Życie z Tatą Było Walką: Chciał Ze Mnie Zrobić Idealnego Syna, Ale Zapomniał, Że Mam Własne Marzenia
– Wstań, Michał! Nie będziesz spał do południa jak twoja matka! – głos taty rozdarł ciszę sobotniego poranka, zanim jeszcze otworzyłem oczy. Przez chwilę udawałem, że śpię dalej, ale wiedziałem, że to nic nie da. Tata już stał w drzwiach mojego pokoju, z rękami skrzyżowanymi na piersi, patrząc na mnie tym swoim surowym wzrokiem.
– Słyszałeś mnie? – powtórzył. – Dziś masz trening o dziewiątej. Nie będę cię woził jak panisko. Rower czeka pod blokiem.
Miałem wtedy czternaście lat i od trzech lat mieszkałem tylko z nim. Mama wyprowadziła się do swojej siostry w Gdańsku zaraz po rozwodzie. Zostawiła mi numer telefonu i obietnicę, że będzie dzwonić w każdą niedzielę. Ale z czasem te rozmowy stawały się coraz krótsze, aż w końcu przestała dzwonić wcale.
Tata nigdy nie mówił o niej dobrze. – Widzisz, Michał, kobiety są słabe. Uciekają od odpowiedzialności. Ty musisz być inny – powtarzał mi niemal codziennie. – Ja cię wychowam na porządnego faceta.
Zawsze miał plan na moje życie. Najpierw piłka nożna – bo sam grał w młodości w lokalnym klubie i twierdził, że tylko przez kontuzję nie zrobił kariery. Potem dobre liceum, politechnika, praca w porządnej firmie. Wszystko rozrysowane na kartce, którą trzymał w szufladzie biurka.
Ale ja nie chciałem grać w piłkę. Wolałem rysować komiksy i słuchać muzyki. Gdy próbowałem mu o tym powiedzieć, śmiał się głośno:
– Komiksy? To nie jest życie! Chcesz być jak twoja matka – bujać w obłokach? Nie pozwolę ci zmarnować się przez głupoty.
Czułem się jak figurka na szachownicy, którą ktoś przesuwa bez pytania o zgodę. Każdy dzień był walką – o chwilę spokoju, o własne zdanie, o prawo do marzeń. Tata był wszędzie: na trybunach podczas meczów, przy stole podczas nauki matematyki, nawet w moich snach, gdzie krzyczał na mnie za każdą porażkę.
Najgorsze były wieczory. Siedzieliśmy razem przy stole w kuchni – on z gazetą i szklanką herbaty, ja z zeszytem do matematyki. Wystarczyło jedno źle rozwiązane zadanie, by wybuchła awantura.
– Ile razy mam ci tłumaczyć?! – krzyczał, uderzając pięścią w stół. – Nie będziesz idiotą! Nie pozwolę!
Czasem myślałem, że to moja wina, że mama odeszła. Może byłem za trudny? Może tata miał rację – trzeba mnie było „naprawić”? Ale im bardziej próbowałem się dopasować do jego oczekiwań, tym bardziej czułem się pusty.
Pewnego dnia po meczu podszedł do mnie trener.
– Michał, co się dzieje? Kiedyś grałeś z pasją, teraz wyglądasz jakbyś chciał być gdzie indziej.
Nie odpowiedziałem. Bałem się powiedzieć prawdę – że nigdy nie chciałem tu być.
W domu tata czekał już z pretensjami:
– Znowu byłeś najgorszy na boisku! Wstyd mi za ciebie! Myślisz, że życie to zabawa?
Wtedy pierwszy raz odważyłem się mu odpowiedzieć:
– Może po prostu nie chcę grać w piłkę!
Zamilkł na chwilę, jakby nie wierzył własnym uszom. Potem wybuchnął:
– Nie będziesz mi mówił, co masz robić! Jesteś moim synem i będziesz robił to, co ci każę!
Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami. Szedłem bez celu po osiedlu, aż usiadłem na ławce pod blokiem i rozpłakałem się jak dziecko. Nikt mnie nie widział – wszyscy byli zajęci swoimi sprawami.
Od tamtej pory nasze relacje były jeszcze gorsze. Rozmawialiśmy tylko wtedy, gdy musieliśmy. Tata przestał przychodzić na mecze – chyba myślał, że to mnie zaboli. Ale ja poczułem ulgę.
W liceum poznałem Olgę – dziewczynę z równoległej klasy, która rysowała jeszcze lepiej ode mnie. Pokazała mi swoje szkicowniki i zaprosiła do kółka plastycznego. Po raz pierwszy poczułem się akceptowany takim, jaki jestem.
Tata nie wiedział o Oldze ani o moich rysunkach. Bałem się jego reakcji. Ale kiedy dostałem wyróżnienie w konkursie plastycznym i moje prace zawisły w szkolnej galerii, nie mogłem już tego ukrywać.
Przyniosłem mu dyplom i zdjęcie z wystawy.
– Co to jest? – spytał z pogardą.
– Wygrałem konkurs plastyczny…
– I co z tego? Myślisz, że ktoś ci za to zapłaci? Przestań się wygłupiać i zajmij się czymś poważnym!
Wtedy coś we mnie pękło.
– Nigdy nie będę taki jak ty! – krzyknąłem przez łzy. – Chcę żyć po swojemu!
Nie odpowiedział. Odwrócił się i wyszedł z kuchni. Przez kilka dni prawie się do siebie nie odzywaliśmy.
Dziś mam dwadzieścia cztery lata i mieszkam sam w Poznaniu. Studiuję grafikę komputerową i pracuję jako freelancer. Z tatą rozmawiam rzadko – głównie przy okazji świąt albo urodzin babci. Czasem wydaje mi się, że żałuje tego wszystkiego, ale nigdy nie potrafił przeprosić ani przyznać się do błędu.
Często wracam myślami do tamtych lat i zastanawiam się: czy gdybym był innym synem, tata byłby szczęśliwszy? Czy można kochać kogoś naprawdę, jeśli on nie pozwala ci być sobą?
Może każdy z nas nosi w sobie jakiś plan na drugiego człowieka… Ale czy mamy prawo go realizować kosztem czyjegoś szczęścia?