Miłość mojej szwagierki zrujnowała nasz dom – czy jestem złą osobą, że mam dość?

Wróciłam do domu szybciej niż planowałam. Był środek upalnego sierpnia, a ja, wykończona tygodniem na działce z dwójką rozbrykanych dzieci, marzyłam tylko o własnym łóżku i ciszy. Otworzyłam drzwi i od razu poczułam, że coś jest nie tak – w powietrzu unosił się zapach perfum, których nie znałam, a z kuchni dobiegał śmiech. Zamarłam w progu. W moim mieszkaniu, na mojej kanapie, siedziała szesnastoletnia dziewczyna z telefonem w ręku, a obok niej sterta ubrań i torba podróżna.

– Cześć ciociu! – rzuciła z szerokim uśmiechem. – Mama mówiła, że mogę zostać na trochę.

To była Lena, córka mojej szwagierki Marty. Mój mąż, Piotrek, wyszedł z łazienki z miną winowajcy.

– Aniu… Lena zostaje u nas na jakiś czas. Marta… no wiesz… zakochała się. Pojechała z nowym chłopakiem do Zakopanego. Nie chciała zostawiać Leny samej.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami. To nie był pierwszy raz, kiedy Marta podrzucała nam córkę bez słowa uprzedzenia. Ale nigdy jeszcze nie wyglądało to na przeprowadzkę na czas nieokreślony.

– Piotrek, ile to potrwa? – spytałam przez zaciśnięte zęby.

– Nie wiem. Marta nie odbiera ode mnie telefonu od wczoraj.

Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć. Ale dzieci już wbiegły do mieszkania, rzuciły plecaki na podłogę i zaczęły się kłócić o to, kto pierwszy pójdzie pod prysznic. Lena patrzyła na mnie z lekkim niepokojem, jakby wyczuwała burzę.

Wieczorem usiedliśmy z Piotrkiem w kuchni.

– To nie jest hotel – powiedziałam cicho. – Mamy dwa pokoje. Chłopcy już się gryzą o miejsce do spania, a Lena… ona jest nastolatką! Potrzebuje prywatności. My też!

Piotrek spuścił wzrok.

– Wiem. Ale co mam zrobić? Wyrzucić ją?

– Nie chodzi o wyrzucanie! Chodzi o szacunek. Marta nawet nie zapytała! Znowu wszystko na mojej głowie.

Następnego dnia próbowałam dodzwonić się do Marty. Bez skutku. Pisałam SMS-y: „Marta, musimy pogadać”, „Lena jest u nas, daj znać kiedy wracasz”. Zero odpowiedzi. W końcu zadzwoniłam do teściowej.

– Dziecko, przecież Lena to rodzina – usłyszałam. – Marta zawsze była taka wolna dusza… Ty jesteś odpowiedzialna, to normalne, że się nią zajmiesz.

Zacisnęłam pięści. „Odpowiedzialna” – czyli ta, która zawsze posprząta po innych? Która nigdy nie powie „nie”, bo przecież rodzina?

Minęły trzy dni. Lena coraz bardziej rozgaszczała się w naszym domu. Zajęła pół łazienki swoimi kosmetykami, wieczorami godzinami rozmawiała przez telefon z koleżankami, a chłopcy zaczęli narzekać, że nie mają gdzie się bawić. Ja chodziłam jak bomba zegarowa.

W końcu przyszedł piątek wieczór. Siedzieliśmy wszyscy przy stole, Lena przeglądała TikToka, chłopcy kłócili się o pilota od telewizora.

– Lena, możesz na chwilę odłożyć telefon? Musimy porozmawiać – powiedziałam stanowczo.

Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona.

– Słucham ciociu?

– Chciałabym wiedzieć, kiedy wraca twoja mama. Musimy ustalić jakieś zasady. To nie jest łatwe dla nikogo.

Lena spuściła głowę.

– Mama mówiła, że wróci za tydzień… Ale już dwa razy zmieniała plany.

Piotrek próbował ją pocieszyć:

– Lena, wszystko będzie dobrze. Ale musisz nam trochę pomóc w domu.

Dziewczyna pokiwała głową i wyszła do swojego pokoju (czyli do pokoju moich synów).

Zostałam sama z Piotrkiem.

– To nie jest normalne – powiedziałam cicho. – Ja już nie daję rady. Mam własne dzieci, własną pracę…

Piotrek objął mnie ramieniem.

– Wiem, Aniu. Ale co możemy zrobić? Marta zawsze była taka… egoistyczna. Myślałem, że po rozwodzie się zmieni.

Przypomniałam sobie wszystkie święta, kiedy Marta wpadała spóźniona i zostawiała Lenę pod naszą opieką „na chwilę”. Wszystkie urodziny Leny organizowane u nas „bo u Marty bałagan”. Wszystkie razy, gdy teściowa mówiła: „Ty sobie poradzisz”.

W sobotę rano zadzwonił domofon. To była Marta – opalona, szczęśliwa, z nowym facetem u boku.

– Cześć kochani! – rzuciła radośnie. – Lena gotowa? Musimy lecieć na Mazury!

Patrzyłam na nią jak na obcą osobę.

– Marta, możemy porozmawiać?

Westchnęła teatralnie.

– Aniu, wiem co chcesz powiedzieć… Ale ja też mam prawo do szczęścia! Ty masz rodzinę, dzieci… Ja mam tylko Lenę i siebie!

Nie wytrzymałam:

– Masz też obowiązki! Nie możesz traktować nas jak darmowego hotelu! Ja też mam swoje życie!

Marta spojrzała na mnie z pogardą:

– Zawsze byłaś taka zasadnicza…

Lena stała obok ze spuszczoną głową.

– Mamo… może zostanę jeszcze jeden dzień?

Marta wzruszyła ramionami:

– Rób co chcesz. Ja jadę.

I wyszła trzaskając drzwiami.

Lena rozpłakała się w przedpokoju.

Usiadłam obok niej na podłodze.

– Przepraszam cię… Nie powinnam była tak krzyczeć przy tobie. Ale twoja mama…

Lena otarła łzy:

– Wiem jaka jest mama. Ale ja nie chcę być dla nikogo ciężarem…

Objęłam ją mocno.

Wieczorem długo rozmawiałam z Piotrkiem o tym, co dalej. Postanowiliśmy jasno ustalić granice – jeśli Marta jeszcze raz podrzuci nam Lenę bez słowa uprzedzenia, po prostu jej odmówimy. Bo ile można poświęcać siebie dla cudzej wygody?

Dziś patrzę na Lenę i widzę w niej zagubioną dziewczynę, która najbardziej na świecie potrzebuje stabilności i miłości – a jej matka myśli tylko o sobie. Czy jestem złą osobą, że chcę chronić własną rodzinę? Czy można być dobrym człowiekiem i jednocześnie postawić granice tym, którzy je stale przekraczają? Co wy byście zrobili na moim miejscu?