Moja mama chce, żebym zaprzyjaźniła się z przyrodnią siostrą. Ale jej zachowanie doprowadza mnie do szału…
– Znowu zabrałaś moją bluzę! – wrzasnęłam, wchodząc do pokoju. Emilia nawet nie podniosła wzroku znad telefonu. Siedziała na moim łóżku, w mojej ulubionej bluzie, z nogami podciągniętymi pod brodę, jakby to było jej miejsce od zawsze.
– Przecież i tak jej nie nosisz – mruknęła, przewracając oczami. W tej jednej chwili poczułam, jak cała złość i frustracja z ostatnich miesięcy zbiera się we mnie jak burza.
Mama weszła do pokoju akurat wtedy, gdy już miałam wybuchnąć. – Dziewczyny, proszę was, czy nie możecie się dogadać? – zapytała z tym swoim zmęczonym głosem, który słyszałam coraz częściej odkąd wyszła za Marka.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego wybiegłam na balkon i zamknęłam za sobą drzwi. Wciągnęłam głęboko powietrze, próbując się uspokoić. Od kiedy mama wyszła za mąż za Marka, wszystko się zmieniło. Już nie byłam tylko ja i ona – pojawił się on i… Emilia. Dziewczyna w moim wieku, która miała być moją nową siostrą. Tyle że ona nie chciała być moją siostrą. I ja też nie chciałam jej.
Najgorsze były te wieczne porównania. „Emilia jest taka otwarta, powinnaś brać z niej przykład” – mówiła mama. Albo: „Może Emilia pokaże ci, jak się malować?” Jakby to ona była wzorem do naśladowania, a ja tylko dodatkiem do nowej rodziny.
Tęskniłam za dawnymi czasami. Za spokojem u dziadków w Rewalu, gdzie mogłam godzinami siedzieć na plaży z tatą i słuchać szumu fal. Tam nikt mnie nie oceniał, nikt nie zmuszał do uśmiechu na siłę. Tutaj każdy dzień był walką o kawałek siebie.
Pewnego wieczoru usłyszałam rozmowę mamy z Markiem przez cienką ścianę.
– Ona się nie stara – mówił Marek cicho.
– Daj jej czas – odpowiedziała mama. – To dla niej trudne.
– Emilia też nie ma łatwo. Może powinnaś bardziej ją zachęcać?
Zacisnęłam pięści. „Zachęcać” znaczyło: zmuszać mnie do wspólnych obiadów, wyjść do kina, rozmów o niczym. Emilia zawsze wtedy siedziała z miną obrażonej księżniczki i rzucała kąśliwe uwagi.
– Fajną masz fryzurę… jak na kogoś, kto chyba nie widział fryzjera od pół roku – rzuciła ostatnio przy stole.
Mama udawała, że nie słyszy. Ja udawałam, że mnie to nie rusza.
W szkole też nie było łatwo. Emilia szybko znalazła sobie paczkę znajomych – głośnych, pewnych siebie dziewczyn z klasy równoległej. Ja trzymałam się raczej na uboczu. Czasem słyszałam, jak śmieją się z moich ubrań albo tego, że wolę czytać niż chodzić na imprezy.
Najgorszy był dzień moich urodzin. Mama zaprosiła Emilię i jej koleżanki na wspólne świętowanie w domu. Siedziałam przy stole jak piąte koło u wozu, słuchając ich rozmów o chłopakach i kosmetykach.
– A ty, Lena? Masz już kogoś? – zapytała jedna z nich z udawanym zainteresowaniem.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Emilia rzuciła:
– Lena? Ona nawet nie wie, co to randka!
Wszyscy wybuchli śmiechem.
Pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na klucz. Mama przyszła po chwili.
– Lena…
– Nie chcę z nimi być! – krzyknęłam przez łzy.
– Ale to twoja nowa rodzina…
– To nie jest moja rodzina!
Cisza. Mama westchnęła ciężko i odeszła.
Od tamtej pory było tylko gorzej. Emilia coraz częściej zabierała moje rzeczy bez pytania, komentowała mój wygląd i zachowanie przy każdej okazji. Mama próbowała mediować, ale zawsze kończyło się na tym samym: „Musicie się dogadać”.
Pewnego dnia znalazłam w szafie podartą koszulę – moją ulubioną, którą dostałam od taty na zakończenie roku szkolnego. Wiedziałam, że to sprawka Emilii. Wybiegłam z domu i poszłam nad rzekę. Siedziałam tam długo, aż zadzwonił tata.
– Wszystko w porządku?
– Nie…
Opowiedziałam mu wszystko. O Emilii, o mamie, o tym jak bardzo czuję się obca we własnym domu.
– Lena… czasem dorośli myślą, że mogą poukładać nasze życie po swojemu. Ale masz prawo czuć to, co czujesz.
Po tej rozmowie poczułam ulgę. Przynajmniej ktoś mnie rozumiał.
Kilka dni później mama poprosiła mnie na poważną rozmowę.
– Lena… wiem, że ci ciężko. Ale musisz spróbować dać Emilii szansę.
– A ona mi daje szansę?
Mama milczała przez chwilę.
– Może obie jesteście zagubione…
Nie odpowiedziałam. W głowie miałam tylko jedno: czy naprawdę muszę udawać kogoś innego tylko po to, żeby wszystkim było wygodniej?
Minęły kolejne tygodnie. Emilia była coraz bardziej opryskliwa. Pewnego dnia wróciłam ze szkoły i zobaczyłam ją płaczącą w łazience. Zdziwiło mnie to – nigdy wcześniej nie widziałam jej słabej.
– Co się stało? – zapytałam ostrożnie.
Nie odpowiedziała od razu.
– Nikt mnie tu nie chce…
Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Może ona też czuła się tak samo samotna jak ja?
Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy prawdziwymi siostrami. Ale wiem jedno: czasem dorośli za bardzo chcą nas uszczęśliwić na siłę i nie widzą tego, co naprawdę czujemy.
Czy można zmusić serce do przyjaźni? Czy ktoś z was też czuł się kiedyś obcy we własnym domu?