Dlaczego Babcia Już Nie Odwiedza? Moja Walka o Rodzinę i Zrozumienie

– Mamo, a kiedy babcia do nas przyjdzie? – zapytała Zosia, patrząc na mnie wielkimi, brązowymi oczami, w których odbijał się cień smutku. Stałam wtedy w kuchni, krojąc marchewkę do zupy, i poczułam, jak nóż zaciska mi się w dłoni. Przez gardło przeszła mi gula, a odpowiedź ugrzęzła gdzieś między sercem a rozumem.

– Nie wiem, kochanie – odpowiedziałam cicho, starając się ukryć łamiący się głos. – Może niedługo zadzwoni.

Ale wiedziałam, że nie zadzwoni. Od sześciu miesięcy moja teściowa, pani Halina, nie pojawiła się u nas ani razu. Nie przyszła nawet na urodziny Antka, choć mieszkamy w tym samym mieście – dzieli nas zaledwie piętnaście minut tramwajem. Nie zadzwoniła, nie napisała SMS-a, nie zostawiła nawet kartki na święta. Jakby nagle wyparowała z naszego życia.

Wieczorami, kiedy dzieci już śpią, a mój mąż Paweł siedzi zamyślony przy komputerze, pytam siebie: co się stało? Czy to ja coś zrobiłam? Czy może Paweł? A może dzieci? Przecież jeszcze rok temu babcia była u nas co tydzień. Przynosiła domowe ciasto, opowiadała dzieciom bajki, a mnie czasem krytykowała za zbyt rzadkie mycie okien czy za to, że Zosia chodzi w spodniach zamiast w sukience. Ale wtedy przynajmniej była obecna.

Pamiętam ostatnią wizytę. Był listopad, padał deszcz. Halina przyszła z torbą pełną jabłek i od progu zaczęła narzekać na wilgoć w naszym mieszkaniu. Zosia biegała po salonie w skarpetkach, a Antek rozlał sok na dywan. Teściowa westchnęła ciężko i powiedziała: „Za moich czasów dzieci były grzeczniejsze”. Wtedy Paweł podniósł głos pierwszy raz od lat:

– Mamo, daj spokój. To są dzieci.

Halina spojrzała na niego z wyrzutem i wyszła bez słowa pożegnania. Od tamtej pory – cisza.

Próbowałam dzwonić. Raz, drugi, trzeci. Odbierała rzadko, mówiła krótko: „Nie mam czasu”, „Jestem zmęczona”, „Może innym razem”. Potem przestała odbierać w ogóle. Pisałam SMS-y: „Dzieci tęsknią”, „Zapraszamy na obiad”, „Zosia pyta o babcię”. Bez odpowiedzi.

Paweł początkowo wzruszał ramionami. „Mama zawsze była dumna i obrażalska”, mówił. Ale widziałam, jak wieczorami siedzi z telefonem w ręku i przegląda stare zdjęcia z rodzinnych spotkań. W końcu sam spróbował zadzwonić – bez skutku.

Dzieci zaczęły pytać coraz częściej. Antek narysował dla babci laurkę i poprosił mnie, żebym ją wysłała pocztą. Zrobiłam to – odpowiedzi nie było.

W święta Bożego Narodzenia nakryliśmy dla niej dodatkowy talerz. Zosia patrzyła na drzwi przez całą kolację. Po Wigilii płakała cicho w swoim pokoju.

Zaczęłam analizować każdy szczegół naszych ostatnich rozmów. Może powinnam była przeprosić za tamten dywan? Może powinnam była częściej zapraszać ją na kawę? Może powinnam była być bardziej cierpliwa wobec jej uwag?

Pewnego dnia spotkałam ją przypadkiem w sklepie spożywczym. Stała przy kasie, rozmawiała z sąsiadką. Kiedy mnie zobaczyła, spuściła wzrok i udawała, że mnie nie widzi. Podeszłam do niej:

– Dzień dobry, pani Halino.

– Dzień dobry – odpowiedziała chłodno.

– Dzieci bardzo za panią tęsknią…

– Nie mam czasu – przerwała mi i wyszła ze sklepu.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Paweł próbował mnie pocieszać:

– Daj jej czas. Może coś ją boli? Może jest chora?

Ale ja czułam się coraz bardziej winna i bezradna. Zaczęłam mieć koszmary – śniło mi się, że dzieci dorastają bez babci, że pytają mnie o nią przez całe życie, a ja nie potrafię im odpowiedzieć.

W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do niej do domu. Zadzwoniłam dzwonkiem – cisza. Zapukałam – nikt nie otworzył. W oknie zobaczyłam tylko poruszający się cień.

Zaczęłam rozmawiać z innymi mamami na placu zabaw. Okazało się, że nie jestem sama – wiele z nich miało podobne doświadczenia z teściowymi czy własnymi matkami. Jedna z nich powiedziała:

– Czasem starsi ludzie zamykają się w sobie ze strachu przed samotnością albo chorobą. Ale to nie znaczy, że przestali kochać wnuki.

Zaczęłam więc pisać listy do Haliny – prawdziwe listy na papierze. Pisałam o tym, jak rosną dzieci, jakie mają sukcesy i smutki. Pisałam o tym, jak bardzo jej brakuje w naszym życiu.

Minęły kolejne tygodnie bez odpowiedzi.

Któregoś dnia Zosia przyniosła ze szkoły rysunek: ona trzymająca babcię za rękę pod wielkim słońcem. Popatrzyłam na ten obrazek i poczułam łzy napływające do oczu.

Wieczorem usiadłam z Pawłem przy stole.

– Może powinniśmy po prostu zaakceptować jej decyzję? – zapytałam cicho.

– Ale jak powiedzieć dzieciom, że babcia ich nie chce?

Nie wiem, co dalej robić. Czy powinnam walczyć o tę relację za wszelką cenę? Czy pozwolić dzieciom zapomnieć? A może to ja powinnam wybaczyć jej wszystko i próbować dalej?

Czasem myślę: czy rodzina naprawdę musi tak bardzo ranić? Czy można nauczyć dzieci żyć z odrzuceniem przez kogoś bliskiego? Co wy byście zrobili na moim miejscu?