Odkryłam jego drugi telefon… Ale prawda była zupełnie inna, niż myślałam
Wszystko zaczęło się od trzasku drzwi. Była środa, godzina 22:17, a ja – Marta – siedziałam na kanapie w salonie, wpatrując się w ciemność za oknem. Mój mąż, Paweł, znowu wrócił późno z pracy. Ostatnio to była norma. Zawsze miał jakąś wymówkę: korki na S8, awaria serwera w biurze, pilny projekt. Ale tym razem nie chodziło o spóźnienie. Tym razem chodziło o coś więcej.
– Paweł, musimy porozmawiać – powiedziałam cicho, gdy tylko wszedł do pokoju.
– Teraz? Jestem zmęczony – rzucił bez entuzjazmu, zdejmując kurtkę i rzucając ją na fotel.
– Właśnie teraz – uparłam się. – Znalazłam coś w twojej kurtce.
Zamarł. Przez chwilę patrzył na mnie, jakby próbował odgadnąć, co wiem. W końcu usiadł naprzeciwko mnie, ciężko wzdychając.
– O co chodzi?
Wyjęłam z kieszeni jego starej kurtki telefon. Mały, czarny, z pękniętym ekranem. Nigdy wcześniej go nie widziałam.
– Co to jest? – zapytałam, starając się ukryć drżenie głosu.
Paweł spojrzał na telefon i odwrócił wzrok. Przez chwilę milczał, a ja czułam, jak narasta we mnie panika. W głowie pojawiały się najgorsze scenariusze: zdrada, podwójne życie, może nawet dziecko z inną kobietą?
– To nie tak, jak myślisz – powiedział w końcu cicho.
– A jak? Bo wygląda to bardzo źle – odpowiedziałam ostro.
W tej chwili do pokoju weszła nasza córka, Zosia. Miała 11 lat i od kilku miesięcy coraz częściej słyszała nasze kłótnie przez ścianę. Spojrzała na nas niepewnie.
– Mamo, wszystko w porządku?
– Tak, kochanie. Idź spać – odpowiedziałam łagodniej, niż zamierzałam.
Gdy Zosia zamknęła drzwi do swojego pokoju, Paweł w końcu się odezwał:
– To telefon mojego ojca. Po jego śmierci mama poprosiła mnie, żebym przejrzał jego rzeczy. Nie miałem odwagi tego zrobić… aż do teraz.
Zatkało mnie. Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Wzięłam telefon do ręki i zaczęłam przeglądać wiadomości. Były tam SMS-y sprzed lat – rozmowy z jego matką, z bratem Pawła, nawet ze mną. Były tam też nieodebrane połączenia od numerów, których nie znałam.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? – zapytałam cicho.
– Bo… bo bałem się twojej reakcji. Bałem się, że pomyślisz… właśnie to, co teraz myślisz – odpowiedział z goryczą.
W tej chwili poczułam się okropnie. Przez ostatnie tygodnie byłam dla niego chłodna, podejrzliwa. Każde jego spóźnienie interpretowałam jako dowód zdrady. Tymczasem on zmagał się z żałobą po ojcu i nie potrafił o tym mówić.
Ale to był dopiero początek lawiny.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa. Zawsze była chłodna i wymagająca. Nigdy mnie nie zaakceptowała – uważała, że „zabrałam jej syna” i że „Paweł mógłby mieć lepszą żonę”. Teraz jednak jej głos był inny – drżący i słaby.
– Marta… czy Paweł rozmawiał z tobą o telefonie taty?
– Tak… Wczoraj wieczorem.
– Dobrze… Bo ja… ja nie mogę sobie poradzić sama z tym wszystkim. Może przyjedziecie w sobotę? Musimy przejrzeć jeszcze kilka rzeczy po nim…
Zgodziłam się bez przekonania. Wiedziałam jednak, że Paweł tego potrzebuje.
W sobotę pojechaliśmy do teściowej do Piaseczna. Dom był pełen wspomnień – zdjęcia na ścianach, stare meble, zapach kawy i ciasta drożdżowego. Teściowa siedziała przy stole w kuchni i płakała nad stosem dokumentów.
