W połowie życia odkryłem, że moje dzieci nie są moje. Czy można jeszcze zaufać?

– Michał, musimy porozmawiać – powiedziała Marta, stojąc w progu kuchni z kubkiem kawy, który drżał jej w dłoni. W jej głosie było coś, czego nigdy wcześniej nie słyszałem: strach pomieszany z poczuciem winy. Spojrzałem na nią znad gazety, próbując wyczytać z jej twarzy, o co chodzi. Byliśmy razem od liceum, przeszliśmy przez studia, pierwszą pracę, kredyt na mieszkanie i narodziny dwójki dzieci. Zawsze wydawało mi się, że jesteśmy silni, że nic nas nie złamie.

– Co się stało? – zapytałem, starając się brzmieć spokojnie.

– To ważne… Chodzi o dzieci – odpowiedziała cicho. W tej chwili poczułem, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. Przez głowę przebiegły mi najgorsze scenariusze: choroba, wypadek, coś nieodwracalnego.

– Co z nimi? – podniosłem się gwałtownie.

Marta spuściła wzrok. – Michał… Ja… – zaczęła, ale głos jej się załamał. – One nie są twoje.

Przez chwilę nie rozumiałem znaczenia tych słów. Stałem jak sparaliżowany. Wszystko wokół mnie zwolniło: dźwięk gotującej się wody, tykanie zegara na ścianie, nawet oddech wydawał się cięższy niż zwykle.

– Co ty mówisz? – wyszeptałem.

– Przepraszam… – łzy zaczęły spływać jej po policzkach. – To był tylko jeden raz… Zanim się pobraliśmy. Myślałam, że to nie ma znaczenia, że to przeszłość. Ale potem zaszłam w ciążę i… Nie byłam pewna. A potem już nie miałam odwagi ci powiedzieć.

Zacząłem się cofać, jakby odległość mogła mnie ochronić przed tym, co właśnie usłyszałem. Przez głowę przelatywały mi obrazy: pierwszy uśmiech Julki, jak uczyłem Antka jeździć na rowerze, nasze wspólne wakacje nad Bałtykiem. Czy to wszystko było kłamstwem?

– Kto jest ojcem? – zapytałem drżącym głosem.

Marta spojrzała na mnie błagalnie. – To był Tomek… Z pracy. Ale on nawet nie wie. Nigdy mu nie powiedziałam.

Poczułem, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Przez kolejne dni chodziłem jak cień samego siebie. Dzieci niczego nie podejrzewały – Julka miała wtedy trzynaście lat, Antek dziesięć. Byli moim całym światem. Jak miałem im powiedzieć, że ich życie jest jednym wielkim kłamstwem?

Nie spałem nocami. Wpatrywałem się w sufit i analizowałem każdą chwilę naszego małżeństwa. Czy naprawdę niczego nie zauważyłem? Czy byłem aż tak ślepy? Zacząłem szukać podobieństw – Julka miała oczy Marty, Antek jej uśmiech… Ale przecież zawsze powtarzano mi, że dzieci mogą być podobne do dziadków.

W pracy byłem nieobecny. Mój szef, pan Kowalski, zaprosił mnie na rozmowę.

– Michał, co się dzieje? Zawsze byłeś solidny jak skała. Teraz ledwo cię poznaję.

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Jak miałem wyjaśnić komuś obcemu, że całe moje życie właśnie się rozsypało?

W końcu zdecydowałem się na testy DNA. Marta błagała mnie, żebym tego nie robił.

– To nic nie zmieni! Jesteś ich ojcem! – krzyczała przez łzy.

Ale ja musiałem wiedzieć. Wyniki przyszły po dwóch tygodniach. Potwierdziły to, czego najbardziej się obawiałem: nie byłem biologicznym ojcem ani Julki, ani Antka.

Przez kilka dni nie wracałem do domu. Spałem u kolegi z pracy, Piotrka. On jeden wiedział o wszystkim.

– I co teraz zrobisz? – zapytał pewnego wieczoru.

– Nie wiem… Kocham te dzieci jak swoje własne. Ale czuję się zdradzony przez Martę. Jak mam jej wybaczyć?

Piotrek poklepał mnie po ramieniu.

– Może powinieneś porozmawiać z dziećmi? One niczemu nie są winne.

Wróciłem do domu późnym wieczorem. Dzieci już spały. Marta siedziała przy stole w kuchni, blada i zapuchnięta od płaczu.

– Michał… Proszę cię… Nie zostawiaj nas – wyszeptała.

Usiadłem naprzeciwko niej i długo milczeliśmy.

– Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć – powiedziałem w końcu. – Ale dzieci są dla mnie wszystkim. Nie chcę ich stracić.

Następnego dnia poprosiłem Julkę i Antka o rozmowę.

– Tato, coś się stało? – zapytała Julka zaniepokojona.

Spojrzałem na nich i poczułem ból tak silny, że ledwo mogłem oddychać.

– Chciałbym wam coś powiedzieć… Coś bardzo ważnego i trudnego…

Opowiedziałem im całą prawdę. Julka rozpłakała się i wybiegła do swojego pokoju. Antek patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Ale ty jesteś moim tatą! – krzyknął nagle i rzucił mi się na szyję.

Poczułem wtedy coś dziwnego: ulgę pomieszaną z rozpaczą. Może jednak więzi buduje się sercem, a nie genami?

Minęły miesiące. Nasza rodzina już nigdy nie była taka sama jak wcześniej. Z Martą chodziliśmy na terapię małżeńską. Dzieci powoli oswajały się z nową rzeczywistością. Ja sam wciąż szukałem odpowiedzi na pytania, które nie dawały mi spokoju nocami.

Czy można wybaczyć taką zdradę? Czy można dalej kochać kogoś, kto złamał ci serce? I najważniejsze: czy jestem jeszcze ojcem dla swoich dzieci?

Czasem patrzę na Antka i Julkę i myślę: czy więź między nami jest silniejsza niż krew? Czy to ja jestem ich prawdziwym tatą? A może wszystko to tylko złudzenie?