Cienie zdrady: melodia nowego życia
Zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi mieszkania, usłyszałam za sobą głuchy stukot i przekleństwo. – Cholera jasna! – krzyknął ktoś na klatce schodowej. Otworzyłam drzwi szerzej i zobaczyłam dwóch mężczyzn próbujących wcisnąć ogromne pianino do wąskiego wejścia. Jeden z nich, spocony i wyraźnie zdenerwowany, spojrzał na mnie błagalnie. – Przepraszam, czy mogłaby pani na chwilę wyjść? Może wtedy uda się je przecisnąć…
Wyszłam na korytarz, czując, jak serce wali mi w piersi. Nie przez pianino – przez Pawła. Jeszcze wczoraj był moim mężem. Dziś… dziś już nie wiem, kim jest. Wszystko wydarzyło się tak nagle, a jednak od miesięcy czułam, że coś się psuje. Zostawał w pracy po godzinach, wracał późno, a kiedy pytałam, tłumaczył się projektami albo spotkaniami z kolegą z garażu. Ale to nie była prawda. W głębi duszy wiedziałam.
Tamtego dnia poszłam do galerii handlowej w Poznaniu tylko po ziemię do kwiatów i nową doniczkę dla fiołków. Chciałam zająć czymś myśli, nie myśleć o Pawle, o naszej rutynie, o tym, że córka wyprowadziła się już dawno i dom stał się pusty. Przechodziłam obok sklepu z biżuterią, gdy nagle zobaczyłam go – Pawła. Szli razem, on i młoda dziewczyna. Trzymali się za ręce, śmiali się do siebie. Zamarłam. Kiedy dziewczyna odwróciła się w moją stronę, poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.
To była Julia – moja koleżanka z pracy. Młodsza ode mnie o dwadzieścia lat, zawsze uśmiechnięta, zawsze gotowa pomóc. Nigdy nie podejrzewałabym jej o coś takiego. Paweł spojrzał na mnie z przerażeniem, ale szybko odzyskał rezon. – W domu wszystko ci wyjaśnię – rzucił tylko i odszedł z Julią.
Wróciłam do mieszkania późnym wieczorem. Pianino już stało na klatce schodowej, a sąsiad – jak się okazało nowy lokator naprzeciwko – próbował je nastroić. – Przepraszam za zamieszanie – powiedział cicho. – Mam nadzieję, że nie przeszkadzam…
– Nie szkodzi – odpowiedziałam automatycznie i zamknęłam drzwi.
W środku czekała na mnie cisza. Paweł siedział przy stole i pakował swoje rzeczy do walizki. – Co zrobiłam nie tak? – zapytałam szeptem.
– To nie twoja wina, Marta – odpowiedział beznamiętnie. – Po prostu… wszystko między nami wygasło. Julia daje mi coś, czego już dawno nie czułem.
– A co z naszymi dwudziestoma latami? Z naszą córką? Z domem?
– To wszystko było ważne… Ale teraz muszę być szczery wobec siebie i wobec ciebie.
Nie płakałam przy nim. Dopiero gdy wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi, pozwoliłam sobie na łzy. Siedziałam na podłodze w kuchni do świtu, słuchając cichego brzęczenia lodówki i własnego szlochu.
Rano musiałam iść do pracy. W autobusie czułam na sobie spojrzenia ludzi – czy wiedzieli? Czy domyślali się? W biurze Julia udawała, że mnie nie widzi. Koledzy patrzyli na mnie ze współczuciem albo udawali, że nic się nie stało.
Po południu zadzwoniła moja córka, Ola.
– Mamo… Tata już ze mną rozmawiał. Przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej…
– Wiedziałaś? – zapytałam z niedowierzaniem.
– Tylko od kilku dni… Tata przedstawił mi Julię. Mamo, ona jest naprawdę miła…
Zakończyłam rozmowę szybko. Czułam się zdradzona przez wszystkich – przez męża, przez Julię, nawet przez własną córkę.
