Nieproszony gość: Jak wizyta teściowej rozdarła naszą rodzinę

Drzwi zatrzęsły się od mocnego uderzenia dzwonka. Byłam jeszcze w piżamie, z kubkiem kawy w ręku, kiedy usłyszałam znajomy, niecierpliwy głos: – Zosiu! Otwieraj! To ja! – Halina, moja teściowa. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, już stała w przedpokoju, rozglądając się krytycznie po naszym dwupokojowym mieszkaniu na Ursynowie.

– Co tu tak pachnie? – zapytała z wyraźnym niezadowoleniem, marszcząc nos. – Kawa? A gdzie śniadanie dla Pawła?

– Paweł już wyszedł do pracy – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku czułam narastającą irytację. – A ja mam dziś home office, więc proszę…

– Home office… – prychnęła. – Za moich czasów kobieta nie siedziała w domu przed komputerem, tylko dbała o rodzinę.

Zacisnęłam zęby. To nie była pierwsza taka rozmowa. Halina od początku naszego małżeństwa dawała mi do zrozumienia, że nie jestem wystarczająco dobrą żoną dla jej jedynaka. Ale dziś czułam, że coś jest inaczej – była bardziej spięta niż zwykle.

– Przyszłam porozmawiać – oznajmiła, siadając na kanapie bez zaproszenia. – O waszym małżeństwie.

Usiadłam naprzeciwko niej, próbując zachować spokój.

– Co się stało?

– Paweł do mnie dzwonił. Mówił, że jesteście ciągle pokłóceni. Że nie gotujesz, nie sprzątasz…

– To nieprawda! – przerwałam jej ostro. – Paweł sam mówił, że jest zadowolony. A jeśli mamy jakieś problemy, to chyba nasza sprawa?

Halina spojrzała na mnie z wyższością.

– Ty nic nie rozumiesz. Ja całe życie walczyłam o rodzinę. Nie pozwolę, żebyś go skrzywdziła.

W tym momencie zadzwonił mój telefon. Paweł.

– Zosiu, mama jest u ciebie? – zapytał cicho.

– Tak. Właśnie przyszła bez zapowiedzi i robi mi awanturę.

– Przepraszam… Nie wiedziałem, że pójdzie aż tak daleko. Spróbuję wrócić szybciej.

Rozłączyłam się i spojrzałam na Halinę.

– Proszę wyjść. Mam pracę do zrobienia.

– Nie wyjdę! – podniosła głos. – To mieszkanie Pawła! On je kupił!

– Kupiliśmy je razem na kredyt! – odparłam stanowczo.

Halina zamilkła na chwilę, po czym zaczęła chodzić po mieszkaniu, zaglądając do szafek i krytykując każdy szczegół: kurz na półce, nieumyte okno, stertę prania w łazience.

– Wstyd! Moja synowa i taki bałagan! – mówiła głośno, jakby chciała, żeby usłyszał to cały blok.

W końcu nie wytrzymałam.

– Pani Halino, proszę przestać mnie obrażać w moim własnym domu!

Spojrzała na mnie z pogardą.

– To nie jest twój dom. To dom mojego syna!

W tej chwili poczułam się jak intruz we własnym życiu. Przez głowę przemknęły mi wszystkie sytuacje z ostatnich miesięcy: jak Halina krytykowała mój wybór pracy (pracuję jako graficzka), jak komentowała nasze wydatki („Po co wam tyle tych roślin? To tylko kłopot!”), jak próbowała decydować o naszym ślubie („Suknia powinna być biała i długa!”). Ale nigdy jeszcze nie poczułam się tak upokorzona.

Nagle usłyszałam trzask klucza w drzwiach. Paweł wrócił wcześniej z pracy.

– Co tu się dzieje? – zapytał zmęczonym głosem.

Halina natychmiast zaczęła płakać:

– Synku! Ona mnie wyrzuca! Po tylu latach poświęceń!

Paweł spojrzał na mnie pytająco.

– Zosiu?

Z trudem powstrzymałam łzy.

– Twoja mama przyszła tu bez zapowiedzi i obraża mnie od rana. Mam dość tego braku szacunku.

Paweł westchnął ciężko i usiadł między nami.

– Mamo… Proszę cię, daj nam żyć po swojemu. Kocham cię, ale musisz zaakceptować Zosię jako moją żonę.

Halina spojrzała na niego z niedowierzaniem.

– Ty wybierasz ją zamiast mnie?

Paweł objął mnie ramieniem.

– Wybieram naszą rodzinę. Jeśli będziesz nas szanować – zawsze będziesz mile widziana. Ale jeśli będziesz próbowała nami rządzić…

Halina zerwała się z kanapy i wybiegła z mieszkania trzaskając drzwiami tak mocno, że aż drgnęły szyby w oknach.

Przez kilka dni nie mieliśmy od niej żadnego znaku życia. Paweł był przybity, ja czułam ulgę zmieszaną z poczuciem winy. W końcu zadzwoniła do Pawła:

– Synku… Może przesadziłam. Ale boję się zostać sama…

Paweł długo z nią rozmawiał. Potem usiadł obok mnie i powiedział:

– Musimy ustalić granice. Dla nas i dla niej. Inaczej nigdy nie będziemy szczęśliwi.

Zgodziłam się. Od tamtej pory nasze relacje z Haliną są trudne, ale uczymy się rozmawiać szczerze i stawiać granice. Czasem myślę o tym dniu i zastanawiam się: czy można naprawdę pogodzić miłość do rodziny z potrzebą własnej niezależności? Czy każda synowa musi przejść przez taki test?