Wróciłam do mężczyzny, który mnie zdradził. Czy można wybaczyć aż tak wiele?

Drzwi trzasnęły z hukiem, a echo tego dźwięku odbiło się w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak Paweł wyszedł z mieszkania. Stałam w kuchni, ściskając w dłoni kubek z zimną już herbatą. Moja matka, pani Zofia, patrzyła na mnie z dezaprobatą, jakby chciała powiedzieć: „A nie mówiłam?”. Ale nie powiedziała nic. W tej ciszy było więcej bólu niż w najgłośniejszej kłótni.

Mam na imię Marta. Mam 41 lat i mieszkam w Łodzi. Moje życie nigdy nie było proste, ale to, co wydarzyło się przez ostatnie dwa lata, sprawiło, że zaczęłam kwestionować wszystko – nawet własne serce.

Paweł był moją pierwszą wielką miłością. Poznaliśmy się na studiach – on studiował informatykę, ja pedagogikę. Był zabawny, inteligentny i miał ten błysk w oku, który sprawiał, że czułam się wyjątkowa. Po trzech latach związku wzięliśmy ślub. Rodzina była zachwycona – zwłaszcza moja babcia, która powtarzała: „Taki chłopak to skarb!”

Przez pierwsze lata byliśmy szczęśliwi. Urodziła się nasza córka, Julia. Paweł dostał dobrą pracę w firmie IT, ja pracowałam w przedszkolu. Mieliśmy kredyt na mieszkanie na Retkini, wakacje nad Bałtykiem i marzenia o drugim dziecku. Ale życie nie jest bajką.

Zaczęło się niewinnie – Paweł coraz częściej zostawał po godzinach, tłumacząc się projektami. Ja byłam zmęczona, sfrustrowana codziennością i wiecznym brakiem pieniędzy. Coraz częściej się kłóciliśmy. O wszystko: o rachunki, o teściową, o wychowanie Julki.

Pewnego dnia znalazłam w jego telefonie wiadomości do kobiety o imieniu Karolina. Były czułe, intymne… Zamarłam. Kiedy skonfrontowałam Pawła, nie zaprzeczał. „To tylko przyjaźń” – próbował się tłumaczyć. Ale ja wiedziałam swoje.

Rozwód był bolesny. Moja matka była wściekła: „Jak mogłaś pozwolić mu odejść?!” – krzyczała podczas jednej z awantur. Teściowa przestała się do mnie odzywać. Julia płakała nocami i pytała: „Mamo, czy tata już nas nie kocha?”

Przez rok żyłam jak cień samej siebie. Praca, dom, dziecko – i pustka. Czułam się upokorzona i zdradzona. Znajomi mówili: „Marta, dasz radę! Jesteś silna!” – ale ja nie czułam się silna ani przez chwilę.

Wszystko zmieniło się pewnego listopadowego wieczoru. Julia była u koleżanki na nocowance, a ja siedziałam sama z lampką wina i starym albumem ze zdjęciami. Nagle zadzwonił telefon. To był Paweł.

– Marta… Muszę z tobą porozmawiać – jego głos był cichy, jakby bał się własnych słów.
– O czym? – zapytałam chłodno.
– O nas… O Julce… O wszystkim.

Spotkaliśmy się następnego dnia w kawiarni na Piotrkowskiej. Paweł wyglądał inaczej – był zmęczony, przygarbiony, jakby życie go przygniotło.

– Karolina mnie zostawiła – powiedział bez ogródek.
– I co z tego? – odpowiedziałam ostro.
– Wiem, że cię zraniłem… Nie proszę o wybaczenie. Chcę tylko być bliżej Julki… I może…
– Może co?
– Może spróbować jeszcze raz?

Śmiałam się przez łzy. Przez chwilę miałam ochotę rzucić mu w twarz całą gorycz ostatnich miesięcy. Ale coś mnie powstrzymało.

Przez kolejne tygodnie Paweł starał się naprawić to, co zniszczył. Pomagał przy Julce, gotował obiady, naprawiał cieknący kran w łazience. Moja matka patrzyła na to wszystko z pogardą.

– On cię znowu skrzywdzi! – powtarzała niemal codziennie.
– Mamo, to moje życie – odpowiadałam coraz ciszej.

Najtrudniejsze były rozmowy z Julią.
– Mamo… czy tata wróci do domu?
– Nie wiem, kochanie…
– Chciałabym… żebyśmy byli razem jak dawniej.

Serce mi pękało za każdym razem, gdy widziałam jej smutne oczy.

W końcu podjęliśmy decyzję: spróbujemy jeszcze raz. Bez ślubu, bez deklaracji – po prostu razem. Paweł wynajął mieszkanie dwa piętra niżej i powoli zaczęliśmy budować coś na nowo.

Ale życie nie zamierzało nam odpuścić.

Moja matka przestała mnie odwiedzać. W święta siedziałyśmy same z Julią przy stole, bo babcia zaprosiła tylko mojego brata z rodziną – „bo ty wybaczyłaś temu łajdakowi”. Teściowa wróciła do łask Pawła i nagle zaczęła mnie traktować jak powietrze.

W pracy koleżanki szeptały za moimi plecami:
– Wróciła do niego? Po tym wszystkim?
– Ja bym nie potrafiła…

Czułam się osamotniona jak nigdy wcześniej. Nawet Julia zaczęła mieć pretensje:
– Mamo, dlaczego wszyscy są na ciebie źli?
– Bo czasem ludzie nie rozumieją naszych wyborów…

Najgorsze przyszło kilka miesięcy później. Paweł stracił pracę – firma upadła przez pandemię. Znowu zaczęły się kłótnie o pieniądze, rachunki rosły szybciej niż nasze nadzieje na lepsze jutro.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole.
– Marta… Może to był błąd? Może nie powinniśmy byli próbować?
Patrzyłam na niego długo.
– Nie wiem… Ale jeśli nie spróbujemy do końca, nigdy się nie dowiemy.

Zaczęliśmy terapię dla par. To było trudne – musiałam zmierzyć się z własnym żalem i gniewem. Paweł musiał nauczyć się pokory i odpowiedzialności za swoje czyny.

Po roku było lepiej. Julia znów zaczęła się uśmiechać. Moja matka powoli zaakceptowała naszą decyzję – choć nigdy nie powiedziała tego głośno. Teściowa dalej traktuje mnie chłodno, ale przynajmniej już nie udaje, że mnie nie zna.

Dziś żyjemy razem – bez gwarancji szczęścia na zawsze, ale z nadzieją na lepsze jutro. Wiem jedno: wybaczenie nie jest łatwe i nie zawsze jest możliwe. Ale czasem warto dać sobie drugą szansę – nawet jeśli wszyscy wokół mówią ci, że to szaleństwo.

Czy żałuję? Czasem tak. Czasem nie. Ale czy lepiej żyć z żalem za niewykorzystaną szansą czy z bólem po kolejnym rozczarowaniu? Co wy byście zrobili na moim miejscu?