Nocny telefon, który zmienił wszystko: Moje życie między ciszą a krzykiem

Telefon zadzwonił o 2:13 w nocy. Przebudziłam się gwałtownie, serce waliło mi jak młot. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem – ciemność, cisza, tylko ten przeklęty dźwięk. Zawsze wyciszałam telefon na noc, ale tego wieczoru zapomniałam. To był błąd. Spojrzałam na wyświetlacz: „Mama”. Przez gardło przeszła mi fala strachu – mama nigdy nie dzwoniła o takich porach. Odebrałam, głos miałam zachrypnięty.

– Mamo? Co się stało?

Po drugiej stronie usłyszałam szloch. – Zosia… Twój ojciec… On…

Zamarłam. Ojciec od lat miał problemy z sercem, ale zawsze udawał twardziela. – Mamo, mów! – krzyknęłam, już wstając z łóżka i szukając spodni.

– Zabrali go do szpitala. Pogotowie było… Ja nie wiem, co robić…

W tamtej chwili nie czułam nic poza paniką. Wciągnęłam pierwsze lepsze ubranie, złapałam klucze i wybiegłam z mieszkania na warszawskim Ursynowie. Na klatce minęłam sąsiadkę z psem, spojrzała na mnie jak na wariatkę – włosy w nieładzie, twarz bez makijażu, łzy cieknące po policzkach.

W taksówce zadzwoniłam do brata. Oczywiście nie odebrał. Michał zawsze spał jak zabity, a poza tym od miesięcy nie rozmawialiśmy normalnie. Odkąd ojciec przepisał mu połowę domu w Radomiu, a mnie „tylko” mieszkanie po babci w Piasecznie, coś pękło między nami. Mama próbowała nas godzić, ale każdy telefon kończył się kłótnią.

W szpitalu na Banacha czekała już mama – drobna, przygarbiona, z czerwonymi oczami. Przytuliła mnie mocno.

– Lekarze mówią, że to zawał. Jest na OIOM-ie. Nie chcą powiedzieć nic więcej.

Usiadłyśmy na plastikowych krzesłach pod salą. Milczenie ciążyło między nami jak kamień. Próbowałam zadzwonić do Michała jeszcze raz – bez skutku.

Po godzinie wyszedł lekarz. – Stan ciężki, ale stabilny. Najbliższe godziny będą decydujące.

Mama zaczęła płakać jeszcze mocniej. Ja czułam tylko pustkę i złość – na siebie, na brata, na ojca, który nigdy nie potrafił okazać uczuć inaczej niż przez krytykę.

– Zosia… – mama spojrzała na mnie błagalnie – Może zadzwonisz do Michała? Może ciebie posłucha…

Westchnęłam ciężko i wyszłam na korytarz. W końcu odebrał.

– Czego chcesz? – burknął.

– Ojciec miał zawał. Leży na OIOM-ie. Może byś się ruszył i przyjechał?

Cisza po drugiej stronie była długa i lodowata.

– Przyjadę rano – rzucił w końcu i się rozłączył.

Wróciłam do mamy. Siedziałyśmy w milczeniu do świtu. W głowie miałam mętlik: czy powinnam była bardziej dbać o ojca? Czy to moja wina, że rodzina się rozpadła?

Rano Michał pojawił się w szpitalu z żoną – Anetą, która patrzyła na mnie z wyższością. Od razu zaczęli rozmawiać z lekarzem, jakby tylko oni mieli prawo decydować o wszystkim.

– Zosia, może lepiej żebyś pojechała do mamy do domu i coś jej ugotowała? My tu zostaniemy – powiedziała Aneta tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Zacisnęłam pięści. – Może to wy się zajmijcie mamą? Ja zostanę przy ojcu.

Michał spojrzał na mnie z pogardą. – Ty zawsze musisz robić wszystko po swojemu.

Mama próbowała nas uciszyć, ale było już za późno – kłótnia wybuchła na dobre. W końcu lekarz poprosił nas o ciszę.

Po południu pozwolili nam wejść do ojca na kilka minut. Leżał podłączony do aparatury, blady jak ściana. Chwycił mnie za rękę.

– Zosia… przepraszam…

Nie wiedziałam za co przeprasza – za to, że zawsze faworyzował Michała? Za to, że nigdy nie powiedział mi „kocham cię”? Za to, że przez niego całe życie czułam się niewystarczająca?

Wróciłyśmy z mamą do jej mieszkania na Bródnie. W kuchni panował bałagan – brudne talerze po wczorajszej kolacji, niedopita herbata na stole. Mama usiadła ciężko na krześle.

