Zdrada, która zabrała mi wszystko: Historia Magdy z podwarszawskiej Wesołej
Wszystko zaczęło się w ten jeden, przeklęty wieczór. Siedziałam przy kuchennym stole, dłubiąc widelcem w zimnej już zupie pomidorowej. Za ścianą mój mąż, Artur, rozmawiał przez telefon. Szeptał, śmiał się cicho, a ja czułam, jak coś we mnie pęka. Syn, Olek, odrabiał lekcje w swoim pokoju, a ja próbowałam nie słyszeć tych czułych słówek, które nie były już dla mnie.
— Magda, idziesz spać? — zapytał Artur, wychylając się z korytarza. Jego oczy były nieobecne, jakby już dawno odszedł.
— Zaraz — odpowiedziałam, choć wiedziałam, że tej nocy nie zmrużę oka.
Nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, aż w końcu usłyszałam szelest kluczy. Była druga w nocy. Artur wychodził z domu. Wstałam i podeszłam do okna. Patrzyłam, jak jego sylwetka znika w ciemności. Wtedy już wiedziałam — to nie była tylko praca po godzinach.
Następnego dnia próbowałam udawać przed Olkiem, że wszystko jest w porządku. Ale dzieci wyczuwają kłamstwo lepiej niż dorośli.
— Mamo, dlaczego tata jest taki smutny? — zapytał nagle przy śniadaniu.
Zatkało mnie. Uśmiechnęłam się blado.
— Ma dużo pracy — skłamałam.
Ale prawda była inna. Artur coraz częściej znikał na całe noce. Zaczęły się kłótnie. Najpierw ciche, potem coraz głośniejsze. W końcu pewnego wieczoru wybuchłam:
— Masz kogoś?!
Spojrzał na mnie z pogardą.
— A co cię to obchodzi? I tak nigdy mnie nie rozumiałaś!
To był cios. Zawsze myślałam, że jesteśmy drużyną. Przecież razem budowaliśmy ten dom w Wesołej, razem braliśmy kredyt, razem płakaliśmy po poronieniu pierwszego dziecka. A teraz on patrzył na mnie jak na obcą.
Przez kolejne tygodnie żyliśmy obok siebie jak dwa cienie. Olek zamknął się w sobie. Przestał jeść, przestał rozmawiać ze mną i z ojcem.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa, pani Irena.
— Magda, co się dzieje? Artur mówił, że chcesz go wyrzucić z domu!
— To nieprawda! — krzyknęłam przez łzy. — On mnie zdradza!
— Nie wierzę! Mój syn nigdy by ci tego nie zrobił!
Wtedy zrozumiałam, że jestem sama. Moja własna matka mieszkała daleko i zawsze powtarzała: „Małżeństwo to kompromis”. Ale jak można się dogadać z kimś, kto już dawno odszedł?
W końcu Artur przestał wracać na noc. Zostawił mi tylko SMS-a: „Potrzebuję czasu. Nie dzwoń.”
Olek płakał codziennie. Próbowałam być silna dla niego, ale nocami krzyczałam w poduszkę z bezsilności.
Pewnego dnia zobaczyłam Artura z inną kobietą pod szkołą Olka. Trzymała go za rękę. Była młodsza ode mnie o dziesięć lat i miała długie blond włosy. Olek wybiegł ze szkoły i zobaczył ich razem.
— Tato?!
Artur puścił rękę tamtej kobiety i podszedł do syna.
— To jest pani Marta… moja koleżanka z pracy.
Olek spojrzał na mnie z przerażeniem.
Wieczorem zamknął się w pokoju i nie chciał ze mną rozmawiać.
Następnego dnia dostałam pozew o rozwód. Artur chciał zabrać mi dom i opiekę nad synem. Napisał w pozwie, że jestem „niestabilna emocjonalnie” i „nie radzę sobie z codziennością”.
Wtedy po raz pierwszy w życiu poczułam prawdziwą nienawiść.
Zaczęła się wojna o wszystko: o dziecko, o dom, o pieniądze. Teściowa przychodziła do sądu jako świadek Artura i opowiadała niestworzone historie o mojej rzekomej agresji wobec Olka.
— Pani Magdo — powiedziała sędzia podczas jednej z rozpraw — czy jest pani w stanie zapewnić synowi stabilny dom?
— Tak! — odpowiedziałam drżącym głosem. — On jest całym moim światem!
Ale Artur miał lepszego adwokata i więcej pieniędzy. Zaczął manipulować Olkiem:
— Mama chce cię zabrać ode mnie na zawsze — mówił mu przez telefon.
Olek zaczął mieć koszmary. Budził się z płaczem i krzyczał: „Nie chcę wybierać!”
W końcu sąd przyznał mi opiekę nad synem, ale musiałam oddać połowę domu Arturowi. On zamieszkał z Martą kilka ulic dalej.
Myślałam, że to koniec piekła. Ale wtedy zaczęły się plotki wśród sąsiadów:
— Słyszałaś? Magda podobno biła męża!
— A ja słyszałam, że Olek chodzi głodny do szkoły…
Każdy dzień był walką o przetrwanie. Musiałam wrócić do pracy na kasie w Biedronce, bo alimenty od Artura wystarczały tylko na czynsz i rachunki.
Olek zamknął się jeszcze bardziej. Przestał chodzić na treningi piłki nożnej, które kiedyś tak kochał.
Pewnego wieczoru usiadłam przy nim na łóżku.
— Synku… wiem, że jest ci ciężko. Ale ja cię kocham najbardziej na świecie.
Olek spojrzał na mnie przez łzy:
— Dlaczego tata nas zostawił?
Nie umiałam odpowiedzieć.
Mijały miesiące. Artur coraz rzadziej odwiedzał Olka. Marta zaszła w ciążę i urodziła córkę. Olek czuł się coraz bardziej niepotrzebny ojcu.
W końcu przyszedł do mnie i powiedział:
— Mamo… ja już nie chcę widywać taty.
Serce mi pękło po raz kolejny.
Dziś minęły trzy lata od tamtych wydarzeń. Nadal mieszkamy w tym samym domu — połowa należy do mnie i Olka, połowa do Artura, który już dawno przestał płacić alimenty i kontaktować się z synem.
Czasem spotykam Martę na zakupach — patrzy na mnie z pogardą i triumfem w oczach.
Ale ja już nie płaczę nocami. Znalazłam siłę w sobie i w Olku. On wrócił na treningi piłki nożnej i powoli odzyskuje radość życia.
Często zastanawiam się: czy można wybaczyć komuś taką zdradę? Czy da się jeszcze zaufać drugiemu człowiekowi po tym wszystkim?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?