Nie mogę go opuścić. Daje mi tyle kłopotów… i tyle miłości. Historia o rodzinie, zdradzie i wyborze serca.
Nie mogę go opuścić. Daje mi tyle kłopotów… i tyle miłości. Te słowa powtarzam sobie w myślach, kiedy stoję na środku kuchni, a za drzwiami rozgrywa się kolejna rodzinna awantura. Słychać podniesione głosy – mama znowu krzyczy na tatę, a ja stoję z kubkiem zimnej już herbaty i czuję, jak ściska mnie w gardle.
– Znowu wróciłeś późno! – wrzeszczy mama. – Myślisz, że nie widzę, co się dzieje? Że nie wiem, gdzie byłeś?
Tata milczy. Odkąd pamiętam, zawsze milczał w takich sytuacjach. Ja też nauczyłam się milczeć. Ale dziś nie potrafię. Dziś wszystko we mnie krzyczy.
Mam na imię Jagoda. Mam dwadzieścia siedem lat i od dziecka żyję w cieniu rodzinnych konfliktów. Mieszkamy w niewielkim domu pod Warszawą – ja, rodzice i mój młodszy brat Kuba. Kiedyś byliśmy zwyczajną rodziną. Teraz jesteśmy jak rozbite lustro – każdy kawałek osobno, każdy z własnym bólem.
Wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy tata stracił pracę w fabryce. Wtedy mama zaczęła pracować na dwa etaty – sprzątała u sąsiadów, wieczorami dorabiała w sklepie spożywczym. Tata coraz częściej wychodził z domu „załatwiać sprawy”. Z czasem przestał wracać na noc. Mama płakała po cichu w łazience, a ja udawałam, że nie słyszę.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę przez telefon:
– Nie mogę już tak dłużej, Anka – mówił tata do kogoś cicho. – W domu tylko krzyk i pretensje…
Anka. Imię powtarzało się coraz częściej. W końcu mama znalazła wiadomości w jego telefonie. Były czułe słowa, zdjęcia, plany na wspólną przyszłość. Zdrada. Słowo, które rozdarło naszą rodzinę na pół.
– Jagoda, musisz wybrać – powiedziała mi mama pewnej nocy, kiedy siedziałyśmy razem w kuchni. – Albo zostajesz ze mną i Kubą, albo idziesz do ojca.
Patrzyłam na nią z niedowierzaniem.
– Mamo… przecież to mój tata! Jak mogę wybierać?
– On nas zostawił! – krzyczała przez łzy. – Zostawił nas dla tamtej kobiety!
Nie spałam tej nocy. Słuchałam ciszy przerywanej szlochem mamy i cichym chrapaniem Kuby za ścianą. Wtedy po raz pierwszy poczułam się naprawdę samotna.
Tata wyprowadził się do Anki miesiąc później. Próbował dzwonić, pisać, zapraszać mnie na kawę do nowego mieszkania na Ursynowie. Nie potrafiłam mu wybaczyć, ale nie potrafiłam też przestać tęsknić.
W domu było coraz gorzej. Mama zamknęła się w sobie, przestała rozmawiać nawet ze mną. Kuba zaczął wagarować, wdawać się w bójki w szkole. Pewnego dnia wrócił do domu z rozciętą wargą i podbitym okiem.
– To przez was! – wrzasnął na mnie i mamę. – Przez was wszystko się rozpadło!
Wybiegł z domu i nie wrócił przez całą noc. Siedziałam wtedy na schodach przed domem i płakałam tak głośno, że sąsiadka z naprzeciwka przyszła zapytać, czy wszystko w porządku.
Czułam się rozdarta między lojalnością wobec mamy a potrzebą kontaktu z tatą. Próbowałam być dla wszystkich dobra – pomagałam mamie w domu, odrabiałam z Kubą lekcje, odwiedzałam tatę raz na dwa tygodnie. Ale nikt nie był szczęśliwy.
Wtedy pojawił się Michał.
Poznałam go na uczelni – był wykładowcą matematyki stosowanej, starszy ode mnie o dziesięć lat. Był spokojny, opanowany, miał ciepły uśmiech i cierpliwość do moich łez.
– Jagoda, musisz pomyśleć o sobie – mówił mi pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy razem na ławce w parku Skaryszewskim.
