Matka, dwie córki i decyzja, która rozdarła naszą rodzinę – czy można kochać i jednocześnie wymagać?

– Mamo, nie możesz nas tak po prostu wyrzucić! – krzyknęła Ania, a jej głos drżał od łez i gniewu. Stałam w kuchni, oparta o blat, czując jak serce wali mi w piersi. W powietrzu unosił się zapach kawy i świeżo upieczonego chleba, ale atmosfera była ciężka jak nigdy dotąd.

– Nie wyrzucam was. Proszę tylko, żebyście zaczęły żyć na własny rachunek – odpowiedziałam cicho, ale stanowczo. Wiem, że to zabrzmiało okrutnie. Ale ile można wytrzymać? Od miesięcy nasz dom był polem bitwy.

Ania, moja starsza córka, wróciła do mnie z trzyletnią Zosią po burzliwym rozstaniu z mężem. Była rozbita, zagubiona, a ja przyjęłam ją z otwartymi ramionami. Ale potem pojawiła się Magda – młodsza, zawsze zbuntowana, która właśnie ogłosiła, że jest w ciąży z chłopakiem, którego znała ledwie kilka miesięcy. W naszym dwupokojowym mieszkaniu zrobiło się ciasno nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie.

Każdego dnia czułam się jak sędzia na rozprawie: Ania narzekała, że Magda nie pomaga w domu i nie szanuje jej prywatności. Magda płakała po nocach, twierdząc, że Ania ją ocenia i traktuje jak dziecko. Zosia budziła się z płaczem przez kłótnie dorosłych. Ja? Ja coraz częściej zamykałam się w łazience i płakałam w ciszy.

Pamiętam ten wieczór, kiedy wszystko się rozstrzygnęło. Siedziałyśmy przy stole – ja, Ania z Zosią na kolanach i Magda z ręką na brzuchu. Zaczęło się od drobiazgu: ktoś nie posprzątał po kolacji. Słowa padły ostre jak noże.

– Ty zawsze myślisz tylko o sobie! – wrzasnęła Ania do Magdy.
– Przynajmniej nie wróciłam do mamy z dzieckiem na karku! – odcięła się Magda.

Wtedy uderzyłam pięścią w stół. – Dość! Nie mogę już tego słuchać! Kocham was obie, ale nie dam rady dłużej żyć w takim napięciu. Musicie znaleźć własną drogę.

Zapadła cisza. Zosia wtuliła się we mnie, szlochając cichutko.

Następne dni były jak zły sen. Ania milczała, pakując rzeczy do walizki. Magda zamknęła się w pokoju i nie wychodziła przez pół dnia. Ja chodziłam po mieszkaniu jak cień, pytając siebie: czy jestem potworem? Czy dobra matka powinna wyrzucać dzieci za drzwi?

W końcu usiadłam z każdą z nich osobno. Najpierw z Anią.

– Mamo, ja wiem… wiem, że nie jest łatwo. Ale boję się sama. Jak mam zacząć od nowa?
– Dasz radę. Jesteś silniejsza niż myślisz. Pomogę ci znaleźć mieszkanie socjalne, pójdziemy razem do urzędu.

Z Magdą było trudniej.

– Ty mnie już nie kochasz – wyszeptała przez łzy.
– Kocham cię najbardziej na świecie. Ale musisz dorosnąć. To twoje dziecko, twoje życie. Ja zawsze będę obok, ale nie mogę żyć za ciebie.

W końcu obie wyprowadziły się w ciągu miesiąca. Ania znalazła małą kawalerkę na obrzeżach miasta; Magda zamieszkała u ojca swojego dziecka. Przez pierwsze tygodnie dzwoniły codziennie – raz ze złością, raz ze łzami. Czułam się rozdarta: tęskniłam za nimi, ale też po raz pierwszy od lat mogłam usiąść wieczorem z książką i herbatą w ciszy.

Czasem odwiedzają mnie razem – wtedy znów wybuchają kłótnie o drobiazgi. Ale widzę też przebłyski siostrzanej miłości: Ania pomaga Magdzie kompletować wyprawkę dla dziecka; Magda zabiera Zosię na spacer.

Czy zrobiłam dobrze? Czy matka powinna wymagać od dorosłych dzieci samodzielności, nawet jeśli serce krwawi? A może powinnam była zacisnąć zęby i pozwolić im zostać?

Czasem patrzę na puste łóżka i pytam siebie: czy miłość matki to zawsze poświęcenie bez granic? Czy ktoś z was też musiał podjąć taką decyzję?