Miłość pod prąd: Gdy rodzina staje się wrogiem serca

Drzwi do mieszkania moich przyszłych teściów otworzyły się z trzaskiem. W progu stałam ja – cała w nerwach, z dłońmi mokrymi od potu, a obok mnie trzymał mnie za rękę mój narzeczony, Paweł. To miał być zwykły rodzinny obiad, pierwszy raz u jego rodziców, ale już od rana czułam, że coś wisi w powietrzu. Paweł ścisnął moją dłoń mocniej, jakby wyczuwał mój niepokój.

— Spokojnie, Marto — szepnął mi do ucha. — Mama jest trochę sztywna, ale tata cię polubi.

Nie wiedziałam wtedy, jak bardzo się mylił.

W salonie przy stole siedział jego ojciec, Andrzej, mężczyzna o ostrych rysach i oczach, które wydawały się przeszywać na wskroś. Gdy tylko mnie zobaczył, zamarł. Przez sekundę miałam wrażenie, że poznaje mnie z jakiegoś koszmaru. Jego żona, pani Teresa, próbowała rozładować atmosferę:

— Pawełku, przedstawisz nam swoją wybrankę?

— To Marta — powiedział Paweł z dumą. — Moja narzeczona.

Andrzej nie podał mi ręki. Wstał powoli i spojrzał na mnie tak, jakby chciał mnie przepędzić samym wzrokiem.

— Marta… — powtórzył cicho. — A nazwisko?

— Zielińska — odpowiedziałam niepewnie.

Wtedy zobaczyłam, jak jego twarz blednie. Paweł spojrzał na niego zdezorientowany.

— Coś nie tak?

Andrzej odwrócił się na pięcie i wyszedł do kuchni. Zapanowała cisza tak gęsta, że słyszałam bicie własnego serca.

Po obiedzie Paweł próbował rozmawiać z ojcem. Słyszałam ich podniesione głosy przez zamknięte drzwi:

— Co ty wyprawiasz? — krzyczał Paweł. — Dlaczego jesteś taki dla Marty?

— Bo nie chcę jej w tej rodzinie! — ryknął Andrzej. — Nie po tym, co zrobił jej ojciec!

Zamarłam. O co chodziło? Mój tata, Tomasz Zieliński, był zwykłym pracownikiem kolei. Zawsze cichy, zamknięty w sobie po śmierci mamy. Nigdy nie mówił o przeszłości.

Gdy wróciliśmy do mojego mieszkania, Paweł był blady ze złości.

— Muszę wiedzieć — powiedział stanowczo. — Co twój ojciec zrobił mojemu?

Nie wiedziałam. Ale wiedziałam jedno: muszę się dowiedzieć.

Następnego dnia pojechałam do ojca do rodzinnego domu w Radomiu. Siedział przy kuchennym stole i rozwiązywał krzyżówki.

— Tato… — zaczęłam niepewnie. — Czy znasz Andrzeja Nowaka?

Tata spojrzał na mnie długo i ciężko westchnął.

— Tak — powiedział cicho. — Kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Potem wszystko się posypało przez jedną kobietę.

— Przez mamę?

Pokręcił głową.

— Nie. Przez twoją ciotkę Jolę. Andrzej był w niej zakochany po uszy, ale ona wybrała mnie. On nigdy mi tego nie wybaczył. A potem… potem była ta sprawa na kolei.

Zamarłam.

— Jaka sprawa?

Tata spuścił wzrok.

— Ktoś doniósł na Andrzeja za kradzież materiałów budowlanych z magazynu PKP. Zwolnili go dyscyplinarnie. On myśli, że to ja byłem donosicielem. Ale to nieprawda!

Poczułam, jak świat wali mi się na głowę. Czy naprawdę los miał aż tak przewrotnie zadrwić z mojego szczęścia?

Wróciłam do Warszawy rozbita. Paweł czekał na mnie pod blokiem.

