Cień nad rodziną – opowieść o zapomnianej córce
– Znowu to samo! – wrzasnęła mama, trzaskając drzwiami mojego pokoju. – Zawsze muszę po tobie poprawiać!
Miałam wtedy dwanaście lat i trzymałam w ręku zeszyt do matematyki. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie pozwoliłam im spłynąć. Wiedziałam, że jeśli się rozpłaczę, usłyszę tylko: „Nie przesadzaj, Anka. Twoja siostra jest młodsza, ona naprawdę ma powody do płaczu”.
Moja siostra, Magda, była ode mnie młodsza o cztery lata. Od kiedy pamiętam, była ulubienicą rodziców. Tata zabierał ją na lody po szkole, mama kupowała jej nowe ubrania i zabawki. Ja dostawałam rzeczy po kuzynce albo Magdzie, kiedy już z nich wyrosła. Nawet babcia powtarzała: „Magdusia to takie słoneczko, a ty, Aniu, jesteś taka… poważna”.
Nie rozumiałam wtedy, dlaczego jestem inna. Próbowałam być grzeczna, pomagałam w domu, uczyłam się dobrze. Ale wystarczyła jedna czwórka z polskiego i już miałam szlaban na komputer. Magda mogła przynieść dwóję i słyszała tylko: „Oj tam, poprawisz”.
Najgorsze były święta. Siedzieliśmy przy stole, a rozmowa zawsze schodziła na osiągnięcia Magdy – jej rysunki, występy w szkolnym teatrze, nowe przyjaźnie. Kiedy próbowałam coś powiedzieć o sobie, mama ucinała: „Daj spokój, Aniu. Magda teraz mówi”.
Pewnego dnia podsłuchałam rozmowę rodziców:
– Anka jest taka zamknięta w sobie – westchnęła mama.
– Może to przez to, że Magda jest taka żywa? – odpowiedział tata.
– No ale przecież kochamy je tak samo…
Zacisnęłam pięści. Nie czułam tej miłości. Czułam się jak cień Magdy.
W liceum zaczęłam się buntować. Zamiast wracać prosto do domu, włóczyłam się z koleżankami po mieście. Zdarzyło mi się zapalić papierosa na przystanku. Kiedy mama się dowiedziała, zrobiła mi awanturę życia:
– Wstyd przynosisz rodzinie! Magda nigdy by tak nie zrobiła!
Magda patrzyła na mnie z politowaniem. Wiedziała, że jest nietykalna.
W końcu przestałam się starać. Skupiłam się na nauce tylko tyle, żeby zdać maturę i dostać się na studia w innym mieście. Marzyłam o tym, żeby uciec z domu.
Kiedy dostałam list z Uniwersytetu Jagiellońskiego, płakałam ze szczęścia. Mama powiedziała tylko:
– No widzisz? Jednak potrafisz.
Ale nie było w tym dumy. Raczej ulga, że nie będę już sprawiać problemów.
Wyjechałam do Krakowa i poczułam się wolna. Wynajęłam pokój z dwiema dziewczynami z Podkarpacia. Wieczorami rozmawiałyśmy o wszystkim – o chłopakach, marzeniach, strachach. Po raz pierwszy ktoś mnie słuchał.
Rodzice dzwonili rzadko. Najczęściej wtedy, gdy Magda miała problem – a to złamała nogę na nartach, a to pokłóciła się z chłopakiem. Mama prosiła mnie wtedy:
– Porozmawiaj z nią, Aniu. Jesteś starsza, powinnaś ją wspierać.
Zaciskałam zęby i dzwoniłam do Magdy.
– Czego chcesz? – pytała zniecierpliwiona.
– Mama prosiła…
– Nie potrzebuję twojej pomocy.
Po trzecim roku studiów poznałam Pawła. Był inny niż wszyscy – spokojny, czuły, potrafił słuchać. Opowiedziałam mu o swoim dzieciństwie.
– Wiesz… – powiedział pewnego wieczoru – czasem rodzice nie potrafią okazywać uczuć wszystkim dzieciom tak samo. Ale to nie twoja wina.
Chciałam mu wierzyć. Ale kiedy pojechaliśmy razem do mojego rodzinnego domu na święta, wszystko wróciło jak bumerang.
Mama powitała nas chłodno:
– O, przyjechałaś wreszcie. Magda już od rana pomaga mi w kuchni.
Paweł próbował rozładować atmosferę:
– Może mogę pomóc?
– Dziękuję, damy sobie radę – odpowiedziała mama i spojrzała wymownie na Magdę.
Wieczorem usłyszałam rozmowę rodziców za ścianą:
– Paweł wydaje się porządny… Szkoda tylko, że Anka taka zamknięta.
Po powrocie do Krakowa długo płakałam Pawłowi w ramię.
– Nie chcę tam wracać – powiedziałam przez łzy.
– Nie musisz – odpowiedział spokojnie.
Zaczęliśmy układać sobie życie po swojemu. Po studiach znalazłam pracę w wydawnictwie i wynajęliśmy razem mieszkanie na Ruczaju. Paweł oświadczył mi się podczas spaceru nad Wisłą. Było pięknie i prosto – bez rodziny, bez świadków.
Kiedy zadzwoniłam do mamy z tą wiadomością, usłyszałam:
– A Magda już od roku jest zaręczona z Michałem! Widzisz? Można było szybciej.
Nie odpowiedziałam nic. Po raz pierwszy poczułam w sobie spokój.
Ślub wzięliśmy kameralnie – tylko najbliżsi przyjaciele i Paweł z rodzicami. Moja rodzina nie przyjechała – mama tłumaczyła się chorobą babci, tata miał delegację służbową, Magda była na wakacjach w Hiszpanii.
Z czasem kontakt z rodziną ograniczył się do kilku telefonów rocznie i życzeń świątecznych na Messengerze. Czułam żal i pustkę, ale wiedziałam już, że nie zmienię przeszłości.
Kiedy urodził się nasz syn Staś, Paweł namawiał mnie:
– Zadzwoń do mamy. Może wnuk coś zmieni?
Zadzwoniłam. Mama powiedziała tylko:
– No dobrze… gratuluję. Ale wiesz… Magda też jest w ciąży!
Zrozumiałam wtedy, że nigdy nie będę dla nich ważna.
Przez lata próbowałam pogodzić się z tym brakiem miłości i akceptacji. Chodziłam na terapię, rozmawiałam z Pawłem i przyjaciółkami. Zbudowałam własną rodzinę – pełną ciepła i wsparcia.
Czasem jednak wraca do mnie pytanie: czy można naprawdę uwolnić się od ran zadanych przez najbliższych? Czy wybaczenie to coś więcej niż zapomnienie?
A wy? Czy też nosicie w sobie takie rodzinne blizny? Jak sobie z nimi radzicie?