Najtrudniejsze Święta: Jak stanąłem po stronie mojej partnerki i zmieniłem naszą rodzinę na zawsze
— Naprawdę nie mogła się bardziej postarać? — usłyszałem głos mojej siostry, Magdy, zza drzwi kuchni. — Te pierogi są jak z supermarketu, a nie domowe! — dodała z przekąsem. Stałem w korytarzu, trzymając w rękach talerz z makowcem, który właśnie upiekła Ola, moja partnerka. To miały być nasze pierwsze wspólne święta w nowym mieszkaniu. Zaprosiliśmy całą rodzinę: moją mamę, tatę, Magdę z mężem i dzieciakami. Ola była podekscytowana i zestresowana jednocześnie — chciała, żeby wszystko wyszło idealnie.
Ale już od rana czułem napięcie. Mama poprawiała obrus, Magda kręciła nosem na choinkę („Trochę łysa na dole, nie?”), a tata zasiadł przed telewizorem i narzekał na korki w mieście. Ola starała się ze wszystkich sił: lepiła pierogi, piekła sernik, dekorowała stół. Widziałem, jak jej ręce drżą, gdy kroiła warzywa na sałatkę jarzynową.
— Gregor, możesz mi pomóc z prezentami? — zapytała cicho Ola, kiedy goście rozsiadali się w salonie.
— Jasne — odpowiedziałem i poszedłem za nią do sypialni. Tam zobaczyłem ją skuloną na łóżku, z oczami pełnymi łez.
— Oni mnie nie lubią — wyszeptała. — Staram się, a oni tylko krytykują…
Przytuliłem ją mocno. — Kochanie, to tylko stres. Daj im czas.
Ale wtedy usłyszałem ten śmiech z kuchni. Magda i mama plotkowały o Oli — o jej gotowaniu, o tym, że „nie wygląda na gospodynię”, że „pewnie Gregor sam wszystko robi”. Poczułem wściekłość. Przez całe życie byłem tym, który godził wszystkich, unikał konfliktów. Ale teraz…
Wróciłem do kuchni. — Słyszałem was — powiedziałem stanowczo. — To nie jest w porządku. Ola się stara, a wy tylko ją krytykujecie.
Mama spojrzała na mnie zaskoczona. — Synku, przecież żartujemy…
— To nie są żarty — przerwałem jej. — Jeśli nie potraficie okazać szacunku mojej partnerce w naszym domu, to może powinniście wrócić do siebie.
Zapadła cisza. Magda zaczerwieniła się i spuściła wzrok. Tata podniósł się z fotela.
— Gregor… może przesadzasz? To święta…
— Właśnie dlatego! — podniosłem głos. — Święta są po to, żeby być razem i okazywać sobie wsparcie. Jeśli nie potraficie tego zrobić dla Oli, to nie chcę takich świąt.
Wróciłem do sypialni. Ola patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
— Co się stało? — zapytała cicho.
— Powiedziałem im prawdę. Że jeśli nie potrafią cię zaakceptować i szanować, to mogą wyjść.
Ola zaczęła płakać — tym razem z ulgi. Przytuliła mnie mocno.
Po chwili usłyszeliśmy ciche pukanie do drzwi. To była Magda.
— Przepraszam — powiedziała drżącym głosem. — Nie powinnam była tak mówić… Po prostu… zazdroszczę ci odwagi. Ja nigdy nie miałam tyle siły, żeby postawić się mamie.
Ola spojrzała na nią niepewnie, ale skinęła głową.
— Dziękuję za przeprosiny — wyszeptała.
Do końca wieczoru atmosfera była napięta, ale już nikt nie komentował ani jedzenia, ani dekoracji. Mama pomogła sprzątać ze stołu, tata nawet pochwalił makowiec („Lepszy niż u babci!”), a dzieci Magdy bawiły się pod choinką.
Kiedy wszyscy wyszli, usiedliśmy z Olą na kanapie w ciszy. Czułem ulgę i zmęczenie jednocześnie.
— Myślisz, że coś się zmieni? — zapytała Ola szeptem.
— Nie wiem… Ale wiem jedno: już nigdy nie pozwolę nikomu cię ranić.
Patrzyłem na migoczące światełka choinki i zastanawiałem się: czy naprawdę trzeba aż takiego konfliktu, żeby rodzina zaczęła szanować nasze wybory? Czy odwaga do stawiania granic zawsze musi boleć?