowa. Wiem, że mama nie miała łatwego życia. Sama wychowywała mnie i mojego brata po śmierci taty. Ale jej chłód wobec Stasia bolał mnie coraz bardziej. Odkąd wróciłam do rodzinnego domu po tym, jak firma zmusiła mnie do rezygnacji z pracy po urlopie macierzyńskim, czułam się tu jak intruz. Mój mąż, Tomek, pracował w delegacji za granicą i widywaliśmy się tylko przez Skype’a. Wszystko było na mojej głowie.
Staś był żywym dzieckiem – czasem płakał bez powodu, czasem śmiał się do łez. Ale od kiedy skończył trzy lata i zaczęłam intensywnie szukać pracy, wszystko się skomplikowało. Żłobek? Lista rezerwowa. Przedszkole? „Proszę czekać na telefon” – słyszałam w każdej placówce. Mama powtarzała: – Kiedyś dzieci nie miały takich luksusów. Zostawały same w domu i jakoś żyły.
Pewnego wieczoru, kiedy Staś zasnął po kolejnej histerii, usiadłam z mamą przy stole. – Mamo, ja już nie daję rady – wyszeptałam. – Nie mogę znaleźć pracy, nikt nie chce zatrudnić matki z małym dzieckiem. Staś nie ma miejsca w żłobku ani przedszkolu. Czuję się bezużyteczna.
Mama spojrzała na mnie surowo. – Może gdybyś była bardziej stanowcza, to dziecko nie byłoby takim ciężarem. Wiesz, że nie mogę ci pomagać cały czas. Mam swoje sprawy.
Zatkało mnie. „Ciężarem”? Mój syn? Przecież to jej wnuk! Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. – On nie jest ciężarem… – zaczęłam cicho.
– Dla ciebie może nie, ale dla mnie już tak – przerwała mi ostro. – Ja już swoje wychowałam.
Wyszłam na balkon, żeby się uspokoić. Czułam się jak najgorsza matka na świecie. W głowie dudniły mi słowa mamy: „To dziecko to tylko ciężar”. Przecież Staś nie prosił się na świat. To ja powinnam go chronić przed takimi słowami.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie koleżanka z liceum, Kasia. – Słyszałam, że szukasz pracy i masz problem z opieką nad Stasiem. Moja sąsiadka prowadzi domowy punkt opieki dla dzieci. Może spróbujesz tam?
Zadzwoniłam od razu. Pani Basia była serdeczna i zaprosiła nas na spotkanie. Staś od razu ją polubił – pokazała mu kolorowe klocki i pozwoliła pogłaskać kota. Po godzinie rozmowy wiedziałam, że to miejsce jest dla nas ratunkiem.
Wieczorem powiedziałam mamie o wszystkim. – Znalazłam opiekę dla Stasia – powiedziałam spokojnie. – Od przyszłego tygodnia zaczynam pracę w biurze rachunkowym Kasi.
Mama wzruszyła ramionami. – Rób jak uważasz. Ale pamiętaj: życie to nie bajka.
Przez kolejne dni czułam ulgę i strach jednocześnie. Bałam się zostawiać Stasia u obcej osoby, ale wiedziałam, że muszę spróbować dla nas obojga. Pierwszego dnia pracy trzęsły mi się ręce, kiedy podpisywałam umowę.
Po tygodniu Staś był szczęśliwy u pani Basi, a ja powoli odzyskiwałam pewność siebie. Ale relacja z mamą pozostała napięta. Unikała rozmów o Stasiu, a kiedy wracałam wieczorem do domu, często siedziała w ciszy przed telewizorem.
Pewnego popołudnia Staś podbiegł do niej z rysunkiem: – Babciu, to dla ciebie! – powiedział z dumą.
Mama spojrzała na kartkę i bez słowa odłożyła ją na stół. Staś spuścił głowę i uciekł do swojego pokoju.
Wtedy coś we mnie pękło.
– Dlaczego tak robisz? – zapytałam cicho mamę. – On cię kocha…
Mama spojrzała na mnie ze zmęczeniem w oczach. – Ja już nie mam siły na dzieci…
Nie odpowiedziałam nic więcej. W nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, jak bardzo różnimy się z mamą w podejściu do życia i rodziny. Czy ja też kiedyś stanę się taka chłodna?
Czasem zastanawiam się, czy można wybaczyć takie słowa jak „To dziecko to tylko ciężar”? Czy da się odbudować relację po tylu rozczarowaniach? A może każda z nas musi nauczyć się żyć ze swoim bólem osobno?