„Nie zostawiaj jej samej” – historia winy, rodziny i pustki

— Piotrze, obiecaj mi… nie zostawiaj Anety — matka patrzyła na mnie oczami pełnymi łez i bólu. Jej głos był ledwie słyszalny, jakby każdy oddech był walką. W pokoju pachniało lekarstwami i starymi książkami, a zegar na ścianie tykał nieubłaganie, odliczając ostatnie chwile jej życia.

— Mamo… — ścisnąłem jej dłoń, czując, jak jej palce drżą. — Przecież wiesz, że zawsze będę przy niej.

— Nie zawsze… — wyszeptała. — Ale dopóki możesz…

Wtedy nie rozumiałem ciężaru tej obietnicy. Byłem już dorosły, miałem własną rodzinę: żonę Magdę i dwójkę dzieci. Pracowałem jako kierownik w hurtowni spożywczej w Radomiu, miałem kredyt na mieszkanie i wiecznie za mało czasu. Aneta była moją starszą siostrą, od urodzenia niepełnosprawną intelektualnie. Miała czterdzieści dwa lata, ale w zachowaniu przypominała dziecko. Kochała bajki Disneya, układała puzzle godzinami i potrafiła śmiać się do łez z najprostszych rzeczy.

Matka odeszła cicho tej samej nocy. Pamiętam, jak siedziałem przy jej łóżku, a Aneta tuliła się do mnie i powtarzała: „Mama śpi? Mama wróci?”

Pogrzeb był skromny. Rodzina zjechała się z całej Polski: ciotki z Lublina, kuzyni z Poznania. Wszyscy patrzyli na mnie z oczekiwaniem — to ja miałem teraz być głową rodziny. Po ceremonii Magda odciągnęła mnie na bok.

— Piotrze, co teraz z Anetą? — spytała cicho. — Przecież nie możemy jej zabrać do siebie. Dzieci się jej boją…

— To moja siostra — odpowiedziałem szorstko. — Nie zostawię jej.

Ale już wtedy wiedziałem, że nie będzie łatwo. Nasze mieszkanie było ciasne, dzieci reagowały na Anetę lękiem i niechęcią. Magda coraz częściej mówiła o domu pomocy społecznej.

— Przecież są takie miejsca! — przekonywała mnie wieczorami. — Tam się nią zajmą profesjonalnie. My mamy swoje życie…

Ale ja pamiętałem słowa matki.

Przez kilka miesięcy próbowałem pogodzić wszystko: pracę, rodzinę i opiekę nad Anetą. Codziennie po pracy jechałem do jej mieszkania na osiedlu Gołębiów II, robiłem zakupy, gotowałem obiady na kilka dni, sprzątałem. Aneta czekała na mnie przy oknie, machała ręką i krzyczała: „Piotruś! Piotruś!”

Z czasem zacząłem się męczyć. Magda była coraz bardziej rozdrażniona.

— Zobacz na siebie! — wybuchła pewnego wieczoru. — Nie masz czasu dla dzieci! Nawet na nasze rocznice zapominasz! Wszystko przez Anetę!

— Przesadzasz…

— Nie! Albo ona, albo my! — rzuciła i wyszła trzaskając drzwiami.

Zostałem sam w kuchni. Wtedy zadzwonił telefon.

— Piotrek? To ciocia Halina. Słuchaj… Aneta dziś przyszła do mnie cała zapłakana. Mówiła, że się boisz… Że krzyczałeś na nią?

Zacisnąłem pięści.

— Byłem zmęczony… Przepraszam.

— Ona nie rozumie twojego zmęczenia. Dla niej jesteś całym światem.

Po tej rozmowie długo nie mogłem zasnąć. Zacząłem się zastanawiać: czy jestem dobrym bratem? Czy można być dobrym synem i jednocześnie dobrym ojcem?

W pracy też zaczęły się problemy. Szef wezwał mnie do siebie.

