Za każdym razem, gdy mój zięć wraca do domu, muszę zniknąć: historia polskiej babci, która walczy o miejsce w rodzinie
— Mamo, proszę, schowaj się na chwilę do pokoju. Michał już wraca z pracy — szepcze do mnie Ania, moja córka, z niepokojem w oczach. Słyszę już dźwięk klucza w zamku. W moim sercu ściska się coś bolesnego, jakby ktoś ścisnął je zimną dłonią. Znowu muszę zniknąć. Znowu muszę udawać, że mnie tu nie ma.
Cicho zamykam drzwi do małego pokoiku, w którym śpię, gdy zostaję u nich na noc. Słyszę głos Michała — twardy, zmęczony, nieznoszący sprzeciwu:
— Aniu, mówiłem ci już, że nie chcę, żeby twoja mama tu była, kiedy wracam. Potrzebuję spokoju po pracy.
Ania coś odpowiada cicho, ale nie słyszę słów. Siedzę na łóżku i patrzę na zdjęcie mojej wnuczki Zosi na komodzie. Przypominam sobie jej śmiech, jej małe rączki obejmujące moją szyję. Dla niej tu jestem. Dla niej znoszę to upokorzenie.
Kiedyś myślałam, że rodzina to miejsce, gdzie każdy jest mile widziany. Że dom mojej córki będzie też moim domem. Ale odkąd Ania wyszła za Michała, wszystko się zmieniło. On jest inny niż my — zamknięty w sobie, zasadniczy, wszystko musi być po jego myśli. Nie lubi gości, nie lubi zmian. A już najbardziej nie lubi mnie.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy poprosiłam go o coś drobnego — żeby podwiózł mnie do lekarza. Spojrzał na mnie chłodno:
— Pani Halino, mam dużo pracy. Proszę nie liczyć na mnie w takich sprawach.
Zrobiło mi się wtedy przykro, ale tłumaczyłam sobie: może miał zły dzień. Może się jeszcze do mnie przekona. Ale minęły lata i nic się nie zmieniło. Zosia ma już pięć lat i coraz częściej pyta:
— Babciu, czemu nie możesz zostać na kolację?
Co mam jej odpowiedzieć? Że jej tata nie chce mnie przy stole? Że jestem tu tylko wtedy, gdy on pozwoli?
Ania próbuje mnie bronić. Czasem widzę łzy w jej oczach, gdy rozmawiamy wieczorem przy cichym świetle lampki:
— Mamo, przepraszam cię za Michała. On po prostu taki jest… Ja nie wiem już, jak z nim rozmawiać.
— Kochanie — mówię jej wtedy — ja to zniosę. Dla ciebie i dla Zosi.
Ale czy naprawdę powinnam znosić? Czy to normalne, że czuję się jak intruz we własnej rodzinie?
Czasem wracam wspomnieniami do czasów, gdy Ania była mała. Byłyśmy tylko we dwie — jej ojciec odszedł wcześnie. Pracowałam na dwa etaty, żeby niczego jej nie brakowało. Byłyśmy drużyną. Teraz czuję się jak piąte koło u wozu.
Najgorsze są te chwile ciszy przy stole, gdy Michał patrzy na mnie z chłodną obojętnością. Każdy mój ruch wydaje się go drażnić — nawet to, jak kroję chleb dla Zosi:
— Proszę nie rozpieszczać jej tak bardzo — rzuca krótko.
Zosia patrzy na mnie pytająco. Widzę w jej oczach smutek i niezrozumienie.
Wczoraj wieczorem usłyszałam ich kłótnię przez cienką ścianę:
— Aniu, mówiłem ci już sto razy! Twoja matka nie powinna tu mieszkać!
— Michał, ona mi pomaga! Bez niej nie dałabym rady z pracą i Zosią!
— To zatrudnij opiekunkę! Ja chcę mieć dom dla siebie!
Leżałam wtedy skulona pod kocem i płakałam cicho w poduszkę. Nie chcę być ciężarem. Nie chcę być powodem ich kłótni.
Dziś rano Ania zaproponowała mi kawę w kuchni:
— Mamo… może powinnaś trochę odpocząć u siebie? Wiem, że to trudne… Ale Michał jest coraz bardziej nerwowy.
Patrzyłam na nią długo. Widziałam w niej tę samą dziewczynkę co kiedyś — zagubioną i przestraszoną.
— Dobrze — powiedziałam cicho. — Pojadę do siebie na kilka dni.
Zosia rzuciła mi się na szyję:
— Babciu! Nie wyjeżdżaj!
Pocałowałam ją w główkę i obiecałam, że wrócę.
Teraz siedzę w swoim pustym mieszkaniu na Pradze i myślę: czy naprawdę jestem tu potrzebna? Czy powinnam walczyć o swoje miejsce w rodzinie? A może lepiej się wycofać i pozwolić im żyć po swojemu?
Czasem marzę o tym, żeby Michał spojrzał na mnie inaczej — jak na człowieka, a nie problem do rozwiązania. Żebyśmy mogli usiąść razem przy stole bez napięcia i udawania.
Ale czy to jeszcze możliwe?
Może powinnam zapytać: czy każda babcia musi walczyć o prawo do bycia blisko wnuczki? Czy rodzina to miejsce dla wszystkich — czy tylko dla tych, którzy pasują do czyichś zasad?