Cień nad Jeziorem: Opowieść o rodzinie, tajemnicach i przebaczeniu
Drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem, który odbił się echem po pustym korytarzu. Stałam w progu mieszkania, w którym dorastałam, a które teraz wydawało mi się obce i zimne. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i starego drewna. Moje serce waliło jak oszalałe – wiedziałam, że ten powrót nie będzie łatwy. Miałam trzydzieści dwa lata i przez ostatnie dziesięć nie odwiedzałam rodzinnego domu w Olsztynie. Powód był prosty: nie potrafiłam wybaczyć ojcu tego, co zrobił mojej matce.
– Marta? – głos babci Haliny był cichy, jakby bała się, że zaraz zniknę.
– To ja, babciu – odpowiedziałam, próbując ukryć drżenie w głosie.
Weszła do przedpokoju, opierając się na lasce. Jej oczy były czerwone od płaczu.
– Dobrze, że wróciłaś. Ona na ciebie czekała do końca…
Nie odpowiedziałam. W gardle miałam gulę, która nie pozwalała mi mówić. Mama zmarła tydzień temu na raka. Nie zdążyłam się z nią pożegnać. Przez lata unikałam rozmów telefonicznych, listów, świąt. Wszystko przez to, co wydarzyło się tamtej nocy nad jeziorem Ukiel.
Miałam wtedy dziewiętnaście lat. Ojciec wrócił pijany i wszczął awanturę o pieniądze. Mama płakała, a ja próbowałam ją bronić. Wtedy uderzył mnie po raz pierwszy. Uciekłam z domu jeszcze tej samej nocy i przysięgłam sobie, że nigdy tu nie wrócę.
Teraz jednak musiałam wrócić – pogrzeb, sprawy spadkowe, babcia, która została sama. Ojca nie było – podobno wyjechał do Niemiec za pracą i słuch po nim zaginął.
W salonie panował półmrok. Na stole stały zdjęcia mamy – uśmiechnięta, z długimi kasztanowatymi włosami, trzymająca mnie na kolanach. Obok leżał list zaadresowany do mnie.
Drżącymi dłońmi otworzyłam kopertę.
„Córeczko,
Wiem, że mnie nienawidzisz za to, że pozwoliłam mu zostać. Ale chciałam ci powiedzieć, że nigdy nie przestałam cię kochać. Wybacz mi, jeśli możesz. Mama”
Łzy popłynęły mi po policzkach. Przez lata obwiniałam ją za własną słabość, za to, że nie potrafiła odejść od ojca. Teraz już nie mogłam jej tego powiedzieć.
Babcia usiadła naprzeciwko mnie.
– Marta… Musisz wiedzieć coś jeszcze – zaczęła ostrożnie. – Twój ojciec… on nie był taki zawsze. Po śmierci twojego brata coś w nim pękło.
Zamarłam.
– Jak to? – szepnęłam. – Przecież Tomek zginął w wypadku samochodowym…
Babcia spojrzała na mnie z bólem.
– To nie był wypadek. Twój ojciec prowadził samochód po pijaku. Twoja mama próbowała go chronić przed więzieniem…
Zatkało mnie. Przez lata żyłam w przekonaniu, że to był nieszczęśliwy zbieg okoliczności. Teraz wszystko nabrało innego sensu.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałyście?!
– Twoja mama chciała cię chronić. Bała się, że go znienawidzisz jeszcze bardziej…
Wstałam gwałtownie i wybiegłam na podwórko. Powietrze było ciężkie od wilgoci i zapachu jeziora. Usiadłam na ławce pod starą jabłonią i zaczęłam płakać jak dziecko.
Następnego dnia przyszła do mnie ciotka Irena – siostra mamy. Zawsze była twarda jak skała i mówiła prosto z mostu.
– Słuchaj, Marta – zaczęła bez ogródek – musisz zdecydować, co zrobić z domem. Babcia jest schorowana, a ty masz swoje życie w Warszawie.
– Nie wiem… Może ją zabiorę do siebie? – odpowiedziałam niepewnie.
– A twój mąż? Zgodzi się?
Zamilkłam. Mój mąż, Krzysiek, już od dawna miał dość mojej emocjonalnej huśtawki i dystansu wobec jego rodziny. Nasze małżeństwo wisiało na włosku.
Wieczorem zadzwoniłam do niego.
– Krzysiek… Babcia jest w złym stanie. Chciałabym ją zabrać do nas na jakiś czas.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Marta… Ty nawet ze mną nie rozmawiasz o swoich uczuciach, a chcesz sprowadzić tu swoją babcię? Może najpierw porozmawiamy o nas?
Poczułam narastającą frustrację.
– To nie jest dobry moment na takie rozmowy!
– A kiedy będzie? Zawsze coś jest ważniejsze ode mnie!
Rozłączyłam się bez słowa.
Przez kolejne dni próbowałam ogarnąć sprawy spadkowe i opiekować się babcią. Każda rozmowa z rodziną kończyła się kłótnią lub łzami. Ciotka Irena zarzucała mi egoizm, kuzynka Magda wypominała, że „miastowa” przyjechała tylko po to, żeby sprzedać dom i zgarnąć pieniądze.
Pewnego wieczoru usiadłyśmy z babcią przy herbacie.
– Wiesz, Marto… Czasem trzeba wybaczyć nie dla innych, ale dla siebie – powiedziała cicho.
Spojrzałam na nią przez łzy.
– Ale jak mam wybaczyć ojcu? Jak mam wybaczyć mamie?
Babcia uśmiechnęła się smutno.
– Może spróbuj ich zrozumieć? Każdy niesie swój ciężar…
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o dzieciństwie – o chwilach szczęścia nad jeziorem, o śmiechu mamy i ciepłych dłoniach babci. O tym, jak bardzo chciałam być kochana i jak bardzo bałam się odrzucenia.
Po tygodniu podjęłam decyzję: zabieram babcię do Warszawy. Dom sprzedamy wspólnie z rodziną – podzielimy się pieniędzmi po równo. Wiedziałam już, że nie da się cofnąć czasu ani naprawić wszystkich błędów przeszłości. Ale można spróbować zacząć od nowa.
Ostatniego dnia przed wyjazdem poszłam nad jezioro Ukiel. Stałam na pomoście i patrzyłam na spokojną taflę wody.
– Mamo… wybaczam ci – wyszeptałam drżącym głosem.
Wróciłam do domu lżejsza o ten ciężar, który nosiłam przez lata.
Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko krew i wspomnienia – to wybory, które podejmujemy każdego dnia. Czy można naprawdę wybaczyć i zacząć od nowa? A może są rany, które nigdy się nie zagoją?