Cisza, która krzyczy – historia jednej rodziny z blokowiska

Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłem na wersalce. W kuchni, za cienką ścianą, mama znowu płakała. Ojciec wrócił z pracy wcześniej niż zwykle, a to nigdy nie wróżyło niczego dobrego. Siedziałem w swoim pokoju, próbując udawać, że nie słyszę ich kłótni – ale w bloku z wielkiej płyty nie da się uciec przed cudzymi emocjami.

– Znowu wydałaś wszystko na głupoty! – ryknął ojciec. – Ile razy mam ci powtarzać, że nie stać nas na takie fanaberie?

– To były tylko zeszyty dla chłopców! – odpowiedziała mama, głos jej drżał. – Chciałam, żeby mieli coś nowego na początek roku…

– A ja chciałem mieć święty spokój! – huknął ojciec i cisnął kluczami o stół.

Mój młodszy brat, Patryk, siedział skulony na łóżku obok mnie. Miał dziesięć lat i już wiedział, że najlepiej nie wychylać się w takich chwilach. Ja miałem siedemnaście i coraz częściej czułem, że zaraz eksploduję od tej ciszy, która krzyczała głośniej niż jakiekolwiek słowa.

Wyszedłem na klatkę schodową. Zimny beton pod stopami, zapach gotowanej kapusty z sąsiedniego mieszkania i odgłos telewizora zza drzwi pani Zofii. Usiadłem na schodach i wyjąłem telefon. Zero wiadomości od znajomych. Nawet Magda, z którą kiedyś pisałem godzinami, już się nie odzywała. Może to przez to, że nigdy nie zaprosiłem jej do siebie? Wstydziłem się tego mieszkania, tej rodziny, tego życia.

Po chwili drzwi otworzyły się z trzaskiem. Ojciec wyszedł na papierosa. Spojrzał na mnie spod byka.

– Co się tak gapisz? – burknął.

– Nic – odpowiedziałem cicho.

– Lepiej byś się za naukę wziął, a nie siedzisz jak lump.

Zacisnąłem pięści. Chciałem mu powiedzieć wszystko: że mam dość jego wiecznego niezadowolenia, że boję się wracać do domu, że przez niego mama płacze każdej nocy. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Zawsze tak było.

Wróciłem do mieszkania. Mama stała przy oknie i wycierała oczy rękawem swetra.

– Łukasz… – zaczęła cicho. – Przepraszam cię za to wszystko.

– To nie twoja wina – powiedziałem i objąłem ją mocno. Pachniała proszkiem do prania i zmęczeniem.

Patryk podszedł do nas niepewnie.

– Mamo, a tata nas jeszcze kocha?

Mama spojrzała na mnie bezradnie. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Ja też nie wiedziałem.

Wieczorem ojciec wrócił z baru. Był pijany. Wszedł do pokoju i spojrzał na mnie z pogardą.

– Ty to masz dobrze – powiedział z przekąsem. – Nic nie musisz robić, tylko siedzisz i żresz moją kasę.

– Pracuję po szkole – wybuchnąłem nagle. – Pomagam mamie! A ty? Tylko krzyczysz i pijesz!

Zapadła cisza tak ciężka, że aż zabrakło mi tchu. Ojciec podszedł bliżej, ale mama stanęła między nami.

– Dość! – krzyknęła. – Nie będziesz bił dzieci!

Ojciec spojrzał na nią jakby pierwszy raz zobaczył człowieka. Odwrócił się i wyszedł trzaskając drzwiami.

Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Słyszałem, jak mama cicho płacze w kuchni, a Patryk tuli się do mnie pod kołdrą.

Następnego dnia w szkole byłem niewidzialny. Nauczycielka matematyki zapytała:

– Łukasz, czemu jesteś taki rozkojarzony?

Wzruszyłem ramionami. Nie miałem siły tłumaczyć jej, że w domu jest wojna.

Po lekcjach poszedłem do pracy w osiedlowym sklepie spożywczym. Pani Teresa zawsze dawała mi dodatkowe godziny, żebym mógł dorobić do domowego budżetu.

– Wszystko w porządku? – zapytała pewnego razu.

– Tak… po prostu trochę ciężko ostatnio.

Pokiwała głową ze zrozumieniem.

– Wiesz, Łukasz… czasem trzeba po prostu przetrwać najgorsze dni. Potem przychodzą lepsze.

Nie wierzyłem jej wtedy. Ale te słowa zostały mi w głowie na długo.

W domu zastałem mamę siedzącą przy stole z listą rachunków i pustym portfelem.

– Nie damy rady w tym miesiącu… – szepnęła bezradnie.

Patryk przyniósł swoje skarbonki.

– Mamo, możesz wziąć moje oszczędności…

Mama rozpłakała się na dobre. Przytuliłem ją i brata najmocniej jak potrafiłem.

Wieczorem ojciec wrócił trzeźwy. Usiadł naprzeciwko nas i długo milczał.

– Przepraszam – powiedział nagle. – Nie umiem inaczej…

Mama spojrzała na niego z bólem i nadzieją jednocześnie.

– Może spróbujemy jeszcze raz? Dla chłopców?

Ojciec skinął głową. Nie wierzyłem mu wtedy. Ale coś się zmieniło tej nocy – może pierwszy raz od lat poczułem cień nadziei.

Dziś jestem dorosły. Patryk studiuje w innym mieście, mama pracuje w bibliotece, a ojciec… stara się być lepszym człowiekiem. Czasem spotykamy się wszyscy przy jednym stole i rozmawiamy o dawnych czasach.

Ale pytanie wciąż wraca: czy można naprawdę wybaczyć wszystko? Czy rodzina to tylko więzy krwi – czy coś więcej?

A Wy? Co dla Was znaczy rodzina? Czy warto walczyć o nią nawet wtedy, gdy boli najbardziej?