Związek na niby – prawdziwe życie zaczyna się od kłamstwa
Telefon zadzwonił tuż po północy. W słuchawce usłyszałam głos mojej młodszej siostry, Anity, roztrzęsiony i pełen łez. – Magda, błagam, pomóż mi… – szlochała. – On mnie zostawił, a ja nie mam dokąd pójść…
Zerwałam się z łóżka, serce waliło mi jak młot. Mój mąż, Paweł, przewrócił się na drugi bok i mruknął: – Znowu ona? Magda, nie możesz ciągle ratować całego świata.
Ale to była moja siostra. Zawsze byłam tą odpowiedzialną, tą, która łatała rodzinne dziury. Wciągnęłam dres i wybiegłam na klatkę schodową. Anita czekała pod blokiem, z walizką i zapuchniętymi oczami. Przytuliłam ją mocno.
– Co się stało? – spytałam cicho.
– Michał… on… on mnie zdradził. Z tą swoją koleżanką z pracy. Wyrzucił mnie z mieszkania. Nie mam nikogo poza tobą.
Wzięłam ją do siebie. Paweł był wściekły. – Miałaś mi obiecać, że nie będziesz wciągać nas w jej problemy! – krzyczał następnego dnia w kuchni. – Ile razy jeszcze pozwolisz jej się wykorzystywać?
– To moja siostra! – odparłam przez zaciśnięte zęby.
– A ja jestem twoim mężem! Kiedy w końcu pomyślisz o naszej rodzinie?
Wiedziałam, że ma rację. Ale nie umiałam zostawić Anity samej. Przez kilka tygodni próbowałam pogodzić ogień z wodą: dom, pracę, dzieci i rozbitą siostrę na kanapie. Paweł coraz częściej wychodził wieczorami, wracał późno, milczał przy kolacji.
Pewnego dnia Anita przyszła do mnie z testem ciążowym w ręku. – Magda… ja jestem w ciąży – wyszeptała. – Nie wiem nawet, czyje to dziecko…
Zamarłam. W głowie miałam mętlik. Wiedziałam jedno: jeśli rodzice się dowiedzą, będzie piekło. Ojciec nigdy nie akceptował Anity, uważał ją za czarną owcę rodziny. Mama płakała po nocach przez jej wybryki.
– Musisz to ukryć – powiedziałam w końcu. – Przynajmniej na razie.
– Ale jak? Gdzie ja pójdę? Nie mam pracy, nie mam pieniędzy…
– Zostaniesz u nas – zdecydowałam. – Pomogę ci znaleźć pracę. Ale musisz się ogarnąć, Anita. Nie mogę ciągle wszystkiego robić za ciebie.
Paweł był wściekły, kiedy się dowiedział. – To już przesada! – wrzeszczał. – Ona tu mieszka, a teraz jeszcze będzie rodzić dziecko pod naszym dachem? Magda, ja tego nie wytrzymam!
– To moja rodzina! – powtórzyłam uparcie.
– A ja? Ja się nie liczę?
Przez kolejne miesiące atmosfera była gęsta jak śmietana. Anita coraz bardziej zamykała się w sobie, ja byłam rozdarta między nią a Pawłem. Dzieci pytały, dlaczego ciocia jest smutna i czemu mama płacze w łazience.
W końcu Anita urodziła córeczkę – Zosię. Była śliczna, maleńka i bezbronna. Anita patrzyła na nią z mieszaniną miłości i przerażenia.
– Nie dam rady… – szepnęła pewnej nocy, kiedy siedziałyśmy razem przy łóżeczku.
– Dasz radę – zapewniłam ją, choć sama w to nie wierzyłam.
Ale nie dała rady. Po kilku tygodniach zaczęła znikać na całe dnie, wracała pijana albo w ogóle nie wracała. Pewnego ranka znalazłam tylko kartkę: „Przepraszam Magda. Nie umiem być matką”.
Zosia została ze mną. Paweł był bliski wybuchu.
– To już koniec! Albo ona, albo ja! – postawił sprawę jasno.
– To dziecko nie jest niczemu winne! – krzyczałam przez łzy.
– Ale ja nie chcę wychowywać cudzego dziecka! Chcę mieć normalne życie!
Nie spałam całą noc. Rano zadzwoniłam do rodziców.
– Mamo… Anita zostawiła Zosię u mnie…
Mama rozpłakała się do słuchawki. Ojciec powiedział tylko: – Nie przywoź jej tu nawet na chwilę.
Zostałam sama z decyzją: oddać Zosię do domu dziecka czy walczyć o nią mimo wszystko? Wybrałam to drugie.
Zaczęły się schody urzędowe: opieka społeczna, sąd rodzinny, tysiące papierów i pytań o zarobki, warunki mieszkaniowe, stabilność małżeństwa…
Pewnego dnia urzędniczka spojrzała na mnie znad okularów:
– Pani Magdaleno, czy pani mąż wyraża zgodę na przysposobienie dziecka?
Zamarłam. Paweł patrzył na mnie z kamienną twarzą.
– Nie wiem… muszę się zastanowić – powiedział chłodno.
Wróciliśmy do domu w milczeniu. Wieczorem usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
– Magda… ja cię kocham. Ale nie chcę tego życia. Nie chcę być ojcem dla dziecka twojej siostry. Jeśli zdecydujesz się je zatrzymać… odejdę.
Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.
– Paweł… proszę cię…
– Wybierz – powiedział tylko i wyszedł z domu.
Całą noc siedziałam przy łóżeczku Zosi i płakałam. Rano podjęłam decyzję: zostaję z Zosią.
Paweł spakował walizki i wyprowadził się do matki. Dzieci płakały, mama dzwoniła codziennie i błagała mnie, żebym oddała Zosię do adopcji.
– Magda, ty masz własne dzieci! Nie możesz poświęcać wszystkiego dla Anity!
Ale ja już podjęłam decyzję.
Przez kolejne miesiące walczyłam o przysposobienie Zosi sama jak palec. Było ciężko: praca na pół etatu, dzieciaki w szkole i przedszkolu, sądy, kontrole z opieki społecznej…
Pewnego dnia zadzwoniła Anita. Była pijana i bełkotała coś o tym, że chce odzyskać córkę.
– Oddaj mi ją! To moje dziecko!
– Najpierw musisz wytrzeźwieć i zacząć żyć jak człowiek! – krzyknęłam przez łzy.
Rozłączyła się bez słowa.
W końcu sąd przyznał mi prawo do opieki nad Zosią. Byłam szczęśliwa i przerażona jednocześnie.
Minęły dwa lata. Paweł ułożył sobie życie z inną kobietą. Moje dzieci dorosły szybciej niż powinny – pomagały mi przy Zosi, wspierały mnie jak mogły.
Anita nigdy już nie wróciła naprawdę do naszego życia. Czasem dzwoniła z odwyku albo szpitala psychiatrycznego, czasem przysyłała kartkę na święta.
Dziś Zosia ma cztery lata i mówi do mnie „mamo”. Czasem patrzę na nią i zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy miałam prawo poświęcić własną rodzinę dla dziecka siostry?
A może czasem trzeba postawić wszystko na jedną kartę i zaufać sercu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?