„Zadbaj o ślub siostry, masz przecież pieniądze” – historia o rodzinnych oczekiwaniach i cenie niezależności
– Zuzanna, opłać ślub Weroniki. Masz przecież pieniądze – usłyszałam przez telefon głos mojej matki, tak głośny i stanowczy, że aż musiałam odsunąć słuchawkę od ucha.
Byłam w pracy, w środku ważnego spotkania. Próbowałam szeptem wyjaśnić: – Mamo, nie mogę teraz rozmawiać. Oddzwonię później.
– Natychmiast przyjedź! To sprawa rodzinna! – nie ustępowała. Czułam, jak narasta we mnie irytacja i wstyd – szefowa spojrzała na mnie z dezaprobatą.
Wiedziałam już, że nie odpuści. Zawsze tak było – jeśli matka czegoś chciała, cały świat miał się zatrzymać. Odetchnęłam głęboko i obiecałam, że przyjadę po pracy. Przez resztę dnia telefon dzwonił co pół godziny. W końcu wyłączyłam go ze złością.
W drodze do domu matki kupiłam jej ulubione rurki z kremem – naiwnie wierząc, że słodycz złagodzi jej humor. Wchodząc do mieszkania, usłyszałam od progu:
– Jak długo można czekać! – Matka już czekała w kuchni, z miną obrażonej królowej.
Weronika, moja młodsza siostra, siedziała przy stole i udawała, że przegląda telefon. Od miesięcy była bez pracy, mieszkała z mamą i nie dokładała się do rachunków. Ja – starsza córka, ta „zaradna”, „odpowiedzialna”, „z sukcesami” – byłam od lat traktowana jak rodzinny bankomat.
– Mam dla was wiadomość! – Matka aż promieniała. – Weronika i Paweł biorą ślub!
– Gratulacje – powiedziałam chłodno, bo już czułam, dokąd to zmierza.
– Ale tylko cywilny – wtrąciła Weronika cicho.
– No właśnie! – Matka uderzyła pięścią w stół. – Ślub bierze się raz w życiu! Musi być wesele! Z orkiestrą, z salą, z białą suknią!
– Mamo… – zaczęłam spokojnie. – Jeśli Weronika chce tylko cywilny…
– Nie chce! Po prostu ich nie stać! Ty możesz pomóc! – Matka spojrzała na mnie wyczekująco.
Weronika spuściła wzrok. Przez chwilę miałam ochotę ją przytulić – była moją siostrą, ale od lat czułam się jak jej matka.
– Zuzanna zarabia dobrze, ma oszczędności – matka mówiła dalej, jakby mnie nie było. – Ja dołożę pięćdziesiąt tysięcy, ty dasz sto i będzie wesele jak się patrzy!
Zaparło mi dech.
– Sto tysięcy? Mamo, to są moje oszczędności na mieszkanie dla mojej córki! – wybuchłam.
– Przesadzasz! Przecież ci nie ubędzie! Weronika nigdy nie miała nic od życia…
– A ja miałam? Wszystko musiałam robić sama! – poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
Weronika nagle się odezwała:
– Może niech Paweł coś dołoży? Albo ja znajdę pracę…
Matka machnęła ręką:
– Ty się nie nadajesz do pracy z ludźmi! Zuzanna zawsze była zaradna. To jej obowiązek!
Poczułam się upokorzona. Przez całe życie słyszałam: „Jesteś starsza, musisz dawać przykład”, „Nie wolno ci zawieść”. Teraz miałam oddać swoje marzenia na rzecz cudzych oczekiwań?
Wróciłam do domu roztrzęsiona. Mój mąż Michał spojrzał na mnie z troską:
– Co się stało?
Opowiedziałam mu wszystko. Pokręcił głową:
– Zuzka, nie możesz ciągle ratować wszystkich kosztem siebie. Twoja mama nigdy nie widzi twoich potrzeb.
Przez kolejne dni matka dzwoniła codziennie. Weronika przestała odbierać telefony ode mnie w ogóle. W pracy byłam rozkojarzona, w domu spięta. Czułam się winna i zła jednocześnie.
W końcu po tygodniu matka zadzwoniła z nowym pomysłem:
– Skoro nie chcesz dać pieniędzy, to chociaż weź kredyt! Przecież masz zdolność!
– Mamo! To jest absurdalne! – krzyknęłam przez łzy.
– W takim razie nie licz na zaproszenie na ślub swojej siostry! – rzuciła i rozłączyła się.
Michał próbował mnie pocieszać:
– Może to i lepiej? Może czas postawić granice?
Ale ja czułam się rozdarta. Z jednej strony chciałam być lojalna wobec rodziny, z drugiej miałam już dość bycia wykorzystywaną.
Kilka dni później spotkałam Weronikę przypadkiem w galerii handlowej. Wyglądała na zmieszaną.
– Zuzka… przepraszam za mamę. Ona zawsze była… taka. Ja naprawdę nie chcę ci zabierać pieniędzy.
– To czemu nic nie mówisz? Czemu pozwalasz jej robić ze mnie potwora?
Weronika wzruszyła ramionami:
– Boję się jej sprzeciwić. Ona zawsze wszystko załatwia krzykiem…
Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę w milczeniu. Poczułam żal do niej i do siebie samej.
W dniu ślubu dostałam SMS-a: „Jeśli zmienisz zdanie, zapraszamy”. Nie poszłam. Siedziałam w domu z Michałem i naszą córką Mają. Płakałam pół wieczoru.
Kilka tygodni później matka zadzwoniła:
– Przez ciebie musiałam wziąć kredyt na wesele Weroniki! Teraz będę spłacać latami!
– Mamo… to była twoja decyzja.
– Jesteś egoistką! Zawsze myślisz tylko o sobie!
Odłożyłam słuchawkę i długo patrzyłam w okno. Czy naprawdę jestem egoistką? Czy może po raz pierwszy w życiu postawiłam siebie na pierwszym miejscu?
Czasem myślę: czy rodzina powinna być miejscem wsparcia czy wiecznych oczekiwań? Czy macie podobne doświadczenia? Jak radzicie sobie z presją bliskich?