Dlaczego mama tak postąpiła? Historia, która rozdarła moją rodzinę

– Mamo, powiedz mi wprost: dlaczego to zrobiłaś? – mój głos drżał, a serce waliło jak oszalałe. Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. W tej ciszy słyszałam wszystko: żal, rozczarowanie i coś jeszcze – może strach?

Nazywam się Paulina Zielińska. Mam 38 lat, męża – Michała i dwójkę dzieci: Zosię i Antka. Mieszkamy w Poznaniu, ale pochodzę z małego miasteczka pod Toruniem. Moja mama, Teresa Zielińska, całe życie była kobietą twardą, nieprzystępną, ale zawsze myślałam, że rodzina jest dla niej najważniejsza. Myliłam się.

Wszystko zaczęło się od telefonu mojej ciotki Haliny. Zadzwoniła do mnie w środku dnia, gdy byłam w pracy. – Paulina, musisz natychmiast przyjechać do mamy. Stało się coś dziwnego – powiedziała z przejęciem. – Mama przepisała dom na jakiegoś obcego faceta!

Zamarłam. Dom pod Toruniem był wszystkim, co mieliśmy po ojcu. Tam spędziłam dzieciństwo, tam wracałam na każde święta. – Jak to obcego? – zapytałam z niedowierzaniem. – Kto to jest?

– Jakiś pan Marek, podobno pomaga jej w ogrodzie i robi zakupy. Ale Paulina… ona nawet nie powiedziała cioci Basi! Po prostu poszła do notariusza i podpisała akt darowizny.

Nie pamiętam drogi do domu mamy. Jechałam jak w transie, powtarzając sobie: „To nie może być prawda”. Michał próbował mnie uspokoić: – Może mama ma powody? Może czuła się samotna?

Ale ja czułam tylko gniew i upokorzenie. Przecież dzwoniłam do niej co tydzień! Wysyłałam zdjęcia dzieci, zapraszałam na urodziny Zosi… Zawsze miała wymówkę: „Za daleko”, „Źle się czuję”, „Nie chcę przeszkadzać”.

Gdy weszłam do domu, mama siedziała przy stole z herbatą. Wyglądała na zmęczoną i starszą niż pamiętałam. – Cześć, Paulinko – powiedziała cicho.

– Mamo, dlaczego? Dlaczego oddałaś dom komuś obcemu?

Wzruszyła ramionami. – Marek mi pomagał przez ostatnie dwa lata. Ty masz swoje życie, dzieci… On jest tu codziennie.

– Ale przecież mogłaś mi powiedzieć! Mogłam przyjeżdżać częściej! – krzyczałam prawie przez łzy.

– Nie chciałam być ciężarem. Ty masz rodzinę, pracę…

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. – Mamo, jesteśmy rodziną! Dla mnie ten dom to nie tylko ściany! To wspomnienia po tacie!

Mama spojrzała na mnie z bólem. – Paulina… ty zawsze byłaś silna. Poradzisz sobie wszędzie. Ja już nie mam siły walczyć o waszą uwagę.

Wybiegłam z domu i rozpłakałam się jak dziecko na ławce przed furtką. Zadzwoniłam do Michała.

– I co teraz? – zapytał cicho.

– Nie wiem… Czuję się zdradzona przez własną matkę.

Przez następne tygodnie próbowałam rozmawiać z mamą spokojnie. Prosiłam ją o wyjaśnienia, tłumaczyłam, że dom powinien zostać w rodzinie. Ale ona była nieugięta.

W końcu postanowiłam porozmawiać z Markiem. Spotkałam go na podwórku – wysoki, siwiejący mężczyzna po pięćdziesiątce.

– Panie Marku, czy pan wie, co pani Teresa zrobiła dla tej rodziny? Czy pan rozumie, co dla nas znaczy ten dom?

Spojrzał na mnie z zakłopotaniem. – Pani Paulino… ja nie chciałem niczego dla siebie. Pani Teresa nalegała. Powiedziała, że nie ma nikogo bliskiego…

Te słowa uderzyły mnie jak policzek.

Wróciłam do Poznania rozbita. Przestałam odbierać telefony od mamy. Michał próbował mnie przekonać do pojednania:

– Może ona naprawdę czuła się opuszczona? Może powinniśmy byli częściej ją odwiedzać?

Ale ja byłam uparta jak ona. Czułam się skrzywdzona i nie chciałam wybaczyć.

Minęły miesiące. Zosia zaczęła pytać: – Mamo, dlaczego babcia nie przyjeżdża? Czemu nie jedziemy do niej na wakacje?

Nie umiałam odpowiedzieć.

W końcu przyszło Boże Narodzenie. Dzieci napisały do babci kartki z życzeniami i narysowały choinkę z domem w tle. Kiedy zobaczyłam te rysunki, coś we mnie pękło.

Pojechałam do mamy bez zapowiedzi. Zastałam ją samą przy stole, z pustym talerzem dla wędrowca.

– Przepraszam cię, mamo – powiedziałam przez łzy. – Może obie popełniłyśmy błędy?

Mama też płakała.

– Paulinko… ja po prostu bałam się samotności bardziej niż śmierci.

Przytuliłyśmy się pierwszy raz od lat naprawdę mocno.

Dom już nie był nasz, ale odzyskałyśmy siebie nawzajem.

Czasem patrzę na zdjęcia dzieci bawiących się w ogrodzie u babci i myślę: czy naprawdę majątek jest ważniejszy od więzi? Czy można naprawić to, co zostało złamane przez dumę i milczenie?

A wy… czy potrafilibyście wybaczyć swojej matce taki wybór?