Zgubiony numer telefonu – historia, która rozdarła moją rodzinę

Telefon zadzwonił dokładnie wtedy, gdy wyciągałam z piekarnika sernik dla wnuczki. Dźwięk rozległ się głośno w pustym mieszkaniu, odbijając się echem od ścian. Zawsze się boję, że nie zdążę odebrać – palce mam już nie takie sprawne, a i wzrok coraz słabszy. Chwyciłam aparat, ale zanim nacisnęłam zielony przycisk, ekran zgasł. Znowu. Westchnęłam ciężko, odkładając telefon na stół.

Nie minęły dwie minuty, gdy drzwi trzasnęły z impetem. Do kuchni wpadła moja córka, Justyna. – Mamo! Ile razy mam ci powtarzać?! – krzyknęła, zanim jeszcze zdążyłam się odwrócić. – Nie odbierasz telefonu! Martwię się o ciebie!

– Przepraszam, kochanie – powiedziałam cicho. – Znowu nie zdążyłam…

Justyna przewróciła oczami i zaczęła chodzić po kuchni jak rozjuszony tygrys. – To już trzeci raz w tym tygodniu! A jakby coś ci się stało? A jakbyś upadła? Nie mogę być spokojna w pracy!

– Staram się… Naprawdę się staram – tłumaczyłam się, czując narastający wstyd. – Ale te nowe telefony…

– To nie jest nowy telefon! To najprostszy model z dużymi przyciskami! Nawet babcia Zosia z sąsiedztwa sobie radzi!

Zabolało mnie to porównanie. Babcia Zosia była ode mnie młodsza o pięć lat i zawsze wszystko robiła lepiej – przynajmniej według Justyny.

– Może powinnam wrócić do starego telefonu na korbkę? – próbowałam zażartować, ale córka nie miała nastroju do śmiechu.

– Mamo, ja już nie wiem, co robić! – wybuchła. – Może powinnam cię zabrać do siebie? Przynajmniej miałabym cię na oku.

– Nie chcę być ciężarem…

– Nie jesteś ciężarem! Ale czasem mam wrażenie, że robisz mi to na złość.

To już było niesprawiedliwe. Przez chwilę miałam ochotę krzyknąć, że całe życie poświęciłam dla niej i jej brata, że nigdy nie myślałam o sobie. Ale połknęłam słowa. Zamiast tego spojrzałam na sernik i poczułam łzy pod powiekami.

Wtedy do kuchni wszedł mój syn, Paweł. – Co tu się dzieje? – zapytał spokojnie, ale od razu wyczuł napięcie.

– Mama znowu nie odebrała telefonu – rzuciła Justyna przez zaciśnięte zęby.

Paweł westchnął i podszedł do mnie. Pogładził mnie po ramieniu. – Mamo, może po prostu napiszemy twój numer na kartce i przykleimy do lodówki? Jakby coś się stało, zadzwonisz do nas albo do sąsiadki.

– Ale ja nie chcę zawracać głowy sąsiadom…

– Mamo, nie jesteś sama na świecie! – Justyna była coraz bardziej roztrzęsiona. – Ja już nie mam siły! Pracuję po dwanaście godzin dziennie, wracam do domu i zamiast odpocząć, muszę się martwić!

– To nie moja wina… – szepnęłam.

– A czyja?! – wybuchła córka. – Może powinnam ci zabrać ten telefon i zostawić ci tylko dzwonek do drzwi?!

Paweł spojrzał na nią ostro. – Justyna, przesadzasz.

– Przesadzam?! Ty mieszkasz w Gdańsku i widujesz mamę raz na miesiąc! Wszystko jest na mojej głowie!

Cisza zawisła w powietrzu jak ciężka zasłona. Paweł zacisnął pięści. – To nie znaczy, że możesz być niemiła.

– A ty zawsze byłeś ulubieńcem mamy! – syknęła Justyna. – Tobie wszystko wolno!

Zrobiło mi się niedobrze. Znowu wracaliśmy do starych żalów, które nigdy nie zostały wypowiedziane głośno. Pamiętałam te wszystkie lata, gdy Justyna musiała mi pomagać w domu po śmierci ojca, a Paweł mógł robić co chciał. Wtedy wydawało mi się to naturalne – chłopcy mają więcej swobody. Teraz widziałam w oczach córki całą jej krzywdę.

– Przepraszam was… – powiedziałam drżącym głosem. – Nie chciałam nikogo skrzywdzić.

Justyna nagle usiadła przy stole i ukryła twarz w dłoniach. Paweł usiadł obok niej i objął ją ramieniem.

– Przepraszam, mamo… Ja po prostu… boję się o ciebie – wyszeptała Justyna.

Podeszłam do niej i pogładziłam ją po włosach jak wtedy, gdy była małą dziewczynką. – Wiem, kochanie. Ja też się boję. Boję się starości, samotności… Boję się, że któregoś dnia naprawdę nie odbiorę telefonu i już nigdy was nie zobaczę.

Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Wszyscy spojrzeliśmy po sobie zaskoczeni. Paweł poszedł otworzyć i po chwili wrócił z moją sąsiadką, panią Elżbietą.

– Przepraszam, że przeszkadzam – powiedziała cicho. – Ale pani Maria z trzeciego piętra upadła na schodach i potrzebujemy pomocy.

Bez słowa pobiegliśmy wszyscy na klatkę schodową. Maria leżała na zimnych kafelkach, blada i przerażona. Zadzwoniłam po pogotowie – tym razem udało mi się nacisnąć właściwy przycisk.

Po wszystkim wróciliśmy do mieszkania w milczeniu. Justyna spojrzała na mnie inaczej niż zwykle.

– Widzisz? Wystarczy jeden moment…

Przytuliłam ją mocno. Paweł uśmiechnął się smutno.

Wieczorem usiadłam sama przy stole z kubkiem herbaty i patrzyłam na telefon leżący obok sernika. Zrozumiałam wtedy coś ważnego: czasem najprostsze rzeczy stają się najtrudniejsze wtedy, gdy najbardziej nam zależy.

Czy można naprawić relacje rodzinne jednym telefonem? Czy wystarczy nauczyć się obsługiwać nowoczesny aparat, by odzyskać bliskość z dziećmi? A może prawdziwy problem leży gdzie indziej?

Czasem myślę: czy to ja zgubiłam numer do własnych dzieci… czy one zgubiły numer do mnie?