Nieznajomy Syn: Dramatyczna Historia Barbary i Tyma

Stałam na środku zatłoczonej ulicy w centrum Warszawy, a wokół mnie przepływał tłum ludzi. Moje serce biło jak szalone, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy od lat. Tymoteusz, mój syn, którego twarz znałam lepiej niż własną. Miał na sobie elegancki garnitur, a jego włosy były starannie ułożone. Wyglądał jak ktoś, kto osiągnął sukces, o którym zawsze marzyłam dla niego. Ale kiedy nasze spojrzenia się spotkały, jego oczy były zimne i obce.

„Tymoteusz!” zawołałam, próbując przekrzyczeć hałas ulicy. „To ja, mama!”

Zatrzymał się na chwilę, spojrzał na mnie z wyrazem twarzy, który mógłby zamrozić ocean. „Przepraszam, chyba mnie z kimś pomyliłaś,” odpowiedział lodowatym tonem i odwrócił się, by odejść.

Stałam tam oszołomiona, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się stało. Jak to możliwe, że mój własny syn mnie nie rozpoznał? Czy naprawdę mógł mnie tak łatwo zapomnieć? Przecież to ja byłam przy nim przez całe jego dzieciństwo, pracując dniami i nocami jako pielęgniarka, by zapewnić mu wszystko, czego potrzebował.

Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Nasze mieszkanie było skromne, ale pełne wspomnień. Każdy kąt przypominał mi o chwilach spędzonych z Tymem. Jego pierwsze kroki, pierwsze słowa… Wszystko to wydawało się teraz tak odległe.

Przez kolejne dni nie mogłam przestać myśleć o naszym spotkaniu. Czy zrobiłam coś nie tak? Czy mogłam być lepszą matką? Zaczęłam przeszukiwać stare albumy ze zdjęciami, szukając odpowiedzi w przeszłości. Na jednym z nich Tymoteusz miał zaledwie pięć lat i uśmiechał się szeroko do kamery, trzymając w rękach swoją ulubioną zabawkę – małego misia, którego nazwał Miśkiem.

Pamiętam dzień, kiedy kupiłam mu tego misia. Było to tuż przed jego piątymi urodzinami. Nie miałam wtedy dużo pieniędzy, ale chciałam sprawić mu radość. Pracowałam dodatkowe godziny w szpitalu, by móc sobie na to pozwolić. Jego radość była bezcenna.

Zadzwoniłam do mojej siostry Anny, jedynej osoby, która zawsze była przy mnie w trudnych chwilach. „Anka,” powiedziałam przez łzy, „spotkałam Tyma na ulicy i udawał, że mnie nie zna.”

Anna westchnęła ciężko. „Barbaro, wiem, że to boli. Ale musisz pamiętać, że on jest dorosły i ma swoje życie. Może potrzebuje czasu.”

„Czasu?” zapytałam z goryczą. „Ile czasu potrzeba, by zapomnieć o własnej matce?”

Anna próbowała mnie pocieszyć, ale jej słowa nie przynosiły ukojenia. Czułam się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.

Kilka tygodni później otrzymałam list od Tyma. Było to krótkie i formalne pismo, w którym przepraszał za swoje zachowanie na ulicy i tłumaczył się stresem związanym z pracą. Pisał też, że potrzebuje przestrzeni i prosił o zrozumienie.

Czytałam ten list wielokrotnie, próbując doszukać się w nim jakiejkolwiek oznaki miłości czy tęsknoty. Ale wszystko wydawało się takie zimne i obojętne.

Postanowiłam napisać do niego odpowiedź. Opisałam w niej wszystkie nasze wspólne chwile, przypomniałam mu o miłości i poświęceniu, które mu ofiarowałam przez te wszystkie lata. Prosiłam go tylko o jedno – byśmy mogli porozmawiać twarzą w twarz.

Czekałam na odpowiedź tygodniami, ale nigdy jej nie otrzymałam. Każdego dnia sprawdzałam skrzynkę pocztową z nadzieją na wiadomość od niego.

Pewnego dnia zadzwoniła Anna z wiadomością, że Tymoteusz wyjechał za granicę do pracy i nie wiadomo kiedy wróci. Poczułam się jakby świat się zawalił.

Wiedziałam, że muszę żyć dalej dla siebie samej. Ale jak żyć z takim bólem w sercu? Jak pogodzić się z tym, że osoba, którą kochasz najbardziej na świecie, traktuje cię jak obcą?

Czy naprawdę zasłużyłam na takie traktowanie? Czy miłość matki może być aż tak niewidoczna? Może kiedyś Tymoteusz zrozumie swoje błędy i wróci do mnie… Ale czy wtedy będzie już za późno?