Podsłuchana rozmowa, która zniszczyła wszystko: Moja ucieczka z własnego wesela

Wszystko zaczęło się od krzyku. Nie mojego – choć miałam ochotę wrzeszczeć z całych sił – ale mojej matki, która wbiegła do garderoby z rozmazanym makijażem i łzami w oczach. „Natalia! Gdzie jesteś? Goście już czekają!” – jej głos drżał, a ja siedziałam skulona w kącie, w białej sukni, której jeszcze godzinę temu dotykałam z zachwytem. Wtedy nie wiedziałam, czy bardziej boli mnie serce czy żołądek. Wiedziałam tylko jedno: nie mogę tam wrócić.

Mam na imię Natalia. Jeszcze rano byłam przekonana, że to będzie najpiękniejszy dzień mojego życia. Mój narzeczony, Bartek, był moją pierwszą wielką miłością – poznaliśmy się na studiach w Warszawie, razem wynajmowaliśmy kawalerkę na Ochocie, razem planowaliśmy przyszłość. Bartek był spokojny, opanowany, zawsze powtarzał: „Natalka, wszystko się ułoży”. Moja mama go uwielbiała. Mój ojciec – nie do końca. Ale nigdy nie mówił tego wprost.

Przez ostatnie tygodnie przygotowania do ślubu były jak jazda kolejką górską: raz śmiech, raz płacz, raz kłótnie o serwetki i menu. Ale tego dnia wszystko miało się skończyć – miałam zostać żoną Bartka. W kościele czułam się jak w transie. Przysięgałam miłość, wierność i uczciwość małżeńską, a w głowie miałam tylko jedno: „Nie zawiedź ich”.

Wesele odbywało się w dworku pod Warszawą. Goście już tańczyli pierwszego poloneza, orkiestra grała „Sto lat”, a ja wyszłam na chwilę na taras zaczerpnąć powietrza. Było duszno – nie tylko przez upał, ale przez napięcie, które czułam od rana. Wtedy usłyszałam głosy za rogiem budynku. Rozpoznałam ojca i Bartka.

– Słuchaj, Bartek – mówił ojciec cicho, ale stanowczo. – Ja wiem, że to nie jest łatwe. Ale pamiętaj: jak coś spieprzysz, to nie licz na moją pomoc. Ja już raz przez kobietę straciłem wszystko.

Bartek milczał przez chwilę. Potem westchnął:

– Panie Andrzeju… Ja naprawdę nie chciałem tego ślubu tak szybko. Ale Natalia… Ona naciskała. I ta cała sprawa z jej ciążą…

Zamarłam. Ciąża? Jaka ciąża? Przecież nie byłam w ciąży! Zrobiło mi się ciemno przed oczami.

Ojciec prychnął:

– Nie udawaj głupiego. Myślisz, że nie wiem? Twoja matka już do mnie dzwoniła. „Bartek musi się ożenić, bo dziewczyna w ciąży”… A jak się okaże, że to nie twoje dziecko?

Bartek odpowiedział szeptem:

– Nie wiem już sam… Natalia ostatnio dziwnie się zachowuje…

Nie słyszałam reszty rozmowy. W głowie mi dudniło. Jak mogli? Jak mogli rozmawiać o mnie jak o problemie do rozwiązania? Jak mogli podejrzewać mnie o zdradę? Przecież Bartek był moim pierwszym i jedynym mężczyzną!

Wróciłam do garderoby jak automat. Mama próbowała mnie uspokoić:

– Córeczko, co się stało? Jesteś blada jak ściana!

Nie odpowiedziałam. Wzięłam telefon i napisałam do mojej przyjaciółki Oli: „Muszę stąd uciec. Pomóż mi”.

Ola pojawiła się po pięciu minutach. Bez słowa podała mi trampki i kurtkę.

– Chodź – powiedziała tylko.

Wyszłyśmy tylnym wyjściem, zostawiając za sobą gwar wesela i muzykę disco polo sączącą się przez otwarte okna. Siedziałyśmy potem w jej samochodzie na parkingu pod Biedronką i milczałyśmy.

