Jak mogłeś mi to zrobić? Opowieść o rodzinie, która pękła w ciszy

– Nie wierzę ci, Paweł! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Jak mogłeś? Po tylu latach…

Paweł stał przy kuchennym blacie, zaciśnięte pięści bielały mu na tle blatu z Ikei. W powietrzu wisiał zapach spalonej kawy i czegoś jeszcze – czegoś, co nie pozwalało mi oddychać. Może to był zapach końca.

– To nie tak, jak myślisz, Aniu – powiedział cicho, ale ja już nie chciałam słuchać.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Przynajmniej tak mi się wydawało. Byliśmy małżeństwem od dwunastu lat. Mieliśmy dwójkę dzieci – Zosię i Michała. Mieszkaliśmy w bloku na warszawskim Ursynowie, gdzie sąsiedzi znali nas z widzenia i zawsze mówili „dzień dobry” w windzie. Paweł pracował w IT, ja prowadziłam małą księgarnię na Kabatach. Życie było zwyczajne, czasem nudne, czasem piękne. Ale nigdy nie sądziłam, że będzie aż tak bolesne.

Wszystko zmieniło się, gdy do naszego życia wróciła Ewa – moja młodsza siostra. Ewa była zawsze tą „trudną”. Wyjechała do Wrocławia na studia, potem do Londynu „szukać siebie”. Wróciła nagle, z walizką i rozmazanym makijażem. – Anka, mogę się u was zatrzymać? – zapytała wtedy, a ja nie umiałam odmówić.

Paweł od początku patrzył na nią krzywo. – Ona znowu coś kombinuje – mówił wieczorami, kiedy dzieci już spały. – Zawsze była egoistką.

– To moja siostra – odpowiadałam. – Nie zostawię jej na lodzie.

Przez pierwsze tygodnie było nawet miło. Ewa pomagała w domu, gotowała obiady (jej curry było lepsze niż moje), zabierała dzieci na plac zabaw. Ale potem zaczęły się plotki. Najpierw sąsiadka z parteru powiedziała mi w windzie: – Pani Ewa to taka ładna… Często widuję ją z różnymi panami pod blokiem.

Zignorowałam to. Ale Paweł nie. Zaczął wracać do domu coraz później, unikał rozmów przy stole. Pewnego wieczoru usłyszałam ich kłótnię w kuchni:

– Ewa, nie możesz tak się zachowywać! To nie hotel! – syczał Paweł.
– A co cię to obchodzi? Nie twoja sprawa! – odburknęła Ewa.

Weszłam do kuchni i próbowałam ich pogodzić, ale atmosfera była już zatruta.

Najgorsze przyszło kilka tygodni później. Znalazłam w telefonie Pawła wiadomości do jakiejś „Kasi”. Serduszka, żarty, zdjęcia z pracy… Poczułam się jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.

– Kto to jest? – zapytałam drżącym głosem.
Paweł pobladł.
– Koleżanka z pracy…
– Koleżanka?!

Wybiegłam z mieszkania i zadzwoniłam do Ewy. Spotkałyśmy się w pobliskiej kawiarni.
– On mnie zdradza – wyszeptałam.
Ewa spojrzała na mnie z troską, której nigdy wcześniej u niej nie widziałam.
– Anka… Może to przez mnie? Może za dużo zamieszania wniosłam do waszego życia?
– Nie mów tak! To nie twoja wina!

Ale czy na pewno? Zaczęłam analizować wszystko od początku. Czy gdyby Ewa nie wróciła, Paweł szukałby pocieszenia gdzie indziej? Czy może to ja byłam zbyt zajęta pomaganiem innym, by zauważyć własne małżeństwo?

Kolejne dni były jak życie pod wodą. Dzieci pytały: – Mamo, dlaczego tata śpi na kanapie? Sąsiadki patrzyły na mnie z litością. Mama zadzwoniła i powiedziała: – Aniu, musisz być silna dla dzieci.

Ale ja nie byłam silna. Byłam rozbita na tysiąc kawałków.

Pewnego wieczoru Paweł wrócił wcześniej niż zwykle. Usiadł naprzeciwko mnie przy stole.
– Musimy porozmawiać.
Milczałam.
– Przepraszam cię za wszystko. Za Kasię… Za to, że cię zawiodłem. Ale czuję się w tym domu obcy. Ty zawsze stawiasz wszystkich ponad siebie… Nawet mnie.

Zatkało mnie. Czy naprawdę byłam aż tak ślepa?

– A ty? Ty nigdy nie pytałeś, czego ja chcę! – wybuchłam.
– Bo zawsze wiedziałaś lepiej!

Kłóciliśmy się długo. O Ewę, o dzieciństwo, o moją matkę (która zawsze faworyzowała Ewę), o jego ojca (który nigdy go nie chwalił). O wszystko.

Następnego dnia spakował walizkę i wyszedł. Dzieci płakały. Ja płakałam jeszcze bardziej.

Ewa została ze mną przez kilka tygodni. Pomagała mi ogarnąć dom i dzieci. Ale czułam do niej żal – irracjonalny, ale prawdziwy.

Któregoś dnia powiedziała: – Anka, muszę wyjechać. Ty musisz nauczyć się żyć dla siebie.

Zostałam sama po raz pierwszy od lat. W pustym mieszkaniu odbijały się echa dawnych kłótni i śmiechu dzieci.

Dziś mija rok od tamtych wydarzeń. Paweł mieszka gdzie indziej, widuje dzieci co drugi weekend. Ewa jest w Berlinie i rzadko dzwoni. Ja nauczyłam się pić kawę sama i nie płakać przy tym.

Czasem pytam siebie: czy można być szczęśliwym po takim pęknięciu? Czy rodzina to zawsze wybór między sobą a innymi? A może czasem trzeba pozwolić odejść temu, co już dawno się skończyło?

Co wy byście zrobili na moim miejscu?