Między młotem a kowadłem: Jak pogubiłam się między rodziną a oczekiwaniami teściowej
– Marta, czy ty naprawdę nie rozumiesz, że ja tu jestem sama? – głos teściowej przebił się przez ścianę, jakby chciała, żebym usłyszała każde słowo nawet w łazience. Stałam przy umywalce, patrząc na swoje odbicie. Zmęczone oczy, cienie pod nimi, włosy związane w niedbały kok. Wzięłam głęboki oddech, próbując nie wybuchnąć.
– Mamo, przecież byliśmy u pani wczoraj. Dzieci mają zadania domowe, a ja muszę jeszcze popracować – odpowiedziałam, starając się, by mój głos nie drżał.
– Ale ja nie dam rady sama zrobić zakupów! – usłyszałam z drugiego pokoju. – Twój ojciec już dawno nie żyje, a ty jesteś moją jedyną rodziną!
W tym momencie poczułam, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło. Znowu. Każdy weekend wyglądał tak samo: najpierw telefon od teściowej, potem kłótnia z mężem, potem łzy dzieci, że znowu musimy jechać do babci zamiast na rowery czy do kina. I znowu ja – rozpięta między potrzebami wszystkich wokół, a własnym pragnieniem chwili ciszy.
Mój mąż, Tomek, siedział przy stole i udawał, że czyta gazetę. Wiedziałam, że słyszy każdą naszą wymianę zdań.
– Tomek, może ty pojedziesz do mamy? – zapytałam cicho.
– Przecież wiesz, że ona chce ciebie. Ze mną się tylko kłóci – odpowiedział bez podnoszenia wzroku.
Zacisnęłam pięści. „Ona chce ciebie” – ile razy już to słyszałam? Jakby bycie synową oznaczało automatycznie bycie opiekunką na pełen etat. Jakby moje życie i moje potrzeby były mniej ważne niż jej samotność.
Dzieci – Ania i Kuba – siedziały w swoich pokojach. Ania miała 10 lat i coraz częściej zamykała się w sobie. Kuba był młodszy, jeszcze nie rozumiał wszystkiego, ale widziałam w jego oczach rozczarowanie za każdym razem, gdy odwoływaliśmy wspólne plany.
W końcu poddałam się. Wzięłam klucze i kurtkę.
– Jedziemy do babci – powiedziałam bez entuzjazmu.
Ania tylko westchnęła:
– Znowu?
Kuba spojrzał na mnie błagalnie:
– Mamo, a potem pójdziemy na lody?
– Zobaczymy, kochanie – odpowiedziałam, choć wiedziałam, że pewnie nie starczy nam czasu ani siły.
Droga do teściowej była zawsze taka sama: szara ulica, stare bloki, ludzie z siatkami pełnymi zakupów. W windzie milczeliśmy. Dzieci patrzyły na swoje buty. Ja próbowałam zebrać resztki energii na kolejną rundę narzekań i pretensji.
Teściowa mieszkała na trzecim piętrze. Drzwi otworzyły się zanim zdążyłam zapukać.
– No nareszcie! – powiedziała z wyrzutem. – Już myślałam, że się nie doczekam.
W środku pachniało kapustą i starymi książkami. Teściowa od razu zaczęła wydawać polecenia:
– Marta, przynieś mi proszę słoik z piwnicy. Dzieci niech posprzątają balkon. A potem trzeba będzie jeszcze pójść do apteki.
Patrzyłam na nią i czułam narastającą złość. Przecież mogła zadzwonić po sąsiadkę albo poprosić o pomoc opiekunkę z MOPS-u. Ale nie – ona zawsze wybierała nas.
Kiedy wracałam z piwnicy z ciężkim słoikiem ogórków, usłyszałam rozmowę Ani z babcią:
– Babciu, a mogę dziś pooglądać bajki?
– Najpierw posprzątaj balkon! – odpowiedziała ostro teściowa.
Ania spuściła głowę i zaczęła zbierać stare doniczki.
Po dwóch godzinach byliśmy wykończeni. Teściowa była zadowolona – miała wszystko zrobione tak, jak chciała. My wracaliśmy do domu w milczeniu.
Wieczorem Tomek zapytał:
– Było bardzo źle?
Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam przez okno na ciemne podwórko.
– Tomek… ile jeszcze tak dam radę? Przecież dzieci nas nienawidzą za te wizyty. Ja… ja już nie mam siły.
Tomek wzruszył ramionami:
– To moja matka. Nie mogę jej zostawić samej.
Chciałam krzyczeć: „A mnie możesz zostawić samej? Z tym wszystkim?” Ale tylko westchnęłam i poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi i pozwoliłam sobie na kilka łez.
Następnego dnia zadzwoniła moja mama.
– Marto, jak się trzymasz?
Nie chciałam jej martwić, ale nie wytrzymałam:
– Mamo… ja już nie wiem, co robić. Czuję się jak służąca u teściowej. Tomek mi nie pomaga, dzieci są coraz bardziej nieszczęśliwe…
Mama milczała przez chwilę.
– Może powinnaś postawić granice? Powiedzieć Tomkowi jasno: albo on się angażuje, albo ty przestajesz jeździć?
Westchnęłam:
– Próbowałam… Ale on zawsze mówi to samo: „To moja matka”.
Mama powiedziała cicho:
– A ty jesteś jego żoną i matką jego dzieci. Nie możesz poświęcać siebie dla wszystkich wokół.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim. Czy naprawdę jestem taka słaba? Czy to ja jestem egoistką?
W pracy też nie było lepiej. Szefowa patrzyła na mnie krzywo:
– Marta, ostatnio jesteś rozkojarzona. Musisz się bardziej postarać.
A ja miałam ochotę wykrzyczeć: „Nie jestem robotem! Mam swoje życie!” Ale tylko przytaknęłam i wróciłam do komputera.
W końcu przyszedł kolejny weekend. Teściowa zadzwoniła już w piątek wieczorem:
– Marta, jutro musisz przyjechać wcześniej. Trzeba umyć okna przed świętami.
Poczułam jak coś we mnie pęka.
– Nie mogę jutro przyjechać – powiedziałam stanowczo. – Mam swoje plany z rodziną.
Teściowa natychmiast podniosła głos:
– Jak to?! Przecież zawsze mi pomagasz!
– Tym razem nie dam rady – powtórzyłam i rozłączyłam się drżącą ręką.
Tomek patrzył na mnie zdziwiony:
– Co ty robisz?
Spojrzałam mu prosto w oczy:
– Stawiam granice. Albo ty pojedziesz do mamy i jej pomożesz, albo ona będzie musiała poprosić kogoś innego.
Tomek był wściekły przez cały wieczór. Dzieci patrzyły na mnie z nadzieją:
– Mamo… to znaczy, że pójdziemy na lody?
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od dawna:
– Tak, kochanie. Pójdziemy na lody i do kina.
Ten dzień był jak powiew świeżego powietrza. Śmialiśmy się razem, dzieci były szczęśliwe. Wieczorem Tomek wrócił od matki naburmuszony, ale nic nie powiedział.
Wiedziałam jednak, że to dopiero początek walki o siebie i swoją rodzinę. Teściowa dzwoniła codziennie przez tydzień – raz płakała, raz krzyczała. Tomek miał do mnie pretensje o wszystko: o obiad za słony, o bałagan w przedpokoju…
Ale ja czułam się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej.
Czy miałam prawo postawić siebie i dzieci na pierwszym miejscu? Czy egoizm jest czasem konieczny? Może to właśnie granice są kluczem do szczęścia? Co wy o tym myślicie?