Zazdrość, bezczelność i narzucanie swojego zdania – zerwałam więzi z rodziną męża

Wszystko zaczęło się od trzaśnięcia drzwiami. Stałam w przedpokoju naszego mieszkania na osiedlu w Nowej Hucie, z sercem bijącym jak oszalałe, a echo słów mojej teściowej jeszcze dźwięczało mi w uszach. – „Nie jesteś stąd, nie rozumiesz naszych zwyczajów!” – krzyczała pani Halina, a jej głos niósł się po klatce schodowej. Mój mąż, Artur, stał obok mnie z opuszczoną głową, niezdolny do żadnej reakcji. Wtedy poczułam, że coś we mnie pękło. To był ten moment, w którym wiedziałam, że muszę wybrać siebie.

Mam na imię Marta. Mam 36 lat i przez ostatnie osiem lat byłam żoną Artura. Poznaliśmy się na studiach w Krakowie – on był cichy, spokojny, zawsze gotów pomóc. Ja – dziewczyna z małego miasta pod Tarnowem, ambitna, z marzeniami o własnej firmie. Zakochaliśmy się w sobie bez pamięci. Po ślubie zamieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu po babci Artura. Wydawało mi się wtedy, że świat stoi przede mną otworem.

Niestety, bardzo szybko przekonałam się, że dla rodziny mojego męża zawsze będę „tą obcą”. Pani Halina – teściowa – od początku dawała mi do zrozumienia, że nie jestem wystarczająco dobra dla jej syna. – „Marta, ty nawet nie umiesz ugotować porządnego rosołu!” – śmiała się na głos podczas niedzielnych obiadów. Teść, pan Marian, był milczący i wiecznie niezadowolony. Najgorsza była jednak szwagierka – Sylwia. Młodsza ode mnie o dwa lata, wiecznie porównująca nasze życie: „Ooo, Marta, nowa sukienka? Ja bym tyle pieniędzy nie wydała na takie głupoty”.

Na początku próbowałam być miła. Przynosiłam ciasta na rodzinne spotkania, pomagałam w kuchni, znosiłam docinki. Artur powtarzał: „Nie przejmuj się, oni tacy są”. Ale jak długo można być workiem treningowym dla cudzych frustracji? Pani Halina potrafiła zadzwonić o 7 rano w sobotę i powiedzieć: „Arturku, przyjedź naprawić kran. Marta pewnie nie umie”. Albo przychodziła bez zapowiedzi i zaglądała do szafek: „Ojej, a czemu tu taki bałagan?”

Najbardziej bolało mnie to, że Artur nigdy nie stanął po mojej stronie. Kiedyś zebrałam się na odwagę i powiedziałam mu: – „Arturze, twoja mama mnie rani”. Spojrzał na mnie zaskoczony: – „Przesadzasz. Ona po prostu chce dobrze”.

Z czasem zaczęły się poważniejsze konflikty. Kiedy założyłam własną działalność – sklep internetowy z rękodziełem – teściowa wyśmiewała mnie przy każdej okazji: „A co to za praca? Siedzieć w domu i kleić koraliki?”. Sylwia rozpowiadała po rodzinie plotki: „Marta nie chce mieć dzieci, bo kariera ważniejsza”. A przecież nikt nie wiedział, że od dwóch lat walczyliśmy z niepłodnością i każda taka uwaga była jak nóż w serce.

Pewnego dnia przyszła do nas Sylwia z matką. Zastały mnie przy komputerze. – „Ooo, znowu siedzisz przy tych swoich zabawkach?” – rzuciła Sylwia z pogardą. Pani Halina zaczęła przestawiać rzeczy w kuchni bez pytania. W końcu usiadły naprzeciwko mnie i zaczęły rozmowę:

– Marta, musimy porozmawiać poważnie – zaczęła teściowa. – Artur jest naszym jedynym synem. Powinien mieć dzieci. Ty mu to uniemożliwiasz.

– To nie tak… – próbowałam tłumaczyć.

