Cisza, która rozdarła rodzinę: Historia z poczekalni przychodni w Zabrzu

Wszystko zaczęło się od trzaśnięcia drzwiami. Siedziałam w poczekalni przychodni w Zabrzu, ściskając w dłoni skierowanie do neurologa, kiedy do środka wpadła moja matka, Danuta. Miała na sobie ten sam poplamiony płaszcz, który nosiła od lat, i torbę z wystrzępionymi rączkami. Jej twarz była czerwona od zimna i gniewu.

— Nie zamierzam tu siedzieć godzinami! — rzuciła głośno, nie patrząc na nikogo. — Po co te kolejki? Po co te numery? Przecież ja tylko po receptę!

Wszyscy spojrzeli na nią z irytacją. Ja poczułam znajome ukłucie wstydu. Zawsze tak było — matka musiała być najgłośniejsza, musiała zwracać na siebie uwagę. A ja, jej córka, siedziałam obok i udawałam, że jej nie znam.

Obok nas siedział mój brat, Tomek. Przyszedł z matką, bo bała się sama jechać tramwajem. Tomek był zawsze tym lepszym dzieckiem — spokojny, cierpliwy, nigdy nie podnosił głosu. Ale tego dnia nawet on nie wytrzymał.

— Mamo, usiądź i poczekaj jak wszyscy — powiedział cicho, ale stanowczo.

Matka spojrzała na niego z wyrzutem.

— Łatwo ci mówić! Ty masz czas, a ja muszę jeszcze do apteki, do sklepu… I kto mi pomoże?

— Pomogę ci, tylko przestań się wydzierać — syknął Tomek.

Poczułam narastające napięcie. Ludzie zaczęli szeptać:

— Znowu ta Danuta… — mruknęła starsza pani z końca ławki.
— Ona zawsze robi sceny.

Zacisnęłam pięści. Przez całe życie musiałam tłumaczyć się za matkę. W szkole, u sąsiadów, nawet w pracy. „To ta twoja mama?” — pytali z przekąsem. Tak, to moja mama. I tak, czasem jej nienawidziłam.

Nagle drzwi do gabinetu otworzyły się gwałtownie. Wyszedł lekarz — młody, zmęczony mężczyzna w okularach.

— Pani Danuta Nowak?

Matka zerwała się z miejsca jak oparzona.

— Wreszcie! — rzuciła przez ramię do mnie i Tomka. — Idę!

Zniknęła za drzwiami. W poczekalni zapadła cisza.

Tomek spojrzał na mnie ze zmęczeniem.

— Nie mogę już z nią wytrzymać — szepnął. — Całe życie wszystko na mojej głowie. Ty to masz dobrze, wyjechałaś do Warszawy i masz spokój.

Poczułam ukłucie winy.

— Myślisz, że mi jest łatwo? — odpowiedziałam ostro. — Codziennie dzwoni i narzeka. „Córciu, przyjedź, pomóż mi z zakupami, z lekarzem…” A ja mam swoją rodzinę! Pracę!

Tomek wzruszył ramionami.

— Ale zawsze możesz się rozłączyć. Ja nie mogę.

Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Wtedy podeszła do nas kobieta w średnim wieku — sąsiadka z bloku obok.

— Dzieciaki, nie kłóćcie się przez matkę — powiedziała cicho. — Ona zawsze była trudna, ale teraz jest już stara i samotna. Kto jej został poza wami?

Spojrzałam na Tomka. On na mnie. W jego oczach zobaczyłam coś nowego — zmęczenie pomieszane z żalem.

Drzwi gabinetu otworzyły się ponownie. Matka wyszła z miną zwyciężczyni.

— No! Załatwione! Teraz do apteki! Tomek, idziesz ze mną?

Tomek wstał bez słowa. Ja zostałam na ławce. Poczułam się nagle pusta i niepotrzebna.

Po chwili matka wróciła po coś do torby.

— A ty co? Nie idziesz? — zapytała mnie chłodno.

— Mam jeszcze wizytę u neurologa — skłamałam.

Matka prychnęła.

— Zawsze masz coś ważniejszego niż rodzina.

Te słowa zabolały mnie bardziej niż chciałam przyznać. Przez całe życie próbowałam udowodnić matce, że jestem coś warta. Skończyłam studia, znalazłam dobrą pracę, założyłam rodzinę… Ale dla niej zawsze byłam tą gorszą córką.

Kiedy wyszli z Tomkiem, zostałam sama w poczekalni. Przypomniały mi się wszystkie chwile z dzieciństwa: jak matka krzyczała na ojca za byle co; jak płakałam po nocach, bo bałam się jej gniewu; jak Tomek stawał między nami i próbował nas pogodzić.

Nagle usiadła obok mnie starsza kobieta o łagodnej twarzy.

— Przepraszam… — zaczęła nieśmiało. — Czy to pani mama tak krzyczała?

Skinęłam głową ze wstydem.

— Proszę się nie martwić — uśmiechnęła się smutno. — Ja też byłam kiedyś taka dla moich dzieci. Teraz już nie mam z nimi kontaktu… Czasem lepiej przemilczeć niż powiedzieć za dużo.

Te słowa uderzyły mnie jak grom z jasnego nieba. Czy ja też skończę samotna? Czy moje dzieci będą się mnie wstydzić?

Wróciłam tego dnia do domu rozbita. Mąż zapytał:

— Coś się stało?

Chciałam mu wszystko opowiedzieć, ale zabrakło mi słów. Usiadłam przy kuchennym stole i rozpłakałam się jak dziecko.

Wieczorem zadzwonił Tomek.

— Przepraszam za dzisiaj — powiedział cicho. — Może powinniśmy częściej rozmawiać… O nas, nie tylko o mamie.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

— Tak… Może powinniśmy zacząć od nowa?

Długo rozmawialiśmy o dzieciństwie, o matce, o tym, co nas boli i czego żałujemy. Po raz pierwszy od lat poczułam się bliżej brata niż kiedykolwiek wcześniej.

Dziś patrzę na matkę inaczej. Nadal mnie irytuje, nadal potrafi zranić jednym słowem… Ale widzę też jej samotność i strach przed starością. Widzę siebie w niej — i boję się tego najbardziej.

Czy można przerwać łańcuch rodzinnych krzywd? Czy potrafimy wybaczyć sobie nawzajem zanim będzie za późno? Ciekawa jestem waszych historii…