Teściowa chce mnie wymazać z życia syna. Mąż nie widzi problemu, a ja czuję się coraz bardziej samotna…
— Znowu nie posoliłaś ziemniaków, Marto. Mikołaj lubi słone — słyszę za plecami głos teściowej, kiedy stawiam obiad na stole. Zaciskam zęby, bo to już trzeci raz w tym tygodniu. — Przepraszam, poprawię się — odpowiadam cicho, choć wiem, że i tak znajdzie coś nowego, do czego się przyczepi.
Mikołaj siedzi przy stole z telefonem, nawet nie podnosi wzroku. — Daj spokój, mamo, wszystko jest okej — rzuca od niechcenia. Ale ona już patrzy na mnie tym swoim chłodnym wzrokiem, jakbym była intruzem w jej własnym domu. Bo przecież to jej mieszkanie, jej zasady i jej ukochany syn. Ja jestem tylko dodatkiem, który można wymienić.
Kiedy się pobraliśmy, miałam nadzieję, że z czasem się do mnie przekona. Przecież nie jestem złą osobą. Staram się, gotuję, sprzątam, pracuję na pół etatu w bibliotece, żeby mieć czas na dom. Ale ona od początku dawała mi do zrozumienia, że nie jestem wystarczająco dobra dla jej Mikołaja. — On zawsze był moim oczkiem w głowie — powtarzała przy każdej okazji. — Zawsze wiedziałam, co dla niego najlepsze.
Pamiętam pierwszy wieczór po ślubie. Siedzieliśmy z Mikołajem w naszym pokoju, a ona zapukała do drzwi z herbatą. — Marta, czy możesz na chwilę wyjść? Chciałabym porozmawiać z synem — powiedziała słodkim głosem. Wyszłam, a kiedy wróciłam, Mikołaj był zamyślony i chłodny. Nie chciał powiedzieć, o czym rozmawiali.
Z czasem zaczęłam zauważać coraz więcej drobnych złośliwości. Moje rzeczy znikały z łazienki. Ubrania były prane razem z jej i potem dziwnym trafem kurczyły się albo barwiły. Kwiaty na parapecie usychały, choć dbałam o nie jak o własne dzieci. — Może nie masz ręki do roślin? — pytała z uśmiechem.
Najgorsze były jednak rozmowy przy stole. — Marta, a twoja mama też tak gotuje? — pytała z udawaną ciekawością. — Bo u nas w domu zawsze było inaczej… — I zaczynała opowieści o tym, jak to ona wszystko robi najlepiej.
Moja mama nie wierzyła w to, co jej opowiadałam. — Może przesadzasz? Może ona po prostu chce dobrze? — próbowała mnie uspokoić przez telefon. Ale ja czułam się coraz bardziej osaczona.
Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i usłyszałam rozmowę w kuchni:
— Mikołajku, nie rozumiem, po co ci ta Marta. Przecież zawsze było nam dobrze we dwoje. Ona tylko przeszkadza… — mówiła teściowa.
— Mamo, przestań. Kocham ją — odpowiedział cicho Mikołaj.
— Ale czy ona kocha ciebie tak jak ja? Czy potrafi zadbać o ciebie? Zobacz, jak schudłeś… — westchnęła teatralnie.
Stałam za drzwiami i łzy napływały mi do oczu. Nie miałam już siły walczyć o swoje miejsce w tym domu.
Zaczęłam rozważać przeprowadzkę. Rozmawiałam o tym z Mikołajem wielokrotnie:
— Kochanie, musimy zamieszkać sami. Ja tu nie wytrzymam…
— Przesadzasz, Marta. Moja mama jest trochę specyficzna, ale przecież cię lubi! Po prostu musisz się przyzwyczaić.
— Nie widzisz tego? Ona robi wszystko, żeby mnie stąd wypchnąć!
— Wydaje ci się… — wzdychał i wracał do swoich spraw.
Czułam się coraz bardziej samotna. Nawet kiedy byliśmy razem w pokoju, miałam wrażenie, że dzieli nas mur nie do przebicia. Teściowa potrafiła wejść bez pukania i zacząć sprzątać „po swojemu”, przestawiać moje rzeczy i komentować moje wybory.
Pewnego dnia znalazłam swoje dokumenty w koszu na śmieci. Paszport, dowód osobisty… Wszystko wyrzucone pod stertą gazet. Zamarłam ze strachu.
— Mikołaj! Twoja mama wyrzuciła moje dokumenty!
— Co ty opowiadasz? Pewnie sama je tam zostawiłaś przez przypadek…
— Przypadkiem?!
Zadzwoniłam do mamy:
— Mamo, ja już nie mogę… Ona mnie tu wykończy!
— Może powinnaś porozmawiać z teściową spokojnie?
— Próbowałam! Ona mnie nienawidzi!
W pracy zaczęłam popełniać błędy. Byłam rozkojarzona i płakałam w toalecie podczas przerwy na kawę. Koleżanka zapytała:
— Co się dzieje?
— Wszystko się sypie… — odpowiedziałam tylko.
W końcu postanowiłam postawić sprawę jasno:
— Mikołaj, jeśli nic się nie zmieni, odejdę.
Spojrzał na mnie zdziwiony:
— Przecież nic złego się nie dzieje! To twoja wyobraźnia!
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Patrzyłam na sufit i zastanawiałam się: czy naprawdę jestem sama przeciwko całemu światu? Czy ktoś mi uwierzy?
Czasem myślę: ile jeszcze jestem w stanie wytrzymać? Czy naprawdę miłość wystarczy, by przetrwać taką samotność i niezrozumienie?