– Marta… przepraszam za wszystko… za te lata…
Byłam w szoku. Po raz pierwszy od dziesięciu lat usłyszałam od niej coś na kształt skruchy.
– Nie wiedziałam… Nie wiedziałam, że Paweł tak to przeżywa… Ja też nie umiem sobie poradzić…
Paweł objął matkę ramieniem. Zosia patrzyła na nas szeroko otwartymi oczami.
Przez kolejne godziny przeglądaliśmy rzeczy po ojcu Pawła: stare listy, zdjęcia z czasów PRL-u, legitymacje partyjne i wycinki z gazet o strajkach w Ursusie. W pewnym momencie znalazłam kopertę zaadresowaną do Pawła. W środku był list:
„Synu,
Jeśli to czytasz – znaczy, że mnie już nie ma. Chciałem ci powiedzieć coś ważnego: nigdy nie bój się mówić o swoich uczuciach. Ja całe życie milczałem i przez to straciłem wiele chwil z tobą i twoją mamą. Nie powielaj moich błędów. Kochaj swoją rodzinę i walcz o nią każdego dnia.
Tata”
Paweł czytał list na głos i płakał jak dziecko. Teściowa tuliła go do siebie, a ja czułam się jak intruz w ich świecie bólu i żalu.
Wróciliśmy do domu późnym wieczorem. Zosia zasnęła w samochodzie. Gdy ją przenosiłam do łóżka, Paweł stał w progu sypialni i patrzył na mnie ze łzami w oczach.
– Przepraszam cię za wszystko… Za to milczenie… Za to, że cię odpychałem…
Objęłam go mocno.
– Ja też przepraszam… Za podejrzenia… Za brak zaufania…
Przez kolejne tygodnie próbowaliśmy odbudować nasze małżeństwo. Nie było łatwo – ciągle pojawiały się stare rany i niewypowiedziane żale. Moja mama dzwoniła codziennie i wypytywała:
– No i co? Pogodziliście się już? A może powinnaś wrócić do nas na jakiś czas?
Teściowa z kolei zaczęła zapraszać nas częściej na obiady – jakby chciała nadrobić stracone lata.
Najtrudniej było jednak rozmawiać z Zosią. Pewnego wieczoru usiadła obok mnie na łóżku i zapytała:
– Mamo… czy wy się rozwiedziecie?
Serce mi pękło.
– Nie kochanie… Walczymy o siebie… Czasem dorośli też mają trudne chwile… Ale kochamy cię najbardziej na świecie.
Zosia przytuliła się do mnie mocno.
Z czasem zaczęliśmy mówić sobie więcej dobrych rzeczy niż złych. Paweł zaczął chodzić na terapię dla osób w żałobie. Ja zapisałam się na jogę i zaczęłam pisać dziennik – żeby nie dusić wszystkiego w sobie.
W końcu nadszedł dzień rocznicy śmierci ojca Pawła. Spotkaliśmy się całą rodziną na cmentarzu: my, teściowa, brat Pawła z żoną i ich dwójką dzieci. Po mszy usiedliśmy razem przy stole w domu teściowej.
Nagle jej bratowa wybuchła:
– A wy co? Udajecie szczęśliwą rodzinę? Przecież wszyscy wiedzą, że Paweł miał drugi telefon! Może jeszcze jakieś sekrety przed nami ukrywacie?
Zapadła cisza jak makiem zasiał.
Paweł spojrzał na mnie błagalnie.
Wstałam powoli i powiedziałam:
– Ten telefon był po ojcu Pawła. Każdy ma prawo do swoich tajemnic i swojego bólu. Ale najważniejsze jest to, żebyśmy byli razem – mimo wszystko.
Bratowa prychnęła pogardliwie i wyszła trzaskając drzwiami.
Teściowa spojrzała na mnie ze łzami w oczach:
– Dziękuję ci…
Dziś wiem jedno: czasem największe dramaty rodzą się z braku rozmowy i zwykłego ludzkiego strachu przed prawdą. Gdyby nie ten drugi telefon – być może nigdy nie dowiedzielibyśmy się o sobie tego wszystkiego.
Czy naprawdę warto bać się szczerości? Czy lepiej żyć w domysłach niż zapytać wprost?
Czekam na wasze historie…