Nie wszystko złoto, co się świeci – historia Magdaleny z podwarszawskiego Piastowa

— Nie wracaj dziś do domu — usłyszałam w słuchawce głos mojej matki. Był zimny, obcy, jakby mówiła do kogoś zupełnie innego. Stałam na przystanku PKP Piastów, zmarznięta do szpiku kości, z torbą zakupów i głową pełną myśli. Wokół mnie ludzie spieszyli się do domów, a ja czułam, że mój dom właśnie się rozpada.

— Mamo, co się stało? — zapytałam, choć już wiedziałam. W powietrzu wisiała awantura. Ojciec znowu się upił. Moja młodsza siostra, Karolina, pewnie znowu uciekła do chłopaka. A ja? Ja byłam tą odpowiedzialną. Tą, która zawsze wracała na czas, gotowała obiady i sprzątała po wszystkich.

— Twój ojciec… nie chcę cię tu dziś widzieć. Lepiej będzie, jak zostaniesz u kogoś — powiedziała matka i rozłączyła się bez słowa pożegnania.

Stałam tak jeszcze chwilę, patrząc na rozświetlone okna bloków. Wtedy zadzwoniłam do Pawła — mojego męża. Odbierał po trzecim sygnale.

— Magda? Coś się stało?

— Nie mogę wrócić do rodziców. Możesz po mnie przyjechać?

— Jestem u mamy w szpitalu. Znowu miała atak… Przepraszam, nie dam rady. Może pojedź do Karoliny?

Zacisnęłam powieki. Karolina mieszkała z chłopakiem na drugim końcu Warszawy i raczej nie ucieszyłaby się z mojej wizyty. Zresztą… od miesięcy nie rozmawiałyśmy. Ostatnia kłótnia o spadek po babci rozdarła nas na pół.

Wsiadłam do autobusu w stronę Ochoty. Po drodze napisałam Pawłowi wiadomość: „Daj znać, jak mama”. Odpisał tylko: „Będę późno”.

Wysiadłam przy Alejach Jerozolimskich i poszłam do kawiarni otwartej do północy. Zamówiłam herbatę z cytryną i usiadłam przy oknie. Obserwowałam ludzi – zakochane pary, samotnych staruszków, matki z dziećmi. Każdy miał dokąd wracać. Ja miałam tylko siebie.

Nagle zadzwonił telefon. Numer siostry.

— Czego chcesz? — zapytała Karolina bez przywitania.

— Nie mogę wrócić do domu. Ojciec znowu pił.

— To twój problem, nie mój — rzuciła i rozłączyła się.

Łzy napłynęły mi do oczu. Przez lata byłam dla niej jak matka – odrabiałam z nią lekcje, broniłam przed ojcem, tłumaczyłam świat. Teraz byłam nikim.

Wróciłam do mieszkania późno w nocy. Paweł spał na kanapie w salonie, telewizor grał cicho. Przykryłam go kocem i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro – podkrążone oczy, zmarszczki na czole, włosy w nieładzie. Gdzie się podziała ta dziewczyna z marzeniami?

Rano Paweł był już w pracy. Zostawił mi kartkę: „Zadzwoń do lekarza”. Od tygodnia bolał mnie brzuch, ale nie miałam czasu ani siły się tym zająć.

W pracy szefowa patrzyła na mnie z góry:

— Magdalena, raport miał być wczoraj! — krzyknęła przez pół biura.

— Przepraszam, miałam trudny wieczór…

— Każdy ma trudny wieczór! — przerwała mi ostro. — Albo bierzesz się w garść, albo szukaj innej pracy!

Wróciłam do domu wykończona. W kuchni czekała teściowa.

— Paweł mówił, że źle się czujesz — zaczęła bez czułości. — Może jesteś w ciąży?

— Nie wiem… — odpowiedziałam cicho.

— Lepiej żebyś była. Paweł zasługuje na dziecko.

Zacisnęłam pięści pod stołem.

Wieczorem Paweł wrócił późno. Pachniał damskimi perfumami.

— Byłeś u mamy? — zapytałam ostrożnie.

— Tak… i musiałem jeszcze podwieźć koleżankę z pracy — odpowiedział bez spojrzenia mi w oczy.

Nie pytałam więcej. Bałam się odpowiedzi.

Następnego dnia zadzwoniła matka:

— Ojciec trafił do szpitala. Przyjedź natychmiast.

Pojechałam bez słowa sprzeciwu. W szpitalu Karolina już była – płakała przy łóżku ojca jak mała dziewczynka.

— Magda… przepraszam za wczoraj — wyszeptała przez łzy.

Objęłyśmy się pierwszy raz od lat.

Ojciec spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem:

— Przepraszam… za wszystko…

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wyszłam na korytarz i rozpłakałam się jak dziecko.

Tydzień później lekarz postawił diagnozę: rak jajnika. Świat mi się zawalił.

Paweł był przy mnie przez pierwsze dni – jeździł ze mną na badania, gotował obiady, rozmawiał ze mną nocami. Ale potem coraz częściej znikał. Zaczęły przychodzić anonimowe wiadomości: „Twój mąż widywany jest z inną”.

Zebrałam się na odwagę i zapytałam wprost:

— Paweł… czy ty masz kogoś?

Milczał długo.

— Magda… ja już nie wiem, czy my jeszcze jesteśmy razem… Przepraszam…

Zostałam sama z chorobą i rozbitą rodziną.

Karolina zaczęła dzwonić codziennie:

— Magda, nie zostawię cię już nigdy — powtarzała przez łzy.

Matka przyjeżdżała raz w tygodniu – gotowała rosół i sprzątała mieszkanie w milczeniu.

Ojciec umarł po trzech miesiącach walki o życie. Na pogrzebie Paweł stał z boku, obok obcej kobiety.

Po wszystkim wróciłam do pustego mieszkania i długo patrzyłam przez okno na światła Piastowa.

Dziś jestem po operacji i chemioterapii. Karolina mieszka ze mną – znów jesteśmy rodziną, choć zupełnie inną niż kiedyś. Matka powoli otwiera się na rozmowy o przeszłości.

Czasem pytam siebie: czy można naprawdę zacząć od nowa? Czy to możliwe przebaczyć sobie i innym wszystko to, co nas złamało? A wy – co byście zrobili na moim miejscu?