Gdy życie wali się w wieku szesnastu lat: Historia Bartka i Magdy

Wszystko zaczęło się w środku zimy, kiedy śnieg przykrył nasze blokowisko na Pradze grubą warstwą ciszy. Wróciłem ze szkoły, trzymając za rękę Magdę – dziewczynę, którą znałem ledwie od kilku tygodni. Była ode mnie starsza o rok i już wyraźnie w ciąży. Wprowadziłem ją do naszego dwupokojowego mieszkania, gdzie mama właśnie kroiła cebulę na zupę, a tata oglądał Wiadomości.

– Bartek, co ty wyprawiasz? – Mama aż upuściła nóż na deskę. – Kto to jest?

– To Magda. Będzie z nami mieszkać – powiedziałem cicho, ale stanowczo. – Nie ma gdzie pójść.

Tata spojrzał na mnie spod krzaczastych brwi, jakby próbował zrozumieć, czy to żart. Magda stała obok mnie, blada i wystraszona, z rękami na brzuchu.

– Przecież ona jest… – zaczął tata, ale urwał. – Bartek, masz szesnaście lat!

– Wiem. Ale nie mogę jej zostawić. Jej matka wyrzuciła ją z domu. Ojciec dziecka się nie przyznaje. Nikt jej nie chce.

Mama usiadła ciężko na krześle i zaczęła płakać. Tata wyszedł do kuchni i przez chwilę słychać było tylko szum czajnika.

Tak zaczęło się moje dorosłe życie. Z dnia na dzień musiałem stać się odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale i za Magdę oraz jej nienarodzone dziecko. Sąsiedzi patrzyli na nas z ukosa, a w szkole szeptano za moimi plecami:

– Słyszałeś? Bartek przygarnął ciężarną… Pewnie to jego!

Nie tłumaczyłem się nikomu. Magda spała na moim łóżku, ja przeniosłem się na rozkładaną wersalkę w salonie. Mama przez pierwsze dni nie odzywała się do mnie prawie wcale. Tata próbował rozmawiać:

– Synu, rozumiem, że chcesz pomóc, ale czy zdajesz sobie sprawę, co to znaczy? Ty sam jeszcze dzieckiem jesteś!

– Wiem, tato. Ale ona nie ma nikogo.

Magda była cicha i zamknięta w sobie. Czasem płakała po nocach, myśląc, że nie słyszę. Próbowałem ją pocieszać:

– Magda, będzie dobrze. Może nie mamy dużo miejsca ani pieniędzy, ale damy radę.

– Nie musisz tego robić – mówiła cicho. – Nie jesteś ojcem tego dziecka.

– Może nie jestem, ale nie pozwolę ci spać na klatce schodowej.

Wkrótce zaczęły się prawdziwe problemy. Mama przestała gotować dla wszystkich – zostawiała tylko dla mnie i taty. Magda musiała sama sobie radzić. Pewnego dnia usłyszałem ich rozmowę w kuchni:

– Pani Aniu… – zaczęła Magda nieśmiało – czy mogłabym pożyczyć trochę mąki?

– Mąki? A kto ci będzie oddawał? – syknęła mama. – My tu ledwo wiążemy koniec z końcem!

Wróciłem ze szkoły i zobaczyłem Magdę siedzącą przy stole z pustym talerzem.

– Co się stało?

– Nic… po prostu… chyba powinnam stąd odejść.

Zrobiło mi się jej żal jak nigdy wcześniej. Poszedłem do mamy:

– Mamo, proszę cię… Ona naprawdę nie ma nikogo.

– A ja mam ciebie! I twojego ojca! Myślisz, że to łatwe patrzeć, jak twoje dziecko rezygnuje ze wszystkiego przez obcą dziewczynę?

Tata próbował łagodzić sytuację:

– Anka, daj spokój… Może Bartek przesadził z tą odpowiedzialnością, ale już się stało.

Mama tylko pokręciła głową i wyszła trzaskać drzwiami od łazienki.