— Piotrze, co się z tobą dzieje? Zawalasz terminy, jesteś rozkojarzony…

— Mam trudną sytuację w domu…

— Każdy ma! Ale tu trzeba być profesjonalistą!

Wróciłem do domu późno. Magda siedziała na kanapie z butelką wina.

— Rozmawiałam dziś z twoją siostrą przez telefon — powiedziała chłodno. — Pytała, czy może przyjechać na święta.

— I co jej powiedziałaś?

— Że nie mamy miejsca.

Poczułem wstyd i gniew jednocześnie.

— Jak mogłaś?!

— A jak ty możesz patrzeć na to, jak nasze dzieci płaczą ze strachu przed nią?!

Nie odpowiedziałem. Wyszedłem na balkon i długo patrzyłem w ciemność.

Następnego dnia zadzwonił do mnie notariusz.

— Panie Piotrze, pańska mama zostawiła testament. Mieszkanie po niej przepisane jest na Anetę, ale pan jest wykonawcą testamentu.

Poczułem ulgę i… pokusę.

Mieszkanie matki było większe niż nasze własne M3. Zacząłem myśleć: może sprzedać je i kupić coś większego dla nas? Przecież Aneta i tak nie wykorzysta tych wszystkich pokoi…

Podzieliłem się tym pomysłem z Magdą.

— To genialne! — ucieszyła się natychmiast. — Przecież ona nawet nie rozumie wartości pieniędzy!

Zacząłem więc załatwiać formalności. Aneta podpisała dokumenty bez zrozumienia — „Piotruś mówi, to dobrze”.

Wkrótce sprzedaliśmy mieszkanie matki i kupiliśmy dom pod Radomiem. Anetę przeniosłem do małego pokoiku w naszym nowym domu. Przez pierwsze tygodnie była szczęśliwa: nowe miejsce, ogród, pies sąsiadów za płotem.

Ale Magda nie mogła jej znieść.

— Ona wszystko psuje! Zostawia bałagan w łazience! Dzieci nie chcą jeść przy stole!

Pewnego dnia wróciłem z pracy i zobaczyłem Anetę siedzącą na schodach przed domem z walizką.

— Co się stało?

— Magda powiedziała, że mam jechać do cioci Haliny… Że tu już nie mogę być…

Poczułem narastającą złość.

Wszedłem do domu i zacząłem krzyczeć:

— Jak mogłaś?! To moja siostra!

Magda spojrzała na mnie zimno:

— A ja jestem twoją żoną! Wybieraj!

Wybrałem rodzinę. Odwiozłem Anetę do cioci Haliny do Skaryszewa. Obiecałem sobie odwiedzać ją co tydzień. Ale życie pędziło dalej: praca, dzieci, kredyty… Odwiedzałem ją coraz rzadziej.

Któregoś dnia zadzwonił telefon:

— Piotrze… tu Halina… Aneta jest w szpitalu. Miała atak padaczki…

Pojechałem natychmiast. Leżała blada i cicha pod kroplówką.

— Piotruś… przyjdziesz jeszcze? — spytała słabo.

Obiecałem. Ale już nigdy nie zdążyłem jej zobaczyć przytomnej.

Aneta odeszła trzy dni później.

Na pogrzebie stałem sam pod drzewem, bo Magda została z dziećmi w domu — „za dużo emocji”. Ciocia Halina patrzyła na mnie ze smutkiem:

— Byłeś jej całym światem…

Po pogrzebie wróciłem do pustego domu. Magda była zajęta telefonem, dzieci grały na komputerze. Nikt nie pytał o Anetę.

Minęło dziesięć lat. Dziś siedzę sam w tym dużym domu pod Radomiem. Magda odeszła dwa lata temu do innego mężczyzny; dzieci wyjechały za granicę. Czasem budzę się w nocy i słyszę głos matki: „Nie zostawiaj jej…”

Czy można naprawić serce, które kiedyś świadomie się zamknęło? Czy wy też macie kogoś, kogo zawiedliście – i czy można jeszcze to naprawić?