— I co? — zapytał od razu.

Opowiedziałam mu wszystko. Siedzieliśmy długo w samochodzie, milcząc.

— Nie pozwolę mu nas rozdzielić — powiedział w końcu Paweł z determinacją w głosie.

Ale to nie był koniec problemów.

Od tego dnia Andrzej robił wszystko, by nas skłócić. Dzwonił do Pawła codziennie:

— Zastanów się dobrze! Ona cię wykorzysta! Jej ojciec to kłamca!

Paweł coraz częściej wracał do domu rozdrażniony i zamyślony. Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi: o to, kto ma wynieść śmieci, o rachunki za prąd, o to, że nie mam czasu na gotowanie obiadu po pracy.

Pewnego wieczoru wybuchłam:

— Jeśli naprawdę mnie kochasz, to przestań słuchać ojca!

Paweł spojrzał na mnie ze łzami w oczach:

— Kocham cię! Ale on jest moim ojcem… Nie mogę go tak po prostu odciąć!

Wtedy pierwszy raz pomyślałam o rozstaniu.

Przez kilka tygodni żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. W pracy nie mogłam się skupić – szefowa zwróciła mi uwagę:

— Marta, co się z tobą dzieje? Zawsze byłaś sumienna…

Nie miałam siły tłumaczyć jej rodzinnych dramatów.

W końcu zadzwoniła do mnie Teresa, matka Pawła:

— Spotkajmy się same — poprosiła cicho.

Umówiłyśmy się w małej kawiarni na Mokotowie. Teresa przyszła wcześniej i już czekała przy stoliku z filiżanką herbaty.

— Marta… — zaczęła niepewnie. — Andrzej jest uparty i pamiętliwy. Ale wiem jedno: Paweł nigdy nie będzie szczęśliwy bez ciebie.

Popatrzyłam na nią z wdzięcznością i bólem jednocześnie.

— Co mam robić? — zapytałam szeptem.

Teresa ujęła moją dłoń:

— Walcz o niego. Nawet jeśli Andrzej nigdy cię nie zaakceptuje.

Wróciłam do domu z nową siłą. Wieczorem usiedliśmy z Pawłem przy stole i pierwszy raz od tygodni rozmawialiśmy szczerze:

— Chcę być z tobą — powiedziałam stanowczo. — Ale musisz wybrać: albo będziemy razem mimo wszystko, albo pozwolimy twojemu ojcu wygrać.

Paweł długo milczał, a potem objął mnie mocno:

— Wybieram ciebie.

Ślub był skromny – tylko najbliżsi i kilku przyjaciół. Andrzej nie przyszedł. Przysłał tylko pustą kopertę bez życzeń.

Pierwsze miesiące małżeństwa były trudne – ciągłe telefony od teścia, plotki w rodzinie Pawła („Jak ona mogła go tak omotać?”), a nawet anonimowe listy wrzucane do naszej skrzynki („Zniszczycie sobie życie!”).

Ale przetrwaliśmy. Z czasem Andrzej zaczął mięknąć – najpierw przestał dzwonić codziennie, potem wysłał Pawłowi SMS-a na urodziny („Zdrowia”). Po roku zaprosił nas na obiad do siebie.

Siedzieliśmy przy stole w milczeniu, aż w końcu Andrzej odezwał się pierwszy:

— Może… może źle was oceniłem.

Nie odpowiedziałam nic – łzy same napływały mi do oczu.

Dziś mamy dwójkę dzieci i własny dom pod Warszawą. Andrzej bywa u nas rzadko, ale zawsze przynosi wnukom prezenty i patrzy na mnie już bez tej nienawiści co kiedyś.

Czasem zastanawiam się: ile rodzinnych tragedii rodzi się przez dumę i niewyjaśnione żale sprzed lat? Czy naprawdę warto poświęcać szczęście dzieci dla własnych ran? Może czasem trzeba po prostu wybaczyć – sobie i innym?