– Nie umiem – odpowiedziałam cicho. – Zawsze ktoś czegoś ode mnie chce…
Michał był pierwszą osobą od dawna, przy której czułam się bezpieczna. Zaczęliśmy się spotykać częściej – najpierw tylko na kawę po zajęciach, potem na długie spacery po Warszawie nocą.
Mama nie akceptowała tego związku.
– On jest za stary! – krzyczała. – I co on ci może dać? Przecież nawet nie ma stałej pracy!
– Mamo, ja go kocham…
– Nie mów mi o miłości! Gdyby twój ojciec cię kochał, nie zostawiłby nas!
Każda rozmowa kończyła się awanturą. Michał próbował rozmawiać z mamą, przekonać ją do siebie.
– Pani Tereso, naprawdę zależy mi na Jagodzie…
– Nie chcę pana znać! – rzuciła mu prosto w twarz.
Zaczęłam coraz częściej nocować u Michała. Tam czułam spokój – gotowaliśmy razem kolacje, oglądaliśmy stare filmy na laptopie, śmialiśmy się z głupich żartów.
Ale poczucie winy nie dawało mi spokoju. Mama dzwoniła codziennie:
– Kiedy wrócisz? Kuba pytał o ciebie…
Wracałam do domu tylko po to, by usłyszeć kolejne pretensje:
– Zostawiłaś mnie samą! Nawet ty mnie zostawiłaś!
Czułam się jak zdrajczyni.
Wszystko pękło pewnego zimowego wieczoru. Mama dostała ataku paniki – zadzwoniła do mnie z płaczem:
– Jagoda… ja już nie mam siły…
Rzuciłam wszystko i pobiegłam do domu przez zaspy śniegu. Zastałam ją skuloną na podłodze w kuchni, z twarzą ukrytą w dłoniach.
– Mamo… jestem tutaj…
Przytuliłam ją mocno i wtedy obie płakałyśmy jak dzieci.
Po tej nocy długo rozmawiałyśmy o wszystkim: o tacie, o moim związku z Michałem, o tym, że nie potrafię wybrać między własnym szczęściem a rodziną.
– Jagoda… ja po prostu boję się zostać sama – wyszeptała mama.
Zrozumiałam wtedy coś ważnego: że jej lęk nie jest moją winą ani moją odpowiedzialnością.
Zaczęłam układać swoje życie po swojemu. Przeprowadziłam się do Michała na stałe mimo sprzeciwu mamy i obrażonego milczenia Kuby. Przez kilka miesięcy nie odzywali się do mnie prawie wcale.
Tata próbował naprawić relacje z Kubą – zabierał go na mecze Legii Warszawa, kupował prezenty na urodziny. Ale brat był zamknięty jak nigdy wcześniej.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Anka – kobieta mojego ojca:
– Jagoda… twój tata miał zawał serca…
Świat zatrzymał się na chwilę.
Pojechałam do szpitala natychmiast. Tata leżał blady i słaby pod kroplówką.
– Cześć córeczko…
Wybuchłam płaczem przy jego łóżku.
– Tato… dlaczego? Dlaczego musiałeś nas zostawić?
Patrzył na mnie długo milcząc.
– Bo byłem tchórzem… bałem się życia bez miłości…
Wybaczyłam mu wtedy wszystko. Zrozumiałam też coś jeszcze: że każdy ma prawo szukać szczęścia po swojemu.
Dziś minęły dwa lata od tamtych wydarzeń. Mama powoli pogodziła się z moim wyborem – czasem dzwoni do Michała z pytaniem o zdrowie albo zaprasza nas na niedzielny obiad (choć zawsze narzeka na jego gotowanie). Kuba skończył szkołę i wyjechał do pracy za granicę – rzadko dzwoni, ale wiem, że jest mu lepiej niż wtedy.
A ja? Nadal boję się czasem samotności i tego, że moje wybory kogoś ranią. Ale wiem już jedno: nie można żyć tylko dla innych ani tylko dla siebie.
Czasem patrzę na Michała śpiącego obok mnie i pytam samą siebie: czy można być szczęśliwym bez poczucia winy? Czy każda miłość musi kosztować aż tyle łez?
A wy? Czy musieliście kiedyś wybierać między rodziną a własnym szczęściem? Jak poradziliście sobie z poczuciem winy?