Wizyta u teściowej: Kiedy wieś staje się polem bitwy o rodzinę

Już od pierwszego kroku na podwórko czułam, że coś jest nie tak. Zamiast zapachu świeżo skoszonej trawy i śmiechu dzieci, powitała mnie cisza, którą przerywał tylko stukot moich obcasów o betonową ścieżkę. Mama mojego męża, pani Halina, stała w progu z zaciśniętymi ustami. „W końcu jesteście,” rzuciła chłodno, patrząc na mnie i na mojego męża, Pawła.

Nie zdążyłam nawet zdjąć kurtki, gdy usłyszałam za plecami głos mojej szwagierki, Magdy: „No, ciekawe, ile tym razem wytrzymacie bez kłótni.” Paweł spojrzał na mnie przepraszająco, ale wiedziałam, że to dopiero początek.

Weszliśmy do środka. W kuchni pachniało rosołem, ale atmosfera była gęsta jak śmietana w zsiadłym mleku. Dzieci – mój syn Kuba i córka Lena – natychmiast pobiegły do swojego pokoju. Ja zostałam sama z Haliną i Magdą.

– Pomóc w czymś? – zapytałam, choć wiedziałam, że odpowiedź będzie taka sama jak zawsze.
– Lepiej nie. Ty przecież pracujesz w tej Warszawie, pewnie nie masz pojęcia o gotowaniu – odparła teściowa z przekąsem.

Zacisnęłam zęby. Paweł wszedł do kuchni i próbował rozładować sytuację:
– Mamo, może usiądziemy razem do stołu? Dzieci są głodne.
– Dzieci to może i tak, ale dorośli powinni najpierw porozmawiać – odpowiedziała Halina. – O rodzinie.

Wiedziałam już, do czego zmierza. Od kiedy przeprowadziliśmy się do miasta, Halina nie mogła nam wybaczyć tej decyzji. Dla niej wieś była wszystkim – domem, tradycją, sensem życia. Dla mnie była wspomnieniem dzieciństwa pełnego ciężkiej pracy i braku perspektyw.

– Słyszałam, że znowu nie przyjedziecie na żniwa – zaczęła Magda, patrząc na mnie z wyrzutem.
– Magda, mamy swoje życie – odpowiedziałam spokojnie. – Pracuję na etacie, dzieci mają szkołę…
– A ja co? Myślisz, że mi łatwo? – przerwała mi szwagierka. – Zawsze wszystko na mojej głowie! Mama już nie daje rady sama.

Halina westchnęła ciężko i spojrzała na Pawła:
– Synu, kiedyś rodzina była najważniejsza. Teraz każdy patrzy tylko na siebie.

Paweł spuścił wzrok. Wiedziałam, że czuje się rozdarty między mną a matką. Przez chwilę miałam ochotę wybiec z domu i nigdy tu nie wracać.

Wieczorem dzieci zasnęły szybko po podróży. Siedzieliśmy przy stole w milczeniu. W końcu Halina zaczęła mówić o ojcu Pawła – o tym, jak ciężko pracował całe życie na gospodarstwie i jak bardzo liczył na to, że syn przejmie ziemię.

– Ale wy macie inne plany – powiedziała z goryczą.
– Mamo… – zaczął Paweł.
– Nie przerywaj mi! – krzyknęła nagle Halina. – Ja już swoje przeżyłam! Ale wy… wy nawet nie potraficie docenić tego, co wam daliśmy!

Wstałam od stołu i wyszłam na ganek. Łzy napłynęły mi do oczu. Czułam się winna, choć wiedziałam, że nie powinnam. Przecież każdy ma prawo do własnego życia…

Paweł wyszedł za mną.
– Przepraszam cię za nich – powiedział cicho.
– To nie twoja wina – odpowiedziałam drżącym głosem. – Ale nie mogę już tego dłużej znosić.

Następnego dnia rano obudziły mnie podniesione głosy w kuchni. Magda płakała:
– Zawsze byłam sama! Ty zawsze miałeś lepiej! Mama ci wszystko dawała!
– Przestań! – krzyczała Halina. – To przez tę twoją zazdrość rodzina się rozpada!

Weszłam do kuchni i zobaczyłam Pawła stojącego między nimi jak sędzia na ringu.
– Dość! – powiedział stanowczo. – Nie będziemy się tu kłócić przy dzieciach!

Magda wybiegła z domu trzaskając drzwiami. Halina usiadła ciężko przy stole i zaczęła płakać.
– Po co ja to wszystko robiłam? Po co się starałam?

Podszedł do niej Kuba i objął ją za szyję:
– Babciu, nie płacz…

Wtedy coś we mnie pękło. Usiadłam obok Haliny i powiedziałam:
– Może spróbujmy inaczej? Może nie musimy być tacy sami jak kiedyś? Może możemy być rodziną na własnych zasadach?

Halina spojrzała na mnie przez łzy:
– A jakie to zasady?
– Takie, w których każdy ma prawo być sobą. I kochać po swojemu.

Nie wiem, czy mnie zrozumiała. Ale pierwszy raz od lat poczułam ulgę.

Wieczorem Paweł zaproponował spacer po polach. Szliśmy w milczeniu przez łąki pachnące sianem. W pewnym momencie zatrzymał się i spojrzał mi w oczy:
– Myślisz, że kiedykolwiek tu wrócimy bez tego całego bólu?

Nie odpowiedziałam. Może czasem trzeba pozwolić przeszłości odejść?

Dziś wracając do miasta czuję się lżejsza – ale też pełna pytań. Czy można być szczęśliwym bez akceptacji rodziny? Czy da się pogodzić własne marzenia z oczekiwaniami bliskich? A może czasem trzeba wybrać siebie?