Z kim naprawdę mieszka twój bliski? Historia o rodzinnych sekretach, samotności i wyborach, które zmieniają wszystko

Drzwi do mieszkania były lekko uchylone. To nie zdarzało się nigdy – mama zawsze zamykała na dwa zamki, a tata sprawdzał klamkę dwa razy. Wtedy poczułam, jak serce wali mi w piersi. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. W korytarzu unosił się zapach bigosu i świeżo parzonej kawy, ale zamiast ukojenia poczułam niepokój. Z salonu dobiegały dwa głosy – jeden należał do mojej mamy, drugi… był mi zupełnie obcy.

– Mówiłam ci, żebyś nie przychodził, kiedy ona wraca ze szkoły! – syknęła mama.

– Spokojnie, Anka, przecież to tylko chwilka. I tak zaraz wychodzę – odpowiedział mężczyzna.

Stanęłam w progu. Mama siedziała na kanapie, obok niej mężczyzna w średnim wieku, z siwymi włosami i twarzą, która wydawała mi się dziwnie znajoma. Przez sekundę żadne z nich się nie odezwało. Potem mama zerwała się na równe nogi.

– Zosia! Ty już jesteś? – Jej głos był nienaturalnie wysoki.

– Kim on jest? – zapytałam cicho, patrząc prosto na matkę.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo.

– Jestem Janusz. Twój… – zawahał się – znajomy mamy.

Mama spojrzała na mnie błagalnie. Przez chwilę miałam ochotę uciec, ale nogi miałam jak z waty.

– Zosiu, to nie tak…

– To jak? – przerwałam jej. – Tata wie?

W tym momencie usłyszałam dźwięk klucza w zamku. Tata wrócił z pracy. Przez sekundę wszyscy zamarliśmy. Mama pobladła, Janusz zerknął na drzwi, a ja poczułam, jak świat wiruje mi przed oczami.

Tata wszedł do środka z siatką zakupów.

– O, mamy gościa? – zapytał spokojnie, choć w jego oczach pojawił się cień podejrzliwości.

– To… kolega z pracy – wydukała mama.

Janusz podszedł do taty i wyciągnął rękę. Tata uścisnął ją chłodno.

– Dobrze, że pan już wychodzi – powiedział cicho.

Janusz skinął głową i wyszedł bez słowa. W mieszkaniu zapadła cisza. Mama stała przy oknie i patrzyła w dal. Tata odłożył zakupy i usiadł ciężko na krześle.

– Co tu się dzieje? – zapytał spokojnie, ale w jego głosie czułam napięcie.

Mama zaczęła płakać. Ja stałam jak słup soli, nie wiedząc, czy powinnam ją przytulić czy wybiec z domu.

– Przepraszam… Ja już nie wiem… – szlochała mama. – Czuję się taka samotna… Ty ciągle w pracy, Zosia dorosła…

Tata spuścił głowę.

– Myślałem, że robimy to dla ciebie. Żebyś miała wszystko…

Wtedy wybuchłam:

– Ale ja nie chciałam mieć wszystkiego! Chciałam mieć rodzinę! Chciałam mieć was razem!

Mama podeszła do mnie i próbowała mnie objąć, ale odsunęłam się gwałtownie.

– Nie rozumiesz… On mnie słuchał. Pytał, jak się czuję. Ty tylko narzekasz na rachunki i pytasz o oceny Zosi – powiedziała do taty przez łzy.

Tata spojrzał na mnie bezradnie.

– A ty? Co ty o tym myślisz?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Chciałam krzyczeć, płakać i uciec jednocześnie. Wybiegłam do swojego pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Siedziałam na łóżku i słyszałam przez ścianę ich kłótnię:

– Nie możesz tak po prostu odejść! – krzyczał tata.
– A co mam zrobić? Udawać dalej? Że wszystko jest dobrze?
– Dla niej! Dla Zosi!
– Ona już nie jest dzieckiem!

Wtedy zrozumiałam: nigdy nie byłam dorosła w ich oczach. Byłam tylko powodem do trwania razem na siłę.

Przez kolejne dni w domu panowała cisza. Mama chodziła jak cień, tata wychodził wcześniej niż zwykle i wracał późno. Ja zamknęłam się w sobie. W szkole udawałam, że wszystko jest w porządku, ale przyjaciółka Ola szybko się zorientowała.

– Coś się stało? – zapytała pewnego dnia podczas przerwy.

Początkowo milczałam, ale potem wybuchłam płaczem i opowiedziałam jej wszystko. Ola przytuliła mnie mocno.

– Moja mama też miała romans – szepnęła. – Myślałam, że to koniec świata… Ale potem okazało się, że to początek czegoś nowego. Może lepszego?

Nie wierzyłam jej wtedy. Wróciłam do domu i zobaczyłam mamę siedzącą przy stole z walizką obok nóg.

– Wyprowadzam się na jakiś czas do cioci Ireny – powiedziała cicho. – Muszę wszystko przemyśleć.

Tata stał w kuchni i patrzył przez okno. Nie zatrzymał jej. Ja tylko skinęłam głową i poszłam do siebie.

Przez kilka tygodni żyliśmy z tatą jak współlokatorzy. Rozmawialiśmy tylko o najpotrzebniejszych sprawach: rachunki, zakupy, szkoła. Czułam się pusta w środku. Pewnego dnia tata przyszedł do mojego pokoju i usiadł na brzegu łóżka.

– Przepraszam cię, Zosiu – powiedział cicho. – Może za bardzo skupiłem się na pracy… Może powinienem był bardziej słuchać ciebie i mamy…

Nie odpowiedziałam nic. Po prostu wtuliłam się w niego jak wtedy, gdy byłam mała.

Mama wróciła po miesiącu. Była inna: spokojniejsza, jakby pogodzona ze sobą. Usiadła ze mną przy stole i zaczęłyśmy rozmawiać pierwszy raz od dawna naprawdę szczerze.

– Wiesz… Czasem człowiek myśli, że wie wszystko o swoich bliskich – powiedziała mama – a potem okazuje się, że każdy nosi w sobie tajemnice i smutki, o których nie mówi nikomu.

Zrozumiałam wtedy coś ważnego: rodzina to nie tylko wspólne mieszkanie pod jednym dachem. To wybór każdego dnia – czy chcemy być razem mimo wszystko.

Dziś minął rok od tamtego wieczoru. Rodzice są razem, ale inaczej niż kiedyś: więcej rozmawiają, częściej się śmieją i mniej udają przed sobą nawzajem. Ja też dorosłam przez ten czas szybciej niż bym chciała.

Czasem patrzę na nich i zastanawiam się: czy można naprawdę znać tych, z którymi dzielimy życie? A może każdy z nas mieszka trochę osobno nawet wtedy, gdy jesteśmy razem? Co wy myślicie?