– Natalia… co się stało? – zapytała w końcu Ola.

Opowiedziałam jej wszystko – o rozmowie ojca z Bartkiem, o tej rzekomej ciąży, o podejrzeniach o zdradę.

Ola była wściekła:

– Oni cię nie znają! Jak mogli tak pomyśleć?!

Płakałam długo. Potem zadzwoniła mama:

– Natalia! Gdzie jesteś?! Goście pytają! Bartek szaleje! Ojciec zaraz dostanie zawału!

Nie odpowiedziałam nic sensownego. Po prostu rozłączyłam się.

Przez kolejne godziny telefon dzwonił bez przerwy: Bartek błagał o rozmowę, mama groziła szantażem emocjonalnym, ojciec wysyłał krótkie smsy: „Wróć natychmiast”.

Ale ja już wiedziałam jedno: nie mogę wrócić do życia zbudowanego na kłamstwie i podejrzeniach.

Następnego dnia pojechałam do mieszkania Bartka po swoje rzeczy. Był tam – siedział na kanapie z głową w dłoniach.

– Natalia… Proszę cię… To był błąd… Ja byłem zestresowany… Twój ojciec mnie sprowokował…

Patrzyłam na niego i widziałam obcego człowieka.

– Bartek – powiedziałam cicho – czy ty naprawdę myślałeś, że mogłabym cię zdradzić?

Zaczął płakać:

– Nie wiem… Ostatnio byłaś taka zamknięta…

– Bo byłam zmęczona przygotowaniami! Bo twoja matka cały czas mnie kontrolowała! Bo twój ojciec robił mi uwagi o mojej rodzinie!

Bartek próbował mnie przytulić, ale odsunęłam się.

– To koniec – powiedziałam stanowczo. – Nie będę żoną człowieka, który mi nie ufa.

Wróciłam do domu rodzinnego. Tam czekała na mnie kolejna burza.

Ojciec siedział przy stole z gazetą i nawet na mnie nie spojrzał.

– Zawiodłaś nas wszystkich – powiedział zimno. – Wstyd na całą rodzinę.

Mama płakała:

– Co ludzie powiedzą?! Jak ja teraz spojrzę sąsiadom w oczy?!

Przez kilka dni byłam jak cień samej siebie. Ola przywoziła mi jedzenie, bo nie miałam siły wyjść z łóżka. Rodzina przestała ze mną rozmawiać – nawet młodszy brat unikał mnie wzrokiem.

Po tygodniu postanowiłam wyjechać do Gdańska do ciotki. Tam zaczęłam nowe życie: znalazłam pracę w kawiarni, wynajęłam pokój u starszej pani i powoli uczyłam się oddychać bez poczucia winy.

Bartek jeszcze kilka razy próbował się ze mną skontaktować:

– Natalia… Proszę… Wróćmy do siebie…

Ale ja już nie chciałam wracać do przeszłości.

Po kilku miesiącach zadzwoniła mama:

– Może wrócisz na święta? Ojciec trochę zmiękł…

Pojechałam – dla niej, nie dla niego. Ojciec patrzył na mnie spod byka przez cały wieczór. W końcu powiedział:

– Może i dobrze zrobiłaś… Ale pamiętaj: rodzina to rodzina.

Spojrzałam mu prosto w oczy:

– Rodzina to nie tylko nazwisko i wspólne zdjęcia na ścianie. To szacunek i zaufanie.

Od tamtej pory widujemy się rzadko. Mama czasem dzwoni i pyta: „Czy jesteś szczęśliwa?” Odpowiadam: „Uczę się być”.

Dziś wiem jedno: lepiej być samą niż żyć w cieniu cudzych podejrzeń i niespełnionych oczekiwań. Lepiej zacząć od nowa niż udawać przed sobą i innymi.

Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy gdybym wtedy nie podsłuchała tej rozmowy, byłabym dziś szczęśliwa? Czy warto było wszystko stracić dla prawdy?

A wy? Czy mieliście kiedyś odwagę wybrać siebie zamiast spełniać cudze oczekiwania?