Spotkanie, którego się bałam: Jak powiedzieć synowi prawdę o ojcu, który odszedł?
– Mamo, dlaczego płaczesz? – zapytał Kuba, stojąc w drzwiach kuchni. Szybko otarłam łzy rękawem swetra, udając, że to tylko cebula. Ale przecież nie kroiłam żadnej cebuli. Właśnie przeczytałam wiadomość od Pawła – mojego byłego męża, ojca Kuby. Po latach milczenia, zdrad i kłamstw napisał: „Chciałbym się pożegnać z Kubą. Proszę, pozwól mi.”
Serce mi waliło jak oszalałe. Przez ostatnie trzy lata byłam dla Kuby wszystkim – matką, ojcem, przyjacielem i powiernikiem. Paweł odszedł do innej kobiety, zostawiając nas z dnia na dzień. Najpierw próbowałam go tłumaczyć przed Kubą, potem już tylko milczałam. Nie chciałam, żeby syn nienawidził własnego ojca, choć sama miałam ochotę wykrzyczeć mu w twarz wszystko, co czułam.
– Nic się nie stało, kochanie. Po prostu jestem zmęczona – odpowiedziałam cicho.
Kuba miał dziewięć lat i był mądrzejszy niż niejedno dorosłe dziecko. Widział mój smutek, słyszał nocami mój płacz. Ale nigdy nie pytał wprost o tatę. Może bał się odpowiedzi?
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: Czy powinnam pozwolić Pawłowi na to spotkanie? Czy Kuba jest gotowy? Czy ja jestem gotowa? Przypomniałam sobie dzień, kiedy Paweł wyprowadził się z naszego mieszkania na Mokotowie. Zabrał tylko walizkę i gitarę. Powiedział: „To nie twoja wina. Po prostu już cię nie kocham.”
Przez pierwsze miesiące żyłam jak w amoku. Praca w szkole była jedynym miejscem, gdzie mogłam udawać, że wszystko jest w porządku. W domu czułam się jak cień samej siebie. Mama powtarzała: „Dla dziecka musisz być silna.” Ale jak być silną, kiedy serce pęka na milion kawałków?
Następnego dnia zadzwoniła do mnie Magda, moja przyjaciółka:
– I co zrobisz?
– Nie wiem… Boję się, że Kuba go znienawidzi. Albo że będzie miał nadzieję na coś, czego już nigdy nie będzie.
– Może musisz mu pozwolić się pożegnać? Dla niego to też zamknięcie pewnego rozdziału.
Przez cały dzień myślałam o tym, co powiedziała Magda. Wieczorem usiadłam z Kubą na kanapie.
– Kuba… Tata chciałby się z tobą zobaczyć. Chciałby się pożegnać.
Zamilkł na chwilę.
– Czy on wyjeżdża?
– Tak… wyjeżdża daleko.
– Czy wróci?
– Nie wiem, synku.
Widziałam w jego oczach łzy, które próbował ukryć.
– Chcę go zobaczyć – powiedział cicho.
Umówiłam spotkanie w niedzielę w parku Skaryszewskim. Całą drogę trzymałam Kubę za rękę tak mocno, jakby miał mi zaraz uciec. Paweł czekał na nas pod starym dębem. Wyglądał inaczej – starszy, zmęczony, z siwymi pasmami we włosach.
– Cześć, Kuba – powiedział niepewnie.
Kuba stał nieruchomo.
– Cześć…
Nie wiedziałam, czy powinnam zostać obok nich, czy odejść na bok. Zdecydowałam się usiąść na ławce kilka metrów dalej. Słyszałam tylko urywki rozmowy:
– Przepraszam cię…
– Dlaczego mnie zostawiłeś?
– To nie twoja wina…
Kuba płakał. Paweł płakał też. Patrzyłam na nich i czułam gniew i żal, ale też ulgę – że to spotkanie się odbywa, że może zamkniemy ten rozdział.
Po wszystkim Paweł podszedł do mnie.
– Dziękuję ci…
Nie odpowiedziałam nic. Nie miałam siły.
W domu Kuba długo siedział w swoim pokoju. Wieczorem przyszedł do mnie i zapytał:
– Mamo… czy tata mnie kocha?
Objęłam go mocno.
– Myślę, że tak… Ale czasem dorośli robią rzeczy, których dzieci nie rozumieją.
Przez kolejne dni Kuba był cichy i zamyślony. Ja też nie mogłam przestać myśleć o tym spotkaniu. Czy zrobiłam dobrze? Czy powinnam była chronić Kubę przed tym bólem? A może właśnie to była jedyna droga do tego, by mógł kiedyś wybaczyć?
Czasami patrzę na syna i zastanawiam się: czy można ochronić dziecko przed rozczarowaniem światem? Czy lepiej pozwolić mu przeżyć ból teraz, żeby później było silniejsze? Co wy byście zrobili na moim miejscu?