„Nie chcę, żebyś przyszła na mój ślub”: Historia matki, której córka odwróciła się w najważniejszym momencie

– Nie chcę, żebyś przyszła na mój ślub – powiedziała Julia, patrząc gdzieś ponad moim ramieniem. Stałam w kuchni, z filiżanką herbaty w ręku, i czułam, jak powoli robi mi się duszno. Herbata rozlała się na blat, ale nawet tego nie zauważyłam. Wszystko wokół jakby zamarło.

– Dlaczego? – zapytałam cicho, ledwo słyszalnym głosem. – Przecież to najważniejszy dzień w twoim życiu.

Julia wzruszyła ramionami. – Mamo, po prostu… źle się dogadujesz z tatą i z Olkiem. Nie chcę żadnych scen. To ma być mój dzień.

Olek. Jej narzeczony. Nigdy nie potrafiłam go zaakceptować. Może dlatego, że od początku widziałam w nim coś, co mnie niepokoiło – jego chłód, wyrachowanie, sposób, w jaki patrzył na Julię, jakby była jego własnością. Ale Julia była dorosła. Miała prawo wybierać. Tylko dlaczego ten wybór oznaczał dla mnie wykluczenie?

– Przecież nie zrobiłabym żadnej sceny – szepnęłam. – Kocham cię, Julka.

– Wiem – odpowiedziała beznamiętnie. – Ale nie chcę ryzykować. Zresztą… Olek też nie chce cię widzieć.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, błagać ją, żeby się opamiętała. Ale tylko stałam i patrzyłam na nią bezradnie.

Kiedy wyszła z kuchni, usiadłam przy stole i rozpłakałam się jak dziecko. Przez okno widziałam ogród, który pielęgnowałam przez lata – róże, które sadziłyśmy razem z Julią, gdy była małą dziewczynką. Przypomniałam sobie jej śmiech, jej małe rączki ubrudzone ziemią. Gdzie się podziały te wszystkie wspólne chwile?

Mój mąż, Andrzej, wszedł do kuchni i spojrzał na mnie z niepokojem.

– Co się stało? – zapytał.

– Julia… nie chce mnie na swoim ślubie – wyszeptałam.

Andrzej pokręcił głową z niedowierzaniem. – Przesadza. To przez tego Olka. Od kiedy on się pojawił, wszystko się zmieniło.

– Może to moja wina? Może byłam zbyt surowa? – zaczęłam szukać winy w sobie.

– Nie mów tak – przerwał mi stanowczo. – Zawsze robiłaś wszystko dla niej. To ona teraz powinna się zastanowić.

Ale ja wiedziałam swoje. Przypomniałam sobie wszystkie nasze kłótnie z ostatnich lat – o studia, o wybory życiowe Julii, o Olka właśnie. Zawsze chciałam dla niej jak najlepiej, ale może za bardzo naciskałam? Może powinnam była pozwolić jej popełniać własne błędy?

Przez kolejne dni chodziłam jak cień samej siebie. Julia unikała mnie, zamykała się w swoim pokoju lub wychodziła do Olka. Andrzej próbował rozmawiać z nią, ale bez skutku.

W końcu postanowiłam napisać do niej list. Pisałam całą noc:

„Julko,
Nie wiem, co zrobiłam źle. Wiem tylko, że bardzo cię kocham i nie wyobrażam sobie nie być przy tobie w tak ważnym dniu. Jeśli naprawdę tego chcesz – uszanuję twoją decyzję. Ale pamiętaj: zawsze będę na ciebie czekać.
Mama”

Rano zostawiłam list pod jej drzwiami i wyszłam do pracy. Cały dzień myślałam tylko o niej. Czy przeczyta? Czy odpowie?

Wieczorem znalazłam ją w kuchni. Siedziała przy stole ze spuszczoną głową.

– Przeczytałam twój list – powiedziała cicho.

Usiadłam naprzeciwko niej i czekałam.

– Mamo… Ja po prostu boję się, że wszystko się popsuje. Olek nie chce cię widzieć po tej waszej ostatniej kłótni…

– Ale to był tylko jeden raz! – przerwałam jej rozpaczliwie.

– Dla niego to wystarczyło – westchnęła Julia.

– A dla ciebie? Co ty czujesz?

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Nie wiem… Chcę mieć spokój… Chcę być szczęśliwa…

Wtedy zrozumiałam: ona naprawdę jest rozdarta między mną a nim. Może Olek ją szantażuje? Może boi się go stracić?

Przez kolejne tygodnie próbowałam jeszcze rozmawiać z Julią, ale ona coraz bardziej oddalała się ode mnie. W końcu przestała wracać do domu na noc. Andrzej był wściekły:

– To przez tego chłopaka! On ją od nas odciąga!

Ale ja wiedziałam, że to nie tylko jego wina. To także moje błędy – moje oczekiwania, moje rozczarowania, moja nieumiejętność zaakceptowania jej wyborów.

Dzień ślubu nadszedł szybciej niż myślałam. Siedziałam sama w ogrodzie i słuchałam dźwięków miasta za oknem. Telefon milczał. Żadnego zaproszenia, żadnego znaku od Julii.

Wieczorem zadzwoniła moja siostra:

– Iwona… Jak się trzymasz?

– Nie wiem… Czuję się pusta…

– Może jeszcze wszystko się ułoży? Daj jej czas…

Ale ja wiedziałam, że pewnych rzeczy nie da się już cofnąć.

Minęły dwa miesiące od ślubu Julii. Nie odezwała się ani razu. Czasem widuję ją przypadkiem na mieście – zawsze z Olkiem, zawsze zamyśloną.

Często pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy każda matka musi kiedyś stracić swoją córkę?

Może kiedyś Julia wróci… Może kiedyś mi wybaczy…

A Wy? Czy potrafilibyście wybaczyć własnemu dziecku taką decyzję? Czy można jeszcze odbudować to, co zostało złamane?