Babcia na ratunek: Czy mam prawo prosić ją o więcej?
– Znowu wracasz tak późno? – Babcia spojrzała na mnie znad okularów, trzymając w dłoniach kubek z herbatą. Jej głos był cichy, ale wyczuwałam w nim zmęczenie i nutę wyrzutu.
Zatrzymałam się w progu, czując, jak ciężar dnia przygniata mnie jeszcze mocniej. W szpitalu znowu był dyżur do późna, a potem autobus się spóźnił. Mój syn, Michałek, już spał – nie miałam nawet okazji go przytulić.
– Przepraszam, babciu. Wiem, że to trudne… – zaczęłam niepewnie, ale przerwała mi gestem dłoni.
– Nie musisz przepraszać. Ale ja już nie mam tyle siły co kiedyś. Michałek jest kochany, ale czasem… – zawahała się, szukając słów. – Czasem boję się, że coś mu się stanie, a ja nie zdążę zareagować.
Usiadłam obok niej na kanapie. W powietrzu wisiała cisza, przerywana tylko tykaniem starego zegara. Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie – dwie kobiety z różnych światów, połączone jednym dzieckiem i wspólnym lękiem.
Moja mama wyjechała do Niemiec jeszcze zanim skończyłam liceum. Ojca nigdy nie znałam. Babcia była dla mnie wszystkim: domem, opieką, ciepłem. Teraz ja prosiłam ją o coś, co wydawało się ponad jej siły.
– Babciu… Ja nie mam wyjścia. Nie stać mnie na żłobek prywatny, a państwowy nie ma miejsc. Z pracy nie mogę zrezygnować…
– Wiem, dziecko – westchnęła ciężko. – Ale czasem myślę… czy to jest życie dla ciebie? Cały czas w biegu, bez chwili dla siebie czy dla Michałka?
Nie odpowiedziałam. Bo co mogłam powiedzieć? Że czasem płaczę w szpitalnej łazience, bo tęsknię za synem? Że boję się o babcię, która coraz częściej zapomina wyłączyć gaz? Że czuję się jak najgorsza matka świata?
Następnego dnia rano Michałek obudził się z płaczem. Miał gorączkę. Babcia była przerażona – zadzwoniła do mnie do pracy.
– Aniu, wracaj szybko! On cały się trzęsie!
Wybiegłam ze szpitala bez słowa wyjaśnienia. Szefowa patrzyła na mnie krzywo – wiedziałam, że to kolejny minus do premii. W domu zastałam babcię siedzącą na podłodze obok łóżeczka i Michałka z rozpalonym czołem.
– Przepraszam… Ja nie wiedziałam, co robić…
Przytuliłam ją mocno. Po raz pierwszy zobaczyłam łzy w jej oczach.
Wieczorem zadzwoniła ciotka Jola.
– Anka, ty chyba zwariowałaś! Babcia ma prawie osiemdziesiąt lat! Chcesz ją wykończyć?
– Nie mam innego wyjścia – odpowiedziałam cicho.
– To może oddaj dziecko do rodziny zastępczej? Albo poproś ojca Michałka!
– On nawet nie wie, że Michałek istnieje…
Cisza po drugiej stronie była wymowna.
Po tej rozmowie długo siedziałam w kuchni. Babcia przyszła po cichu i usiadła naprzeciwko.
– Nie słuchaj Joli – powiedziała stanowczo. – Ja dam radę. Ale musimy ustalić zasady.
Zaczęłyśmy rozmawiać o wszystkim: o lekach babci, o tym, żeby nie zostawiała Michałka samego choćby na chwilę, o tym, że ja będę starała się wracać wcześniej. Spisałyśmy wszystko na kartce i powiesiłyśmy na lodówce.
Przez kilka tygodni wszystko szło lepiej. Michałek zdrowiał, babcia była spokojniejsza. Ale pewnego dnia wróciłam do domu i zobaczyłam ją śpiącą na kanapie z otwartą książką na kolanach. Michałek bawił się sam w drugim pokoju.
Serce mi stanęło.
– Babciu! – krzyknęłam przerażona.
Obudziła się gwałtownie.
– Przepraszam… Zasnęłam tylko na chwilkę…
Wybiegłam do łazienki i rozpłakałam się jak dziecko. Czy naprawdę mogę ryzykować bezpieczeństwo syna?
Następnego dnia poszłam do opieki społecznej. Pani urzędniczka spojrzała na mnie z politowaniem.
– Proszę pani, takich jak pani są setki. Samotna matka, starsza babcia… System jest niewydolny. Może spróbować znaleźć nianię na czarno?
Wyszłam stamtąd z poczuciem bezsilności i wstydu.
Wieczorem usiadłyśmy z babcią przy stole.
– Może powinnam poszukać innego rozwiązania – powiedziałam cicho.
Babcia spojrzała mi prosto w oczy.
– Aniu, ja wiem, że się boisz. Ja też się boję. Ale jesteśmy rodziną. Jeśli ty się poddasz, to co będzie z Michałkiem?
Wtedy po raz pierwszy poczułam coś na kształt nadziei. Może razem damy radę?
Ale życie szybko sprowadziło mnie na ziemię. Michałek zaczął mieć problemy w przedszkolu – był zamknięty w sobie, nie chciał rozmawiać z innymi dziećmi.
– Może on tęskni za tobą? – zapytała wychowawczyni podczas zebrania.
Wróciłam do domu i patrzyłam na śpiącego syna. Czy naprawdę robię wszystko dobrze?
Babcia weszła do pokoju i usiadła obok mnie.
– Aniu… Ty zawsze byłaś dzielna. Ale czasem trzeba poprosić o pomoc innych.
Zadzwoniłam do sąsiadki, pani Zosi. Zgodziła się przychodzić dwa razy w tygodniu i pomagać babci przy Michałku. To był mały krok ku normalności.
Ale konflikty w rodzinie narastały. Ciotka Jola coraz częściej dzwoniła z pretensjami:
– Ty tylko myślisz o sobie! Babcia jest stara! A ty latasz po tych dyżurach!
Czułam się jak między młotem a kowadłem.
Pewnego wieczoru usiadłam z babcią przy herbacie i zapytałam:
– Babciu… Czy ty mi kiedyś wybaczysz?
Spojrzała na mnie łagodnie i pogładziła po ręce.
– Nie masz za co przepraszać. Robisz wszystko, co możesz. Ja też bym tak zrobiła dla ciebie.
Przytuliłyśmy się mocno. Poczułam jej drżące ręce i ciepło bijące od serca.
Dziś wiem jedno: życie samotnej matki to nieustanna walka z poczuciem winy i lękiem o bliskich. Ale też codzienna lekcja miłości i wdzięczności za tych, którzy zostają przy nas mimo wszystko.
Czy mam prawo prosić babcię o jeszcze więcej? A może powinnam nauczyć się prosić o pomoc innych? Co wy byście zrobili na moim miejscu?