Czy naprawdę jestem tylko babcią do opieki?

— Mamo, przecież wiesz, że nie mamy teraz czasu. — Głos mojej córki, Agaty, był chłodny i zmęczony. — Może innym razem?

Stałam w kuchni, trzymając w rękach talerz z jeszcze ciepłym sernikiem. Chciałam tylko zaprosić ich na niedzielny obiad. Tak bardzo tęskniłam za tymi chwilami, kiedy dom był pełen śmiechu dzieci, a ja mogłam czuć się potrzebna. Teraz cisza była przytłaczająca.

Przez ostatnie dwanaście lat byłam dla moich wnuków drugą mamą. Kiedy Agata i jej mąż, Tomek, musieli pracować po dwanaście godzin dziennie, to ja odbierałam Olę i Michała z przedszkola, gotowałam im obiady, pomagałam w lekcjach, tuliłam, gdy płakali. Pamiętam, jak Ola pierwszy raz powiedziała do mnie „mamo” przez sen. Wtedy łzy napłynęły mi do oczu — z radości i smutku jednocześnie.

Dziś Ola ma szesnaście lat, Michał czternaście. Mają swoje życie, swoje sprawy. Agata z Tomkiem awansowali, kupili dom pod Warszawą. Wnuki już mnie nie potrzebują — mają korepetycje, zajęcia dodatkowe, znajomych. A ja? Zostałam w starym mieszkaniu na Żoliborzu, z pustką i wspomnieniami.

Czasem dzwonię do Agaty. Częściej nie odbiera. Piszę wiadomości — „Jak się czujecie?”, „Może wpadniecie na obiad?”, „Potrzebujecie czegoś?”. Odpowiedzi są krótkie: „Dobrze”, „Nie mamy czasu”, „Może kiedy indziej”.

Pamiętam dzień, kiedy Ola miała gorączkę 39 stopni i całą noc siedziałam przy jej łóżku. Agata była wtedy na delegacji w Poznaniu. Rano zadzwoniła: — Mamo, ratujesz nam życie. Nie wiem, co byśmy bez ciebie zrobili.

A teraz? Nawet na moje urodziny dostaję tylko SMS-a: „Sto lat babciu!”

Wczoraj wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Leżałam na kanapie i patrzyłam na zdjęcia wnuków z dzieciństwa. Przypomniałam sobie, jak Michał uczył się jeździć na rowerze pod moim blokiem. Upadł i rozbił kolano. Przytuliłam go wtedy mocno, a on szlochał: — Babciu, nie zostawiaj mnie nigdy.

Dlaczego więc teraz czuję się tak opuszczona? Czy naprawdę byłam dla nich tylko wygodną opiekunką?

Dziś rano zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Agaty jeszcze raz.

— Cześć mamo — odebrała po kilku sygnałach.
— Agatko… chciałam tylko zapytać… czy mogłabym was odwiedzić w weekend? Tak bardzo za wami tęsknię.
— Mamo, przecież mówiłam… mamy tyle spraw… Może za dwa tygodnie? Michał ma turniej szachowy, Ola jedzie na konkurs matematyczny…
— Rozumiem — powiedziałam cicho. — To może kiedy indziej.

Po rozmowie długo siedziałam przy stole. Próbowałam zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. Czy za bardzo się poświęcałam? Czy powinnam była wcześniej zadbać o siebie?

Wieczorem przyszła do mnie sąsiadka, pani Zosia.
— Co taka smutna jesteś, Haniu?
Opowiedziałam jej wszystko. Słuchała uważnie, pokiwała głową.
— Wiesz… moje dzieci też mają swoje życie. Ale ja nauczyłam się nie czekać aż zadzwonią czy przyjadą. Znalazłam klub seniora, chodzę na spacery z koleżankami. Może spróbuj czegoś nowego?

Zastanowiło mnie to. Przez tyle lat byłam tylko babcią i mamą. Zapomniałam o sobie. Może rzeczywiście powinnam spróbować żyć inaczej?

Następnego dnia poszłam do pobliskiego domu kultury. Zapisałam się na zajęcia z ceramiki i jogi dla seniorów. Poznałam tam panią Marię i pana Stefana — oboje też narzekali na samotność i brak kontaktu z rodziną.

Po kilku tygodniach zaczęłam czuć się lepiej. Znowu miałam powód, by rano wstać z łóżka. Nawet Agata zadzwoniła raz sama:
— Mamo… Ola pytała, czy możesz jej pomóc z projektem do szkoły…
Poczułam ukłucie radości i żalu jednocześnie.
— Oczywiście, kochanie — odpowiedziałam spokojnie.

Kiedy Ola przyszła do mnie po pomoc, spojrzała na mnie uważnie:
— Babciu… jesteś smutna?
Uśmiechnęłam się blado:
— Trochę… bo bardzo was kocham i czasem mi was brakuje.
Ola przytuliła mnie mocno:
— Ja też cię kocham babciu.

Wieczorem długo myślałam o tym wszystkim. Czy naprawdę jestem tylko babcią do opieki? Czy można nauczyć się być szczęśliwym nawet wtedy, gdy najbliżsi nie zawsze mają dla nas czas? Może czasem trzeba pozwolić dzieciom odejść i zacząć żyć dla siebie? Co wy o tym myślicie?