„Twoja córka znowu krzyczy?!” — historia jednej nocy, która zmieniła wszystko
— Znowu twoja córka wrzeszczy?! — głos teściowej przeszył ciszę nocy jak nóż. Stała w drzwiach mojego pokoju, w szlafroku, z miną pełną pogardy, jakby to nie była jej własna wnuczka, tylko jakieś obce, niechciane dziecko. Zosia płakała już od godziny. Miała gorączkę, jej czoło było rozpalone, a ja byłam na granicy wytrzymałości. Próbowałam ją uspokoić, śpiewałam kołysanki, podawałam wodę, mierzyłam temperaturę co kwadrans. Nic nie pomagało.
— Jest chora, ma gorączkę — odpowiedziałam cicho, ledwo łapiąc powietrze ze zmęczenia i nerwów.
— A mnie to nie obchodzi! — syknęła teściowa. — Nie po to wychowywałam syna, żeby teraz słuchać wrzasków jakiejś twojej dziewczyny! Może byś się w końcu nauczyła być matką?
Te słowa zabolały mnie bardziej niż cokolwiek innego tej nocy. Wiem, że nie jestem idealna. Wiem, że czasem brakuje mi sił. Ale czy naprawdę zasłużyłam na to, żeby ktoś tak mówił o moim dziecku? O naszej Zosi?
Mój mąż, Tomek, spał w drugim pokoju. Pracuje na zmiany i wrócił późno. Nie chciałam go budzić, choć miałam ochotę krzyczeć razem z Zosią. Czułam się tak samotna w tym domu, który od początku nie był mój. Zamieszkaliśmy u jego rodziców po ślubie — miało być tylko na chwilę, dopóki nie uzbieramy na własne mieszkanie. Minęły trzy lata.
Teściowa nigdy mnie nie zaakceptowała. Od początku dawała mi do zrozumienia, że jestem tu tylko gościem. „U nas robi się inaczej”, „U nas dzieci nie płaczą po nocach”, „U nas kobieta ogarnia dom” — powtarzała przy każdej okazji. Czułam się jak intruz we własnym życiu.
Zosia płakała coraz głośniej. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam chodzić po pokoju. Czułam jej gorące ciało przy swoim policzku. Próbowałam nie płakać razem z nią.
— Może byś ją w końcu uciszyła?! — krzyknęła teściowa jeszcze raz z korytarza.
— Robię wszystko, co mogę! — odpowiedziałam drżącym głosem.
— Wszystko? To chyba za mało! — rzuciła i trzasnęła drzwiami do swojej sypialni.
Usiadłam na łóżku i przytuliłam Zosię mocniej. Czułam się bezradna jak nigdy wcześniej. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo — moja mama zawsze była przy mnie, nawet kiedy byłam chora i płakałam przez całą noc. Nigdy nie usłyszałam od niej słowa wyrzutu.
Zosia zaczęła zasypiać. Jej oddech stał się spokojniejszy, ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym, co się wydarzyło. Czy naprawdę jestem tak złą matką? Czy to wszystko moja wina?
Nad ranem Tomek wszedł do pokoju. Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
— Co się stało? Dlaczego nie spałaś?
— Zosia miała gorączkę… A twoja mama… — urwałam, bo głos mi się załamał.
Tomek westchnął ciężko.
— Wiem, że mama potrafi być trudna. Ale ona też jest zmęczona…
— A ja? Ja nie mam prawa być zmęczona? — zapytałam z goryczą.
Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa.
— Może powinniśmy szybciej znaleźć coś swojego — powiedział cicho.
Te słowa były jak promyk nadziei w ciemności tej nocy. Ale wiedziałam, że to nie takie proste. Kredyty, ceny mieszkań, brak oszczędności… Wszystko wydawało się nieosiągalne.
Przez cały dzień unikałam teściowej. Zosia była osłabiona, spała dużo. Ja chodziłam po domu jak cień, bojąc się kolejnej konfrontacji. Wieczorem usłyszałam rozmowę Tomka z jego matką w kuchni:
— Ona sobie nie radzi — mówiła teściowa szeptem, ale słyszałam każde słowo przez cienką ścianę. — Dziecko ciągle płacze, ona tylko narzeka… To nie jest dobra matka dla Zosi.
— Mamo, przestań — odpowiedział Tomek stanowczo. — Ola robi wszystko dla naszej córki. Ty też kiedyś byłaś młodą matką.
— Ale ja sobie radziłam! Nie potrzebowałam pomocy!
— Może właśnie dlatego teraz jesteś taka… — urwał Tomek.
Poczułam łzy pod powiekami. Chciałam wybiec do kuchni i powiedzieć jej wszystko: jak bardzo mnie rani swoimi słowami, jak bardzo czuję się tu obca i niechciana. Ale zabrakło mi odwagi.
Noc przyszła szybko. Zosia spała spokojnie, a ja siedziałam przy jej łóżeczku i patrzyłam na nią długo. Myślałam o tym wszystkim, co wydarzyło się przez ostatnie lata: o marzeniach o własnym domu, o miłości Tomka, o nadziei na lepsze życie dla naszej córki.
Czy naprawdę muszę wybierać między spokojem mojego dziecka a spokojem dorosłych w tym domu? Czy dom bez wsparcia i zrozumienia może być prawdziwym domem?
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze wytrzymam? Ile jeszcze razy usłyszę, że jestem złą matką tylko dlatego, że moje dziecko jest chore i potrzebuje mnie bardziej niż kiedykolwiek? Może każda z nas ma swoją granicę wytrzymałości… Ale co się stanie, kiedy ją przekroczę?