Między marzeniami a rzeczywistością: Walka o własny dom

– Nie, nie kupujemy tej kanapy. I na pewno nie tego stołu do jadalni – powiedziałam ostro do Pawła, patrząc na niego z niedowierzaniem. Stał przy kasie w Ikei, trzymając w ręku katalog, jakby miał w nim zapisane wszystkie nasze przyszłe szczęścia. Widziałam w jego oczach rozczarowanie, ale nie mogłam już dłużej udawać, że wszystko jest w porządku.

– Ale przecież obiecaliśmy sobie, że urządzimy to mieszkanie po swojemu – odpowiedział cicho, niemal szeptem, jakby bał się, że ktoś usłyszy naszą kłótnię. – Chciałem tylko, żebyśmy mieli coś nowego, coś naszego…

Zacisnęłam dłonie na pasku torebki. W głowie miałam słowa mojej mamy, które powtarzała mi od miesięcy: „Bo potem będziecie musieli oszczędzać na spłatę kredytu! A przecież jesteście jeszcze tacy młodzi! Żyjcie i cieszcie się życiem!”

Czułam się rozdarta. Z jednej strony marzyłam o własnym kącie – o miejscu, gdzie mogłabym wreszcie poczuć się bezpiecznie, gdzie nikt nie wchodziłby bez pukania i nie komentowałby każdego mojego wyboru. Z drugiej strony – strach przed kredytem, przed zobowiązaniami na trzydzieści lat, przed tym, że może nie damy rady…

Paweł odłożył katalog na półkę i spojrzał na mnie z wyrzutem. – Może masz rację – powiedział. – Może powinniśmy jeszcze poczekać.

Wróciliśmy do wynajmowanego mieszkania na Pradze w milczeniu. Po drodze minęliśmy park, gdzie dzieci bawiły się na placu zabaw, a starsi ludzie siedzieli na ławkach i karmili gołębie. Przez chwilę poczułam ukłucie zazdrości – oni już niczego nie muszą udowadniać, niczego nie muszą zdobywać. My ciągle walczymy.

Wieczorem zadzwoniła mama. Odbierając telefon, wiedziałam już, co usłyszę.

– No i co tam u was? – zapytała z przesadną troską.

– Nic nowego, mamo. Byliśmy dziś oglądać meble…

– Ojejku! Tylko nie mów mi, że znowu myślicie o tym kredycie! – przerwała mi natychmiast. – Bo potem będziecie musieli sobie wszystkiego odmawiać! Po co wam to? Przecież możecie jeszcze trochę pomieszkać u kogoś, wynająć coś tańszego…

Zacisnęłam zęby. Ile razy jeszcze będę musiała tłumaczyć jej, że to nie jest takie proste? Że nie chcę już dłużej żyć na walizkach, słuchać sąsiadów przez cienkie ściany i martwić się, czy właściciel nie podniesie nam czynszu?

– Mamo, my naprawdę chcemy mieć coś swojego – powiedziałam spokojnie. – Chcemy mieć dom.

– Dom? Dom to nie tylko ściany i dach! Dom to rodzina, wspólne obiady, śmiech dzieci… A wy tylko o pieniądzach i kredytach!

Poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę jestem taka samolubna? Czy naprawdę myślę tylko o pieniądzach?

Po rozmowie z mamą długo siedziałam w kuchni, patrząc na Pawła. On też był przygnębiony. Wiedziałam, że czuje się winny – chciał mi dać wszystko, a ja ciągle tylko narzekam.

– Może twoja mama ma rację – powiedział nagle. – Może powinniśmy trochę odpuścić…

– Nie chcę już dłużej czekać – odpowiedziałam cicho. – Mam dość życia na cudzych zasadach.

W kolejnych tygodniach atmosfera w domu była napięta. Każda rozmowa kończyła się kłótnią. Paweł coraz częściej wychodził z kolegami „na piwo”, a ja zamykałam się w łazience i płakałam po cichu.

Pewnego dnia wróciłam z pracy wcześniej niż zwykle. Zastałam Pawła siedzącego przy stole z butelką piwa i pustym wzrokiem wpatrującego się w ścianę.

– Co się stało? – zapytałam ostrożnie.

– Dostałem wypowiedzenie – odpowiedział bez emocji.

Świat zawirował mi przed oczami. Kredyt hipoteczny stał się nagle czymś zupełnie nierealnym.

Przez kolejne dni żyliśmy jak w zawieszeniu. Paweł szukał pracy, ja brałam nadgodziny w biurze rachunkowym. Mama dzwoniła codziennie, pytając: „I co teraz? Mówiłam wam!”

W końcu Paweł znalazł nową pracę – gorzej płatną, ale stabilną. Zaczęliśmy od nowa liczyć każdy grosz. Zrezygnowaliśmy z planów kupna mieszkania na razie, ale coś we mnie pękło.

Któregoś wieczoru usiedliśmy razem przy kuchennym stole.

– Paweł… Ja już nie mogę tak żyć – powiedziałam drżącym głosem. – Ciągle tylko liczymy pieniądze, martwimy się o przyszłość… Gdzie w tym wszystkim jesteśmy my?

Spojrzał na mnie długo i smutno.

– Może powinniśmy po prostu zacząć od nowa? Może gdzieś indziej?

Nie odpowiedziałam. Wiedziałam tylko jedno: nie chcę już dłużej żyć w strachu i niepewności.

Czasem zastanawiam się, czy warto było tak bardzo walczyć o coś, co miało dać nam szczęście, a przyniosło tylko łzy i rozczarowanie. Czy dom to naprawdę tylko cztery ściany? A może prawdziwy dom buduje się zupełnie inaczej?