W szkole było coraz gorzej. Koledzy odsunęli się ode mnie, nauczyciele patrzyli z politowaniem. Tylko pani od polskiego powiedziała mi kiedyś po lekcji:

– Bartek, wiem, że jest ci ciężko. Ale czasem trzeba być dorosłym szybciej niż inni.

Magda coraz częściej mówiła o wyjeździe do Warszawy:

– Może tam znajdę jakąś pracę… Może dom samotnej matki?

Bałem się tego jak ognia. Czułem się za nią odpowiedzialny. Któregoś wieczoru usiedliśmy razem przy oknie.

– Magda… Zostań tu jeszcze trochę. Może mama się przekona…

– Bartek, twoja mama mnie nienawidzi.

– To nieprawda! Po prostu jest jej ciężko.

– Tobie też jest ciężko.

Nie wiedziałem już co robić. Zacząłem dorabiać po lekcjach – roznosiłem ulotki po blokach i sprzątałem klatki schodowe. Każdą złotówkę odkładałem dla Magdy na pieluchy i jedzenie.

Pewnego dnia wróciłem do domu i zobaczyłem mamę płaczącą w kuchni.

– Mamo?

– Synku… Ja po prostu się boję. Boję się o ciebie. O nas wszystkich.

Przytuliłem ją pierwszy raz od miesięcy.

Magda urodziła w marcu. Byłem przy niej cały czas – trzymałem ją za rękę na porodówce, choć pielęgniarki patrzyły na mnie jak na kosmitę.

Po porodzie Magda była jeszcze bardziej zamknięta w sobie. Jej córeczka, Zosia, była maleńka i krucha jak porcelanowa lalka. Mama zaczęła powoli się przełamywać – przynosiła czasem zupę do pokoju Magdy i pytała o zdrowie małej.

Ale wtedy pojawiły się plotki w bloku:

– Słyszałaś? Ta dziewczyna to pewnie patologia! I jeszcze Bartek taki młody…

Pewnego dnia sąsiadka z naprzeciwka zatrzymała mnie na klatce:

– Bartek! Ty się lepiej pilnuj! Takie rzeczy to tylko w telewizji pokazują!

Zacisnąłem pięści i poszedłem dalej bez słowa.

Najgorsze przyszło jednak później. Ojciec Zosi nagle pojawił się pod naszym blokiem – przyszedł z matką i adwokatem.

– Chcemy porozmawiać z Magdą – powiedziała jego matka chłodno.

Magda zesztywniała ze strachu.

– Nie chcę ich widzieć!

Ale oni nie odpuszczali – grozili sądem o opiekę nad dzieckiem i żądali testów DNA.

Wtedy pierwszy raz zobaczyłem tatę naprawdę wściekłego:

– Wynocha stąd! Tu jest dom mojego syna i jego gości!

Po tej awanturze Magda zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Przez kilka tygodni nie wychodziła z pokoju nawet do łazienki bez pytania.

Z czasem jednak coś zaczęło się zmieniać. Mama coraz częściej zaglądała do Zosi, tata przynosił zabawki z pracy (pracował jako magazynier w hurtowni). Ja zacząłem lepiej dogadywać się z kolegami – kilku nawet przyszło zobaczyć „moją” córkę.

Ale Magda była coraz bardziej smutna. Pewnego dnia powiedziała mi:

– Bartek… Ja muszę wyjechać. Do Warszawy. Tam jest dom samotnej matki i może znajdę pracę.

Nie miałem siły jej zatrzymywać. Pomogłem jej spakować rzeczy i odprowadziłem na dworzec PKP Warszawa Wschodnia.

Zostałem sam z rodzicami i pustym łóżkiem w pokoju.

Czasem myślę o tamtych dniach: czy zrobiłem dobrze? Czy mogłem zrobić coś więcej? Czy warto było poświęcić wszystko dla kogoś obcego?

Może życie polega właśnie na tym, żeby próbować być dobrym człowiekiem nawet wtedy, gdy cały świat mówi ci: „Nie warto”? Co wy byście zrobili na moim miejscu?