– Nie przerywaj mi! – przerwała mi ostro Halina. – W naszej rodzinie kobieta ma dbać o dom i dzieci. Ty tylko myślisz o sobie.

Sylwia dodała: – Może powinnaś dać Arturowi wolną rękę? Może znajdzie sobie kogoś normalnego.

Poczułam łzy napływające do oczu. Artur wszedł do kuchni akurat wtedy i usłyszał ostatnie zdanie.

– Co tu się dzieje? – zapytał cicho.

– Nic takiego – odpowiedziała matka słodkim głosem. – Po prostu martwimy się o ciebie.

Po ich wyjściu wybuchłam płaczem. Artur objął mnie niezręcznie:

– Nie przejmuj się nimi…

– Ale ja już nie mogę! – krzyknęłam przez łzy. – Albo coś zmienisz, albo ja odejdę!

Następnego dnia teściowa zadzwoniła do Artura:

– Synku, Marta jest niewdzięczna! My tylko chcemy dobrze! Ona cię od nas odciąga!

Artur był rozdarty między mną a rodziną. Przez kilka tygodni chodził jak cień. Ja zamknęłam się w sobie. Praca przestała mnie cieszyć, unikałam spotkań rodzinnych pod byle pretekstem.

Przełom nastąpił podczas świąt Bożego Narodzenia rok temu. Pojechaliśmy do rodziców Artura na Wigilię. Już przy stole Sylwia zaczęła swoje:

– Marta, a ty znowu nie pijesz? Pewnie jesteś w ciąży? Czy może znowu dieta?

Teściowa dodała: – U nas w domu kobieta zawsze gotowała barszcz! A ty co? Nawet pierogów nie ulepisz!

Wstałam od stołu i wyszłam do łazienki. Tam usiadłam na zimnych kafelkach i płakałam jak dziecko. Wtedy podjęłam decyzję: koniec.

Po powrocie do domu powiedziałam Arturowi:

– Nie chcę już mieć kontaktu z twoją rodziną. Jeśli ty chcesz ich widywać – proszę bardzo. Ale ja już nie będę się więcej upokarzać.

Artur był w szoku:

– Przesadzasz…

– Nie! To ja przez lata znosiłam ich docinki! To ja płakałam po nocach! To ja czułam się gorsza! Teraz wybieram siebie!

Od tamtej pory nie odbieram telefonów od teściowej ani Sylwii. Nie jeżdżę na rodzinne uroczystości. Artur początkowo próbował mnie przekonać do zmiany zdania:

– Marta… to przecież moja rodzina…

– A ja jestem twoją żoną! – odpowiedziałam stanowczo.

Z czasem zaczął rozumieć moją decyzję. Nasze życie powoli wracało do równowagi. Zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem, rozmawiać szczerze o naszych uczuciach i planach na przyszłość.

Ale rodzina Artura nie odpuszczała. Pani Halina potrafiła przyjść pod nasze drzwi i walić pięścią:

– Otwórzcie! Chcę porozmawiać! Marta musi przeprosić!

Nie otworzyliśmy.

Sylwia pisała do mnie wiadomości pełne jadu:

– Rozbijasz rodzinę! Jesteś egoistką!

Przestałam czytać te SMS-y.

Teść Marian milczał jak zawsze, ale wiem, że obwinia mnie za wszystko.

Czasem budzę się w nocy i zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy miałam prawo postawić siebie ponad rodziną męża? Ale potem przypominam sobie tamte upokorzenia i wiem jedno: nikt nie ma prawa deptać mojej godności.

Dziś żyję spokojniej. Skupiam się na pracy i na tym, by odbudować relację z Arturem bez toksycznych wpływów jego rodziny. Może kiedyś oni zrozumieją swój błąd… a może nie.

Czy naprawdę trzeba poświęcać siebie dla cudzej akceptacji? Czy ktoś z was też musiał wybrać między sobą a rodziną partnera? Jak poradziliście sobie z takim bólem?