Pożegnanie na peronie: Historia o miłości, zdradzie i powrocie do pustego domu

Pociąg do Łodzi już ruszał, kiedy ostatni raz spojrzałem w oczy Julii. Stała na peronie w Warszawie, z tym swoim niepewnym uśmiechem, który zawsze rozbrajał mnie do łez. Wokół nas tłum ludzi, gwar, stukot walizek – a ja czułem się, jakby świat zatrzymał się tylko dla nas.

– Michał… – szepnęła, ściskając moją dłoń tak mocno, że aż zabolało. – Nie zostawiaj mnie tak…

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Wszystko we mnie krzyczało: „Zostań!”, ale wiedziałem, że nie mogę. Zdradziłem ją. Zdradziłem siebie. I nie potrafiłem już patrzeć jej w oczy bez poczucia winy.

– Muszę wracać – powiedziałem cicho. – Mama jest po operacji, tata nie daje sobie rady…

Julia odwróciła wzrok. Widziałem łzy na jej policzkach. Chciałem ją przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale przecież nie będzie. Nie po tym wszystkim.

Pociąg ruszył. Stałem przy oknie i patrzyłem, jak Julia znika w tłumie. Czułem się jak najgorszy drań na świecie.


W drodze do domu myślałem tylko o jednym: jak powiedzieć matce prawdę? Że wracam nie dlatego, że jestem dobrym synem, ale dlatego, że nie mam już dokąd pójść. Julia wyrzuciła mnie z mieszkania po tym, jak dowiedziała się o moim romansie z jej przyjaciółką – Magdą. To był jeden głupi wieczór, za dużo wina i za mało rozsądku. Magda była zawsze blisko, zawsze gotowa wysłuchać moich żali na Julkę…

Nie potrafię sobie wybaczyć tamtej nocy. Ale jeszcze trudniej było mi wybaczyć sobie to, co zrobiłem potem: kłamałem. Przez tygodnie udawałem przed Julią, że wszystko jest w porządku. Aż w końcu Magda przyszła do niej sama i powiedziała prawdę.


Wysiadłem na dworcu Łódź Kaliska z jedną walizką i sercem ciężkim jak ołów. Było już ciemno, miasto pachniało deszczem i kurzem. Przeszedłem przez znajome ulice – te same bloki z wielkiej płyty, te same obdrapane klatki schodowe.

Na trzecim piętrze zapaliło się światło – mama czekała. Otworzyła drzwi zanim zdążyłem zapukać.

– Michał! – krzyknęła i rzuciła mi się na szyję. – Synku! Jak dobrze, że jesteś!

Przez chwilę poczułem ulgę. Ale zaraz potem usłyszałem znajomy ton:

– I co? Julka cię wyrzuciła? Wiedziałam! Mówiłam ci: żadna Warszawa nie jest dla ciebie! Tylko tu masz dom!

Westchnąłem ciężko.

– Mamo…

– Nie „mamo” mi tu! – przerwała mi ostro. – Ojciec od rana narzeka na kręgosłup, ja ledwo chodzę po tej operacji biodra… A ty się włóczysz po świecie za jakąś panną! Co z ciebie za syn?

Zacisnąłem pięści. Chciałem coś powiedzieć, ale zabrakło mi słów.

– Michał… – odezwał się ojciec z pokoju. – Daj spokój matce. Dobrze, że wróciłeś.

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem.

– No to co? Zostajesz na noc? Bo łóżko w twoim pokoju zajmuje twoja siostra z dzieckiem.

– Gosia? Przecież ona mieszka z mężem…

– Już nie mieszka! – syknęła mama. – Zostawił ją dla jakiejś Ukrainki! Widzisz? W tej rodzinie nikt nie potrafi utrzymać związku!

Poczułem się jeszcze gorzej. Przeszedłem do kuchni i usiadłem przy stole. Mama zaczęła krzątać się przy garnkach.

– Chcesz herbaty? – zapytała chłodno.

– Nie… dzięki.

Wtedy do kuchni weszła Gosia z małym Antosiem na rękach. Jej oczy były czerwone od płaczu.

