Zamknięte drzwi, otwarte rany: Historia o rodzinie, która rozpadła się w jeden wieczór

Drzwi trzasnęły z hukiem, aż obrazek z pierwszej komunii mojej córki przekrzywił się na ścianie. Stałam w korytarzu, z kluczami w dłoni, a w uszach dźwięczały jeszcze słowa, które wypowiedział do mnie mąż. „To nie jest twoje mieszkanie, Marta. To już nie jest twój dom.”

Nie wiem, jak długo stałam bez ruchu, zanim łzy zaczęły spływać mi po policzkach. W jednej chwili straciłam wszystko: dom, rodzinę, poczucie bezpieczeństwa. Ale najgorsze było to, że to nie była obca kobieta. To była moja własna siostra – Kinga.

Zawsze byłam tą odpowiedzialną. Starszą córką, która musiała się wszystkim opiekować. Mama zmarła wcześnie, tata pił i znikał na całe tygodnie. To ja gotowałam obiady, prałam rzeczy, odrabiałam z Kingą lekcje. Gdy poznałam Tomka na studiach w Krakowie, wydawało mi się, że w końcu ktoś zadba o mnie. Przeprowadziliśmy się do Katowic, urodziła się nasza córka Zosia. Kinga przyjeżdżała do nas na weekendy – zawsze z problemami, zawsze z pustym portfelem i oczami pełnymi pretensji.

Tomek był cierpliwy. Przynajmniej tak myślałam. „Twoja siostra to kłopot,” powtarzał czasem pod nosem. Ale nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek… że mogliby… Nawet teraz nie potrafię tego wypowiedzieć na głos.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Kinga straciła pracę w kawiarni i poprosiła, czy może zatrzymać się u nas na kilka tygodni. „Nie mam dokąd pójść,” mówiła przez telefon. „Marta, jesteś moją jedyną rodziną.” Tomek nie był zachwycony, ale zgodził się – dla świętego spokoju.

Pierwsze dni były nawet miłe. Zosia cieszyła się z obecności cioci, a ja miałam kogoś do pomocy w domu. Ale potem zaczęły się drobne nieporozumienia: Kinga nie sprzątała po sobie, znikała na całe noce bez słowa, a kiedy wracała – śmierdziała papierosami i tanim winem.

Pewnego wieczoru wróciłam wcześniej z pracy. W kuchni panowała cisza – aż podejrzana. Weszłam i zobaczyłam Tomka i Kingę przy stole. Siedzieli bardzo blisko siebie, szeptali coś i śmiali się tak, jakby byli sami na świecie.

– Co tu się dzieje? – zapytałam ostro.

Tomek spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem.
– Rozmawiamy tylko. Nie przesadzaj.

Kinga odwróciła wzrok.
– Może nie powinnaś być taka zazdrosna o własną siostrę?

Zignorowałam to wtedy. Przecież to niemożliwe – powtarzałam sobie przez kolejne dni. Ale potem zaczęły ginąć moje rzeczy: najpierw szminka z łazienki, potem ulubiona bluzka, a na końcu… obrączka.

– Tomek, widziałeś moją obrączkę? – zapytałam pewnego ranka.
– Nie – odpowiedział bez mrugnięcia okiem.

A potem przyszła Kinga i rzuciła mi ją na stół.
– Znalazłam pod łóżkiem. Może powinnaś lepiej pilnować swoich rzeczy.

Wtedy już wiedziałam, że coś jest nie tak. Zaczęłam obserwować ich ukradkiem: spojrzenia, dotyk dłoni pod stołem, wspólne wyjścia niby po zakupy. Czułam się jak w złym filmie.

W końcu zebrałam się na odwagę i postanowiłam porozmawiać z Tomkiem.
– Co was łączy? – zapytałam prosto z mostu.
– O czym ty mówisz? – odpowiedział wymijająco.
– Nie udawaj! Wiem, że coś jest między tobą a Kingą!

Zacisnął pięści i spojrzał mi prosto w oczy.
– Może gdybyś mniej pracowała i więcej była w domu… – zaczął.
– Chcesz powiedzieć, że to moja wina?!
– Nie wiem… Może po prostu przestaliśmy być rodziną.

Wyszłam wtedy z domu i przez godzinę chodziłam po osiedlu jak lunatyczka. Zadzwoniłam do taty – odebrał pijany i zaczął krzyczeć, że „zawsze byłam problemem”. Zadzwoniłam do przyjaciółki – nie odebrała. Czułam się kompletnie sama.

Następnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i zobaczyłam walizki pod drzwiami.
– Co to ma znaczyć? – zapytałam Tomka.
– Kinga zostaje ze mną. Ty możesz się wyprowadzić.

Zosia stała w kącie i płakała cicho.
– Mamo… dlaczego ciocia płacze?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć własnemu dziecku. Spakowałam kilka rzeczy do torby i wyszłam bez słowa. Zatrzymałam się u koleżanki z pracy – Magdy – która przyjęła mnie bez pytań.

Przez pierwsze dni nie mogłam spać ani jeść. Magda próbowała mnie pocieszać:
– Marta, musisz być silna dla Zosi.
– Jak mam być silna? Straciłam wszystko!
– Masz siebie i masz córkę. To najważniejsze.

Po tygodniu zadzwoniła do mnie Kinga.
– Marta… przepraszam…
– Za co? Za to, że zabrałaś mi męża? Za to, że rozbiłaś rodzinę?
– To nie tak… Tomek powiedział, że już cię nie kocha…
– A ty mu uwierzyłaś?
– Ja… ja nie chciałam tego tak…

Rozłączyłam się bez słowa. Przez kolejne dni próbowałam poukładać sobie życie na nowo: znalazłam mieszkanie do wynajęcia na Ligocie, Zosia poszła do nowego przedszkola. Każdego dnia patrzyłam na nią i zastanawiałam się, czy kiedykolwiek będę w stanie jej wyjaśnić, dlaczego tata został z ciocią.

Tata zadzwonił raz jeszcze – tym razem trzeźwy:
– Marta… słyszałem co się stało…
– Lepiej późno niż wcale…
– Przepraszam cię za wszystko… Może mogłem być lepszym ojcem…
– Teraz już za późno na przeprosiny.

Przez kolejne miesiące walczyłam o alimenty i prawo do opieki nad córką. Tomek próbował mnie zastraszać:
– Jeśli będziesz robić problemy, powiem sądowi o twojej „niestabilności”!

Nie dałam się zastraszyć. Sąd przyznał mi opiekę nad Zosią i alimenty – choć niewielkie. Kinga próbowała jeszcze kilka razy dzwonić i pisać wiadomości:
– Marta… proszę cię… jesteśmy rodziną…
Ale dla mnie rodzina przestała istnieć tamtego wieczoru.

Czasem spotykam Tomka i Kingę na ulicy – idą razem za rękę jak para nastolatków. Udają, że mnie nie widzą. Zosia pyta czasem:
– Mamo… czy ciocia jeszcze nas odwiedzi?
Nie wiem co odpowiedzieć. Może kiedyś jej wybaczę – ale jeszcze nie teraz.

Czasem zastanawiam się: czy można wybaczyć najbliższym największą zdradę? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może to wybór – każdego dnia od nowa?

Co wy byście zrobili na moim miejscu?