– Zosia… ja już nie mam siły walczyć o waszą zgodę…

Przygotowałam rosół, tak jak lubił ojciec. Gotując, myślałam o swoim życiu: trzydziestka na karku, rozwód za sobą (Paweł odszedł do młodszej koleżanki z pracy), córka Hania na zmianę u mnie i u niego. Praca nauczycielki niemieckiego w liceum dawała mi satysfakcję tylko czasami – coraz częściej czułam wypalenie i samotność.

Wieczorem zadzwoniła Hania:
– Mamo, tata mówił, że dziadek jest chory…
– Tak kochanie, ale lekarze się nim zajmują.
– Przyjadę jutro po szkole! Mogę?
– Oczywiście.

Położyłam się spać wykończona psychicznie i fizycznie. Ale sen nie przyszedł łatwo – myśli krążyły wokół rodziny, ojca i własnych porażek.

Następnego dnia rano mama poprosiła mnie o rozmowę:
– Zosia… musisz wiedzieć coś jeszcze…
Spojrzałam na nią z niepokojem.
– Twój ojciec… on miał romans wiele lat temu. Z tą kobietą z pracy…
Zatkało mnie.
– Dlaczego mówisz mi to teraz?
Mama spuściła wzrok.
– Bo może umrzeć… a ja nie chcę już mieć tajemnic.
Poczułam gniew i żal jednocześnie. Czy całe moje dzieciństwo było kłamstwem?

Po południu wróciłam do szpitala. Michał znów był pierwszy przy łóżku ojca.
– Ty wiedziałaś o tym romansie? – syknął do mnie przez zaciśnięte zęby.
– Dowiedziałam się dziś rano!
– Jasne… zawsze byłaś ulubienicą mamy!
Zacisnęłam pięści tak mocno, że paznokcie wbijały mi się w skórę.

Ojciec otworzył oczy i spojrzał na nas oboje:
– Przestańcie… Proszę was…
Wtedy pierwszy raz zobaczyłam go naprawdę słabego i bezbronnego.

Wieczorem wróciłam do siebie. W łazience zauważyłam guzek pod pachą – wcześniej go ignorowałam, ale teraz poczułam prawdziwy strach. Umówiłam się do lekarza na cito.

Przez kolejne dni żyliśmy w zawieszeniu: szpital-dom-szpital-praca-szpital. Michał coraz bardziej oddalał się od mamy i ode mnie; Aneta podsycała konflikty przy każdej okazji.

W końcu przyszedł dzień diagnozy: nowotwór piersi, stadium początkowe. Lekarz mówił coś o dobrych rokowaniach, ale ja słyszałam tylko szum we własnej głowie.

Wieczorem zadzwoniła Hania:
– Mamo? Wszystko dobrze?
Chciałam ją okłamać, ale nie potrafiłam:
– Kochanie… będę musiała trochę powalczyć o zdrowie.
Po drugiej stronie cisza.
– Będę z tobą! – powiedziała nagle stanowczo.
Poczułam łzy pod powiekami.

Ojciec powoli wracał do zdrowia; mama zaczęła się uśmiechać częściej niż przez ostatnie lata razem wzięte. Michał wyprowadził się z Anetą do nowego domu pod Warszawą i kontakt ograniczył do minimum.

Zaczęłam leczenie: operacja, potem chemia. Mama była przy mnie codziennie; Hania rysowała mi laurki „Mamo jesteś najdzielniejsza”; nawet Paweł przyszedł raz z kwiatami i przeprosinami za wszystko.

Któregoś wieczoru zadzwoniła do mnie koleżanka ze studiów – Magda:
– Zosia! Słyszałam co się dzieje… Chcesz pogadać?
Spotkałyśmy się w kawiarni na Mokotowie; opowiedziałam jej wszystko: o ojcu, bracie, chorobie i strachu przed przyszłością.
Magda złapała mnie za rękę:
– Jesteś silniejsza niż myślisz!
Poczułam wtedy pierwszy raz od dawna cień nadziei.

Dziś siedzę przy oknie mojego mieszkania; patrzę na światła miasta i myślę o tym wszystkim co się wydarzyło przez ostatni rok. Telefon w środku nocy był początkiem końca starego życia – i początkiem nowego.

Czy można przebaczyć rodzinie wszystko? Czy warto walczyć o siebie nawet wtedy, gdy świat wali się na głowę? A może czasem trzeba pozwolić sobie na słabość i poprosić innych o pomoc?

Czekam na wasze historie – bo przecież każdy z nas ma swój własny nocny telefon.