Mój mąż oskarżył mnie o zdradę i zostawił z naszym dzieckiem – nigdy nie obejrzał się za siebie
– To nie jest moje dziecko, Aniu! – krzyknął Michał, trzaskając drzwiami sypialni. Stałam przy łóżeczku naszego synka, próbując go uspokoić, choć sama ledwo powstrzymywałam łzy. Jeszcze kilka dni temu razem wieszaliśmy firanki w pokoju dziecięcym, śmialiśmy się z moich nieudolnych prób montowania przewijaka. Michał był wtedy taki czuły, taki obecny. A teraz… patrzył na mnie jak na obcą osobę.
Wszystko zaczęło się od plotek. Mieszkamy w małym miasteczku pod Wrocławiem, gdzie każdy zna każdego, a ludzie mają za dużo czasu na własne domysły. Kiedy byłam w ciąży, kilka razy spotkałam się z koleżanką z pracy, Pawłem. Pomagał mi z papierami, bo szefowa naciskała na szybkie zamknięcie projektu przed moim urlopem macierzyńskim. Ktoś nas widział razem w kawiarni i już następnego dnia sąsiadka, pani Zosia, zaczęła szeptać coś do Michała na klatce schodowej.
Nie przejęłam się tym wtedy. Przecież ufałam Michałowi, a on zawsze powtarzał, że plotki są dla ludzi bez własnego życia. Ale kiedy nasz synek, Staś, urodził się z jasnymi włosami i niebieskimi oczami – zupełnie innymi niż nasze ciemne – coś w Michałowie pękło. Najpierw pytał półżartem: „A skąd on ma takie oczy?” Potem już coraz częściej milczał przy stole, unikał mojego wzroku.
Pewnego wieczoru wrócił późno z pracy. Był wyraźnie zdenerwowany. Staś płakał, a ja próbowałam go nakarmić. Michał wszedł do kuchni i rzucił: – Widziałem cię z Pawłem pod urzędem miasta. Co wy tam razem robiliście?
– Załatwialiśmy sprawy firmowe, przecież ci mówiłam…
– Przestań kłamać! – przerwał mi. – Myślisz, że nie wiem? Ludzie mówią różne rzeczy. I nagle wszystko zaczęło się sypać.
Przez kolejne dni Michał coraz bardziej się ode mnie oddalał. Przestał pomagać przy dziecku, spał na kanapie w salonie. Czułam się jak intruz we własnym domu. Pewnej nocy usłyszałam, jak rozmawia przez telefon z matką:
– Mamo, ja nie wiem, czy to jest moje dziecko…
Wtedy po raz pierwszy naprawdę się przestraszyłam.
Następnego ranka Michał spakował walizkę. Stałam w progu z płaczącym Stasiem na rękach.
– Nie mogę tu zostać – powiedział cicho. – Muszę to przemyśleć. Nie wiem już nic.
– Michał… proszę cię…
– Nie ufam ci, Aniu.
I wyszedł. Nie obejrzał się nawet za siebie.
Zostałam sama z niemowlakiem i tysiącem pytań w głowie. Próbowałam dzwonić do Michała, pisałam SMS-y – bez odpowiedzi. Jego matka przestała odbierać moje telefony. Moi rodzice mieszkają daleko, a ja nie chciałam ich martwić. Każdego dnia walczyłam ze zmęczeniem i rozpaczą. Staś był jedynym powodem, dla którego wstawałam rano z łóżka.
Po kilku tygodniach przyszło wezwanie do sądu – Michał żądał testów na ojcostwo i alimentów. Czułam się upokorzona do granic możliwości. W urzędzie patrzyli na mnie jak na przestępczynię. Pani w okienku zapytała: „A ojciec dziecka nie pomaga?”
Chciałam krzyczeć: „Nie! Bo uwierzył plotkom!” Ale tylko spuściłam głowę.
Testy oczywiście potwierdziły, że Staś jest synem Michała. Ale on już wtedy był daleko – wynajął mieszkanie w innym mieście i zaczął nowe życie. Nigdy nie przyszedł przeprosić ani nawet zobaczyć syna.
Najgorsze były wieczory. Siedziałam sama w salonie, patrzyłam na zdjęcia z naszego ślubu i zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była mniej ufać ludziom? Może powinnam była od razu powiedzieć Pawłowi, żeby nie pokazywał się ze mną publicznie?
Czasami Staś patrzy na mnie tymi swoimi wielkimi niebieskimi oczami i pyta: „Mamo, gdzie jest tata?”
Co mam mu odpowiedzieć? Że tata uwierzył obcym ludziom bardziej niż własnej żonie? Że wybrał łatwiejszą drogę?
Dziś jestem silniejsza niż wtedy. Nauczyłam się prosić o pomoc – sąsiadka Basia czasem przychodzi pobawić się ze Stasiem, a koleżanki z pracy wspierają mnie jak mogą. Ale blizna została.
Często zastanawiam się: jak łatwo można zniszczyć czyjeś życie jednym słowem, jedną plotką? Czy kiedykolwiek nauczę się znowu ufać ludziom? A może to już niemożliwe?