– Cześć Michał – powiedziała cicho. – Dawno cię nie widziałam.

Antoś wyciągnął do mnie rączki.

– Wujek! Wujek!

Uśmiechnąłem się smutno i przytuliłem chłopca.

– Co się stało? – zapytałem siostrę szeptem.

Gosia tylko pokręciła głową.

– Nie pytaj…

Usiedliśmy razem przy stole. Mama postawiła przed nami talerze z zimnym żurkiem.

– Jedzcie – powiedziała szorstko. – Ja idę się położyć.

Kiedy zostaliśmy sami, Gosia spojrzała na mnie uważnie.

– Ty też wróciłeś z powodu kobiety?

Skinąłem głową.

– Zdradziłeś ją?

Zamarłem.

– Skąd wiesz?

Gosia wzruszyła ramionami.

– Po oczach widzę. U nas w rodzinie to chyba jakaś klątwa…

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.

– Michał… a gdybyś mógł cofnąć czas?

Zacisnąłem dłonie na kubku z herbatą.

– Gdybym mógł… nigdy bym nie poszedł wtedy do Magdy. Nigdy bym nie skłamał Julce. Ale teraz już za późno.

Gosia westchnęła.

– Może jeszcze nie wszystko stracone?

Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem.

– Myślisz?

Wzruszyła ramionami.

– Ja próbuję żyć dalej dla Antosia. Ty też musisz znaleźć coś, co cię podźwignie.


Minęły tygodnie. Pomagałem w domu, szukałem pracy w Łodzi – bez skutku. Mama codziennie wypominała mi błędy:

– Po co ci była ta Warszawa? Po co ta cała Julia? Gdybyś został tutaj, miałbyś porządną dziewczynę! Może nawet Martynkę od sąsiadów?

Martynka… Pamiętam ją z dzieciństwa: piegowata dziewczyna z sąsiedztwa, zawsze uśmiechnięta, zawsze gotowa pomóc każdemu staruszkowi pod blokiem. Ale ja marzyłem o wielkim świecie, o karierze w stolicy…

Pewnego dnia spotkałem Martynkę pod sklepem spożywczym.

– Michał! Ty tutaj? Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę!

Uśmiechnąłem się blado.

– Życie różnie się układa…

Martynka spojrzała na mnie uważnie.

– Słyszałam o Julii… Przykro mi.

Pokręciłem głową.

– Sam jestem sobie winien.

Martynka dotknęła mojej ręki lekko.

– Każdy popełnia błędy. Ważne, żeby wyciągnąć wnioski i spróbować jeszcze raz…


Wieczorem siedziałem sam w swoim dawnym pokoju (Gosia przeniosła się do salonu), patrząc na stare zdjęcia z dzieciństwa. Na jednym byłem ja i Martynka – mieliśmy może po dziesięć lat, trzymaliśmy się za ręce pod trzepakiem przed blokiem.

Czy można zacząć od nowa? Czy po takim upadku można jeszcze zaufać sobie i innym?

Mama weszła bez pukania.

– Michał…

Spojrzałem na nią pytająco.

– Przepraszam cię za te wszystkie słowa… Po prostu boję się o ciebie. Nie chcę, żebyś był sam jak twój ojciec pod koniec życia…

Objąłem ją mocno.

– Mamo… ja też się boję. Ale może właśnie teraz muszę być sam, żeby coś zrozumieć?

Mama pokiwała głową ze łzami w oczach i wyszła cicho z pokoju.


Minął miesiąc. Zacząłem pracować jako nauczyciel historii w pobliskiej szkole podstawowej. Martynka czasem wpadała na kawę po pracy; Gosia powoli układała sobie życie na nowo; mama przestała narzekać tak często; tata zaczął chodzić na spacery ze mną po parku Staromiejskim.

Ale wieczorami wciąż myślę o Julii i o tym jednym pożegnaniu na peronie w Warszawie. Czy gdybym wtedy został… czy gdybym był inny… czy nasze życie wyglądałoby inaczej?

Czasami patrzę w lustro i pytam siebie: czy można naprawdę wybaczyć sobie własne błędy? Czy wy też kiedyś musieliście zaczynać wszystko od nowa?