Powrót na wieś: Jak jeden dzień przewrócił moje życie do góry nogami
Już od progu czułam, że coś jest nie tak. Drzwi do starego domu skrzypiały jak dawniej, ale w powietrzu wisiała cisza, która bolała bardziej niż krzyk. Wróciłam do rodzinnej wsi po piętnastu latach nieobecności – niby tylko na jeden dzień, by uporządkować grób matki przed Wszystkimi Świętymi. Ale już w pierwszej chwili wiedziałam, że ten powrót nie będzie zwyczajny.
Wysiadłam z autobusu na rozmokłej, błotnistej drodze. Wokół mgła, jakby świat chciał ukryć przede mną to, co miało się wydarzyć. Plecak ciążył mi na ramieniu, a serce biło jak szalone. Przeszłam przez wiejskie podwórko, gdzie kiedyś biegałam z bratem i siostrą. Teraz wszystko wydawało się mniejsze, smutniejsze. Nawet pies sąsiadów nie wybiegł szczekać – jakby wiedział, że wracam nie po radość, a po odpowiedzi.
Gdy weszłam do domu, poczułam zapach stęchlizny i starego drewna. Na stole leżał list – od siostry. „Nie licz na mnie. Nie wrócę tu więcej. Tata nie żyje, a mama… sama wiesz.” Zamarłam. Przecież wiedziałam, że relacje z Martą są trudne, ale nie spodziewałam się aż takiej oziębłości. Zawsze była tą silniejszą, tą która zostaje i walczy. Ja uciekłam do miasta – studia, praca w Warszawie, własne życie. Ona została z rodzicami, z ich problemami i chorobami.
Wyszłam na podwórko i spojrzałam na ogród. Kiedyś był pełen kwiatów – mama sadziła malwy i piwonie. Teraz tylko chwasty i stare grabie wbite w ziemię. Przeszłam przez ogród do furtki prowadzącej na cmentarz. Po drodze minęłam sąsiadkę – panią Zofię.
– O, Anka! – zawołała zaskoczona. – Myślałam, że już nigdy cię tu nie zobaczę.
– Musiałam przyjechać… – odpowiedziałam cicho.
– Dobrze zrobiłaś. Twoja mama zawsze mówiła, że tęskni za tobą. – Jej głos zadrżał.
Na cmentarzu zatrzymałam się przy grobie mamy. Był zaniedbany – zwiędłe kwiaty, przewrócona zniczka. Uklękłam i zaczęłam sprzątać. Wtedy usłyszałam za plecami kroki.
– Po co tu wróciłaś? – głos brata był zimny jak listopadowy wiatr.
Odwróciłam się powoli. Michał stał z rękami w kieszeniach, patrzył na mnie z wyrzutem.
– Chciałam… chciałam tylko posprzątać grób mamy.
– A gdzie byłaś przez te wszystkie lata? Gdy tata umierał? Gdy mama płakała co noc?
Zatkało mnie. Wiedziałam, że prędzej czy później padną te słowa. Ale nie byłam gotowa.
– Michał… ja nie mogłam… Musiałam żyć swoim życiem…
– A my nie mieliśmy prawa do swojego? – rzucił przez zaciśnięte zęby. – Marta została tu dla nich. Ja też. A ty? Nawet nie zadzwoniłaś na pogrzeb taty.
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Nie wiedziałam… Marta nic mi nie powiedziała…
– Bo już wtedy miała cię dosyć! – krzyknął i odszedł szybkim krokiem.
Zostałam sama na cmentarzu. Przez chwilę miałam ochotę uciec z powrotem do Warszawy, zostawić to wszystko za sobą jak dawniej. Ale coś mnie zatrzymało. Może sumienie? Może żal?
Wieczorem usiadłam w kuchni przy zimnej herbacie i zaczęłam przeglądać stare zdjęcia. Mama uśmiechnięta przy stole, tata z fajką w ogrodzie, ja i rodzeństwo na sankach… Wszystko wydawało się takie proste. Gdzie popełniłam błąd?
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Otworzyłam – stała tam Marta.
– Przyszłam tylko po rzeczy mamy – powiedziała szorstko.
– Marta… proszę cię, porozmawiajmy.
– O czym? O tym, jak dobrze ci się żyje w mieście? Jak zostawiłaś nas samych?
– Nie chciałam was zostawiać… Po prostu nie umiałam tu zostać.
– A my mieliśmy wybór? – jej głos był pełen goryczy.
Usiadłyśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole.
– Marta… przepraszam. Wiem, że zawiodłam was wszystkich. Ale nie potrafię już żyć z tym ciężarem.
Przez chwilę milczała.
– Wiesz co jest najgorsze? Że mama do końca wierzyła, że wrócisz. Codziennie patrzyła przez okno i mówiła: „Może dziś Ania przyjedzie”. A ty nawet nie zadzwoniłaś na jej urodziny ostatni raz.
Zacisnęłam pięści pod stołem.
– Bałam się… Bałam się zobaczyć ją taką słabą…
Marta spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– My wszyscy się baliśmy. Ale byliśmy tu razem. Ty wybrałaś wygodę.
Nie miałam już siły się bronić.
– Chcę to naprawić…
– Za późno – wyszeptała i wyszła trzaskając drzwiami.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się wspomnienia i wyrzuty sumienia. Rano postanowiłam zostać jeszcze jeden dzień. Poszłam do sąsiadki Zofii zapytać o mamę i tatę – o to, czego nie wiedziałam przez lata milczenia.
– Twoja mama bardzo cierpiała po śmierci taty – powiedziała Zofia cicho. – Ale nigdy nie powiedziała złego słowa o tobie. Zawsze powtarzała: „Moja Ania jest dzielna, poradzi sobie”.
Wróciłam do domu i zaczęłam sprzątać stare pokoje. W szufladzie znalazłam list od mamy – nigdy go nie otworzyłam.
„Kochana Aniu,
Jeśli kiedyś wrócisz do domu, pamiętaj: zawsze będziesz moją córką. Wiem, że życie bywa trudne i każdy idzie swoją drogą. Nie miej żalu do siebie ani do nas. Kocham Cię zawsze – Mama”
Zalałam się łzami. Przez tyle lat uciekałam przed przeszłością, a ona czekała tu na mnie w tej starej chacie.
Tego dnia zadzwonił mój mąż Paweł:
– Anka, kiedy wracasz? Dzieci pytają o ciebie…
– Jeszcze nie wiem… Muszę tu zostać trochę dłużej.
– Wszystko w porządku?
– Nie… ale może będzie.
Wieczorem przyszli Michał i Marta razem.
– Może usiądziemy? – zaproponowałam drżącym głosem.
Przez długie godziny rozmawialiśmy o wszystkim: o dzieciństwie, o błędach rodziców i naszych własnych wyborach. Było dużo łez i wzajemnych pretensji, ale też pierwszy raz od lat poczułam ulgę.
Michał powiedział:
– Wiesz, Anka… może czasem trzeba uciec, żeby potem naprawdę wrócić.
Marta dodała:
– Może jeszcze możemy być rodziną… jeśli tylko będziemy tego chcieli.
Zostawiłam za sobą wygodne życie w mieście i postanowiłam wracać częściej do tej starej chaty – choćby po to, by posadzić nowe kwiaty w ogrodzie mamy i posprzątać grób taty bez wyrzutów sumienia.
Czasem jedno krótkie powroty wystarczą, by zobaczyć swoje życie zupełnie inaczej. Czy można naprawić przeszłość? Czy wystarczy odwagi, by zacząć od nowa? Co wy o tym myślicie?