Między ciszą a krzykiem: Życie Magdy z blokowiska

Drzwi trzasnęły tak mocno, że aż zadrżały szyby w kuchni. – Znowu! – usłyszałam wrzask ojca zza ściany. – Ile razy mam powtarzać, żebyś nie zostawiała butów na środku przedpokoju?!

Miałam wtedy siedem lat i już wiedziałam, że lepiej nie odpowiadać. Wcisnęłam się w kąt, próbując zniknąć. Mama stała przy zlewie, zgarbiona, z mokrymi rękami i oczyma wbitymi w kafelki. Ojciec szedł przez mieszkanie jak burza, a ja czułam się jak pyłek, który zaraz zniknie pod jego butem.

Nazywam się Magda Nowicka. Urodziłam się na blokowisku w Zabrzu, w trzypokojowym mieszkaniu na ósmym piętrze. Moja rodzina była jak pole minowe – nigdy nie wiedziałam, kiedy wybuchnie kolejna awantura. Ojciec pił, mama milczała. Brat, starszy o cztery lata, uciekał do kolegów albo do gier komputerowych. Ja zostawałam sama z tym wszystkim.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy ojciec podniósł na mnie rękę. Miałam osiem lat i rozlałam mleko na dywan. – Ty głupia smarkulo! – wrzasnął i uderzył mnie otwartą dłonią w twarz. Mama stała obok i tylko zacisnęła usta. Potem długo płakała w łazience, a ja słyszałam jej szloch przez drzwi.

W szkole byłam cicha, niewidzialna. Nauczycielki mówiły: „Magda jest grzeczna, ale zamknięta w sobie”. Koleżanki miały kolorowe piórniki i nowe buty na WF, ja nosiłam rzeczy po kuzynce i zawsze bałam się, że ktoś zobaczy siniaki na moich ramionach.

Najgorsze były święta. Wszyscy udawali rodzinę z reklam – mama piekła sernik, ojciec kupował choinkę. Ale wystarczyło jedno krzywe słowo i wszystko eksplodowało. Pamiętam Wigilię, kiedy brat rzucił talerzem o ścianę, a ojciec wykrzyczał mamie, że jest nikim. Ja siedziałam pod stołem i modliłam się, żeby to się skończyło.

Kiedy miałam trzynaście lat, brat uciekł z domu. Zostawił kartkę: „Nie wracam”. Mama płakała przez tydzień, ojciec przeklinał pod nosem i pił jeszcze więcej. Ja zostałam sama z matką i jego gniewem.

– Magda, posprzątaj! – krzyczał codziennie. – Magda, gdzie jest obiad?!

Z czasem nauczyłam się być niewidzialna. Chodziłam na palcach, nie oddychałam głośno. W szkole miałam jedną przyjaciółkę – Olę. To ona pierwsza zobaczyła blizny na moich nadgarstkach.

– Magda… kto ci to zrobił? – zapytała cicho w szatni.

– Sama – odpowiedziałam i uciekłam do łazienki.

Ola nie odpuściła. Przynosiła mi kanapki, zapraszała do siebie na nocowanie. Jej mama była ciepła, pachniała ciastem i zawsze pytała: „Jak się czujesz?”. Zazdrościłam jej tego domu – cichego, pełnego śmiechu.

W liceum zaczęłam się buntować. Przestałam sprzątać po ojcu, odpowiadałam mu krótko i bez lęku. Pewnego dnia wrócił pijany i rzucił we mnie szklanką.

– Nienawidzę cię! – wrzasnął.

– Ja ciebie też! – odpowiedziałam pierwszy raz w życiu.

Mama próbowała mnie bronić, ale dostała za to w twarz. Wtedy coś we mnie pękło. Spakowałam plecak i uciekłam do Oli.

Jej rodzice przyjęli mnie bez słowa. Spałam na materacu w jej pokoju przez dwa tygodnie. Mama dzwoniła codziennie, błagała żebym wróciła.

– On się zmieni… Proszę cię…

Nie wróciłam. Zgłosiłam wszystko wychowawczyni. Potem była policja, sąd rodzinny, opieka społeczna. Ojciec dostał zakaz zbliżania się do mnie i mamy. Przez chwilę myślałam, że teraz będzie lepiej.

Ale mama nie umiała żyć bez niego. Po kilku miesiącach wróciła do ojca – „bo przecież to mój mąż”. Ja zostałam u Oli do matury.

Dziś mam trzydzieści dwa lata. Mieszkam w Katowicach, wynajmuję kawalerkę na Ligocie. Pracuję jako pielęgniarka na oddziale neurologii. Każdego dnia widzę ludzi po udarach, sparaliżowanych, samotnych staruszków bez rodziny.

Często pytają: „Pani Magdo, dlaczego pani jest taka smutna?”

Nie umiem odpowiedzieć. Czasem wydaje mi się, że całe życie jestem jak dziecko pod stołem – czekam aż minie burza.

Z mamą rozmawiam rzadko. Dzwoni raz w miesiącu:

– Jak tam u ciebie?
– Dobrze, mamo.
– Ojciec pyta o ciebie…
– Nie chcę o nim rozmawiać.
– On już nie pije…
– Mamo…

Z bratem kontakt urwał się dawno temu. Podobno mieszka gdzieś pod Poznaniem, ma żonę i dwójkę dzieci. Czasem myślę o nim nocami – czy też boi się własnych wspomnień?

Mam chłopaka – Michała. Jest spokojny, cierpliwy. Ale boję się bliskości. Kiedy podnosi głos albo trzaska drzwiami, zamieram ze strachu.

– Magda… ja nie jestem twoim ojcem – mówi cicho.
– Wiem… Ale czasem nie umiem inaczej.

Michał chce mieć dzieci. Ja nie wiem czy potrafię być matką.

Często wracam myślami do dzieciństwa na ósmym piętrze bloku w Zabrzu. Do zapachu smażonej cebuli i dźwięku trzaskających drzwi. Do ciszy po awanturze i do śmiechu Oli w jej bezpiecznym domu.

Czasem idę wieczorem przez park i widzę dziewczynkę na huśtawce – sama kiwa się w przód i w tył, patrzy w niebo jakby szukała odpowiedzi.

Czy można naprawdę uciec od własnej przeszłości? Czy da się nauczyć kochać siebie po tym wszystkim?

A wy… co myślicie? Czy dom rodzinny zawsze zostaje w nas na zawsze?