Wieczorem zadzwoniła moja matka.
– Marta! Co się dzieje? Ola dzwoniła do mnie zapłakana…
– Mamo, Paweł mnie zostawił dla innej.
– Boże święty! Wiedziałam! Zawsze był za dobry dla ciebie! A ta twoja koleżanka… Widzisz? Zawsze mówiłam: nie ufaj młodym!
– Mamo, proszę cię…
Ale matka nie dawała za wygraną:
– Przyjedź do nas na wieś! Tu odpoczniesz! Ola może wrócić do domu…
– Mamo, Ola jest dorosła. Ma swoje życie.
– A ty co masz? Pustkę?
Nie odpowiedziałam.
Kolejne dni były jak koszmar na jawie. Julia coraz częściej pojawiała się w pracy z Pawłem – odbierał ją samochodem spod biura, całował na pożegnanie. Koledzy zaczęli szeptać za moimi plecami.
Pewnego dnia zebrałam się na odwagę i podeszłam do Julii podczas przerwy na kawę.
– Dlaczego? – zapytałam cicho.
Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Przepraszam… To nie miało tak wyglądać. Paweł powiedział mi, że wasz związek to już tylko formalność…
– A ty mu uwierzyłaś?
– Chciałam wierzyć…
Odeszłam bez słowa.
Wieczorami dzwoniła Ola.
– Mamo, proszę cię… Nie zamykaj się w sobie! Tata też cierpi!
– Naprawdę? Bo wygląda na bardzo szczęśliwego.
– On zawsze był słaby… Ale ty jesteś silna!
Nie czułam się silna. Czułam się stara i zużyta.
Któregoś wieczoru usłyszałam pukanie do drzwi. Otworzyłam niechętnie i zobaczyłam sąsiada od pianina.
– Przepraszam za najście… Chciałem tylko podziękować za pomoc tamtego dnia. Może da się pani zaprosić na kawę?
Spojrzałam na niego uważnie po raz pierwszy. Był wysoki, siwiejący na skroniach, miał łagodne oczy i ciepły uśmiech.
– Może… Może kiedy indziej – odpowiedziałam niepewnie.
Ale następnego dnia znów zapukał.
– Mam świeże ciasto drożdżowe od mamy z Gniezna! Proszę spróbować!
Uśmiechnęłam się pierwszy raz od tygodni.
Z czasem zaczęliśmy rozmawiać coraz częściej – o muzyce (on grał na pianinie od dziecka), o Poznaniu (przeprowadził się tu po rozwodzie), o samotności (oboje znaliśmy ją aż za dobrze). Nazywał się Andrzej Nowicki.
Pewnego wieczoru zaprosił mnie do siebie na kolację. Siedzieliśmy przy świecach, słuchając Chopina z jego pianina.
– Marta… Wiem, że to trudne pytanie, ale czy potrafisz jeszcze zaufać?
Zamyśliłam się długo.
– Nie wiem… Ale chciałabym spróbować żyć od nowa.
Andrzej ujął moją dłoń delikatnie i powiedział:
– Każdy zasługuje na drugą melodię w życiu.
Dziś piszę te słowa z jego mieszkania naprzeciwko mojego starego domu. Pianino gra cicho w tle. Ola przyjeżdża na weekendy i powoli akceptuje nową rzeczywistość. Paweł czasem dzwoni – jest zmęczony Julią i jej młodzieńczą energią; mówi, że tęskni za spokojem dawnych lat.
A ja?
Uczę się żyć dla siebie. Uczę się ufać ludziom na nowo i wierzyć w to, że nawet po największej zdradzie można odnaleźć własną melodię szczęścia.
Czy to możliwe zacząć wszystko od nowa po pięćdziesiątce? Czy wy też musieliście kiedyś nauczyć się żyć od początku? Podzielcie się swoimi historiami – może razem znajdziemy odpowiedź.