Ostatnia Wigilia: Opowieść o rodzinie, winie i przebaczeniu

Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi. Stałam w kuchni, z rękami zanurzonymi w zimnej wodzie, kiedy usłyszałam, jak matka wraca z zakupów. Była Wigilia. Śnieg padał od rana, a ja czułam w powietrzu napięcie, które narastało od tygodni. — Znowu nie kupiłaś karpia? — usłyszałam jej głos, ostry jak nóż. — Mamo, mówiłam ci, że nie zdążyłam. Były kolejki… — próbowałam się tłumaczyć, ale ona już rzucała siatki na stół. — Zawsze masz wymówki, Martyna. Jak twoja siostra przyjedzie, to znowu będzie narzekać, że nic nie gotowe.

Spojrzałam na zegar. Była 16:30. Za godzinę miała przyjechać Anka z mężem i dziećmi. Ostatni raz widziałyśmy się rok temu, kiedy pokłóciłyśmy się o spadek po ojcu. Od tamtej pory nie rozmawiałyśmy ze sobą dłużej niż pięć minut przez telefon. Matka udawała, że wszystko jest w porządku, ale ja czułam, jak bardzo ją to boli.

— Może byś chociaż raz pomogła mi w kuchni, zamiast tylko siedzieć przy telefonie — rzuciła matka przez ramię. — Przecież stoję tu od rana! — wybuchłam. — Ty zawsze musisz mieć ostatnie słowo! — krzyknęła.

Wtedy zadzwonił domofon. Anka weszła do mieszkania z dziećmi, a za nią jej mąż, Paweł. Dzieci rzuciły się do prezentów pod choinką, a my z Anką spojrzałyśmy na siebie chłodno. — Cześć, Martyna — powiedziała cicho. — Cześć — odpowiedziałam równie oschle.

Matka natychmiast zaczęła udawać serdeczność. — No chodźcie, dzieciaki! Zobaczcie, ile prezentów! Paweł, może herbaty? Anka, pomóż mi w kuchni.

Zostawiłyśmy dzieci w salonie i poszłyśmy do kuchni. Tam matka zaczęła wydawać polecenia: — Anka, pokrój śledzie. Martyna, sprawdź barszcz. Przez chwilę panowała cisza, aż w końcu Anka nie wytrzymała: — Mamo, może byś przestała rozstawiać nas po kątach? Przecież nie jesteśmy już dziećmi.

Matka spojrzała na nią z wyrzutem: — Gdybyście zachowywały się jak dorosłe kobiety, nie musiałabym was pilnować.

Poczułam, jak we mnie narasta gniew. — Może gdybyś nas kiedyś wysłuchała, nie byłoby tego wszystkiego! — wykrzyknęłam.

Wtedy Anka rzuciła ściereczką o blat i wyszła z kuchni. Matka usiadła ciężko na krześle i zaczęła płakać. — Wasz ojciec by tego nie chciał… — szlochała.

Przez chwilę stałam bez ruchu. W końcu wyszłam za siostrą do przedpokoju. Stała przy oknie i paliła papierosa, choć od lat obiecywała sobie rzucić.

— Po co tu przyjechałaś? — zapytałam cicho.
— Bo dzieci chciały zobaczyć babcię na święta. I… bo chyba tęsknię za tobą bardziej niż myślałam.

Spojrzałam na nią zdziwiona. — Ty? Tęsknisz?
— Tak, Martyna. Wiem, że byłam okropna po śmierci taty. Ale wtedy wszystko mi się posypało… Ty zawsze byłaś tą silną.
— Silną? Ja? Przecież to ty wyjechałaś do Warszawy i zrobiłaś karierę!
— Ale ty zostałaś tutaj z mamą. Ja uciekłam.

Zamilkłyśmy na chwilę. W końcu Anka przytuliła mnie mocno. Poczułam łzy na policzku.

— Przepraszam cię za wszystko — wyszeptała.

Wróciłyśmy do kuchni razem. Matka siedziała przy stole i patrzyła w okno.
— Mamo… — zaczęłam niepewnie.
— Nie chcę już kłótni — powiedziała cicho. — Chcę tylko, żebyście były razem.

Usiadłyśmy obok niej. Przez chwilę nikt się nie odzywał. W końcu matka wyciągnęła rękę i pogłaskała mnie po włosach tak, jak robiła to kiedyś w dzieciństwie.

— Przepraszam was dziewczyny… Ja też nie umiałam sobie poradzić po śmierci taty. Bałam się zostać sama.

Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. To był sąsiad z dołu, pan Zbyszek, który przyniósł opłatek i życzył nam spokojnych świąt. Zaprosiliśmy go do stołu.

Wigilia była inna niż wszystkie poprzednie. Było dużo łez i jeszcze więcej śmiechu. Dzieci biegały wokół stołu, a my z Anką pierwszy raz od lat rozmawiałyśmy szczerze o wszystkim: o ojcu, o mamie, o naszych błędach i żalach.

Po kolacji siedziałam przy oknie i patrzyłam na śnieg spadający na podwórko. Myślałam o tym, ile razy pozwoliłam dumie i żalowi zniszczyć coś ważnego w moim życiu.

Czy naprawdę musimy czekać na tragedię albo święta, żeby powiedzieć sobie prawdę? Czy potrafimy wybaczać zanim będzie za późno?

Czasem zastanawiam się: ile rodzinnych Wigilii jeszcze przede mną? I czy każda kolejna będzie już tylko lepsza?